27 kwietnia 2020

Moja poranna pielęgnacja twarzy - aktualizacja #2

Minęło już półtora roku od ostatniej aktualizacji na temat mojej porannej pielęgnacji twarzy. Od tego czasu niewiele się zmieniło. Nadal stawiam na minimalizm, który świetnie się u mnie sprawdza. Stawiam na kosmetyki o dobrych składach. A także staram się sięgać po te polskich marek. Przy okazji tego posta, chciałabym pokazać co używam obecnie, ponieważ odkryłam sporo fajnych kosmetyków.

KROK 1: mycie / oczyszczanie

Nadal bardzo dobrze sprawdza się u mnie mycie skóry samą wodą. Rano nie stosuję żadnych  żeli, pianek, ani mleczek. Dzięki takiej pielęgnacji moja mieszana skóra bardzo się uspokoiła. Zwłaszcza mocno przetłuszczająca się strefa T. Zbyt mocne oczyszczanie skóry doprowadzało tylko do coraz większej produkcji sebum. Obecnie moja skóra w znacznym stopniu z mieszanej stała się normalna. Po przebudzeniu rano, nie jest tłusta w strefie T. Przemycie ją wodą w zupełności wystarcza.

KROK 2: tonizowanie


Oczyszczoną skórę przecieram tonikiem lub hydrolatem. Obecnie mam hydrolat z czystka. Mój jest firmy Bioline. Znajduje się w wygodnym w użyciu opakowaniu z atomizerem. Jest on bardzo łagodny i przeznaczony do codziennej pielęgnacji każdego rodzaju skóry. Wspomaga likwidację plam i przebarwień, dzięki czemu wyrównuje koloryt skóry. Działa też ściągająco i oczyszczająco. Może być stosowany do okładów pod oczami, ponieważ zmniejsza obrzęk i opuchliznę. Ma on trochę "śmierdzioszkowy" zapach, ale idzie się do niego przyzwyczaić.

KROK 3: nawilżanie


W okresie zimowym stosowałam treściwe kremy marki ShyDeer, o których pisałam TUTAJ. Obecnie moja skóra potrzebuje czegoś lżejszego, dlatego sięgnęłam po polecany przez wiele osób krem marki Resibo - Your Light Moisturizer. Używam go rano. Mimo lekkiej konsystencji zapewnia odpowiednią dawkę nawilżenia skórze. Bardzo go polubiłam. Więcej na jego temat znajdziecie TUTAJ.

Tak wygląda moja poranna pielęgnacja twarzy. Jest prosto i szybko, ale skutecznie. A do tego bardzo minimalistycznie. Potem w zależności od dnia wykonuję makijaż lub nie nakładam już nic więcej na skórę i oczyszczam ją w wieczornej pielęgnacji.

A Wy jakie kosmetyki stosujecie w porannej pielęgnacji skóry twarzy?
Czytaj dalej »

19 kwietnia 2020

RESIBO - Your Light Moisturizer (Lekki krem nawilżający)

Przez całą zimę używałam treściwych kremów. Jednak, gdy robi się cieplej, moja skóra nie potrzebuje już aż tak silnego nawilżenia. Przestawiam się wtedy na lżejsze kremy. Bardzo dużo osób polecało Lekki krem nawilżający marki Resibo. A że nie miałam jeszcze nic z ich oferty, to postanowiłam spróbować. Dodatkowo jest to polski produkt, nie testowany na zwierzętach i wegański.


Krem znajduje się w tubce o pojemności 50 ml. Kosztuje 69 zł. Ja kupiłam go w promocji za 55,20 zł. Jest to bardzo higieniczne opakowanie, ponieważ krem wyciskamy poprzez taki długi dozownik. Tubka jest bardzo dobrze zrobiona - nie wydobywa się z niej za dużo produktu, tylko tyle ile potrzeba. Przeznaczony jest do każdego rodzaju cery. Używam go na dzień. Ma przyjemny zapach - taki świeży i cytrusowy.


Jeśli chodzi o działanie, to już sama jego nazwa wszystko mówi. Krem ma bardzo lekką konsystencję. Dzięki czemu szybko się wchłania i nie roluje się. Łatwo rozprowadza się po skórze, dlatego wystarczy używać go niedużo na raz. Niewiele większa ilość niż ta, którą widać na zdjęciu wystarcza mi na posmarowanie twarzy i szyi. Dlatego przypuszczam, że będzie bardzo wydajny. Jest wręcz idealny pod makijaż. A przy tym jest silnie nawilżający. Skóra po jego użyciu jest miękka, sprężysta i odpowiednio nawilżona. 


Sięgnęłam po ten krem również ze względu na dobry skład. Zawiera sporo składników nawilżających, które mają tworzyć na powierzchni skóry filtr chroniący przed odparowywaniem wody, takich jak np. masło cupuacu, wielkocząsteczkowy kwas hialuronowy, witamina E, olej z otrąb ryżowych, olej z pestek winogron. Gdy zaczęłam się wczytywać w opis producenta, to okazało się, że krem ten zawiera też składniki, które mają wspierać osoby z cerą ze skłonnością do rozszerzonych naczynek. Są to m.in. takie składniki jak: ekstrakt z rumianku, ekstrakt z pieprzu tasmańskiego, ekstrakt z oczaru wirginijskiego, ekstrakt z kasztanowca, ekstrakt z lipy. 

SKŁAD: Aqua, Propanediol, Glycerin, Coco-Caprylate/Caprate*, Caprylic/Capric Triglyceride*, Oryza Sativa Bran Oil, Vitis Vinifera Seed Oil, Squalane*, Polyglyceryl-2 Stearate*, Trehalose*, Theobroma Grandiflorum Seed Butter, Sodium Hyaluronate*, Tasmannia Lanceolata Fruit/Leaf Extract*, Hamamelis Virginiana Leaf Extract, Hypericum Perforatum Flower Extract, Calendula Officinalis Flower Extract, Chamomilla Recutita Flower Extract, Aesculus Hippocastanum Seed Extract, Malva Sylvestris Flower Extract, Tilia Platyphyllos Flower Extract, Mentha Piperita Leaf Extract, Achillea Millefolium Flower Extract, Tocopherol, Helianthus Annuus Seed Oil, Glyceryl Stearate*, Cetyl Alcohol, Stearyl Alcohol*, Acacia Senegal Gum*, Xanthan Gum*, Tetrasodium Glutamate Diacetate, Sodium Benzoate, Potassium Sorbate, Citric Acid, Parfum, Citral, Limonene, Geraniol, Linalool
*składniki certyfikowane

Mieliście ten kem?
Co o nim sądzicie?
Czytaj dalej »

7 kwietnia 2020

HERBATINT - trwała farba do włosów w żelu (Permanent Herbal Hair Color Gel)

Już od kilku lat nie farbowałam włosów w domu. Wolałam iść do fryzjera. Niestety moja wizyta została odwołana w związku z coronawirusem. Nie farbuję włosów zbyt często. Ostatnio byłam u fryzjera jeszcze w grudniu. Następną koloryzację zaplanowaną miałam na marzec. Skoro teraz muszę poradzić sobie sama, to pomyślałam, że to dobry moment, aby wypróbować ziołową farbę do włosów. Pierwsza jaka przyszła mi na myśl to produkt marki HERBATINT - trwała farba do włosów w żelu. Zapłaciłam za nią ok. 44 zł.


W opakowaniu znajdują się:
- 1 butelka żelu koloryzującego Herbatint 60 ml
- 1 butelka aktywatora 60 ml
- 1 saszetka Szamponu Normalizującego 15 ml
- 1 saszetka Królewskiej Odżywki w kremie 15 ml
- instrukcja
- rękawiczki

Zawartość obu buteleczek należy wymieszać w proporcji 1:1. Nie musi się zużywać całej farby na raz. Ja na początek zmieszałam jej ok. 1/3 na odrosty. Instrukcja zaleca odczekać 30 minut i potem nałożyć jeszcze farbę na całej długości włosów na 10 minut. Rozrobiłam więc jeszcze trochę, ponieważ niewykorzystaną ilość farby zmieszanej należy wyrzucić. Ostatecznie zostało mi jeszcze po 15 ml w każdej buteleczce. Tą pozostałą ilość niewykorzystanego produktu można przechowywać do następnego farbowania. Przyda mi się ona na odrosty za jakiś czas.


Żel koloryzujący i aktywator mają postać płynną. Po ich zmieszaniu otrzymujemy produkt o żelowej konsystencji. Przypomina on trochę kisiel. Łatwo się nabiera na pędzel i prosto aplikuje. Nie lubię sama nakładać farby na włosy, bo boję się, że opuszczę jakieś miejsca. Ale muszę przyznać, że jestem z siebie dumna, ponieważ poradziłam sobie z tym. Najgorsza była aplikacja farby na tył głowy, ale udało się nic nie opuścić.


Farba po zmieszaniu ma brązowy kolor, natomiast na włosach staje się ciemnozielona. Nie przestraszyłam się tego efektu, ponieważ czytałam relacje innych dziewczyn, które jej używały i opisywały, że tak się stanie. Po upływie 40 minut zabrałam się za zmywanie farby. Zastygła trochę na włosach, ale łatwo dała się spłukać. Jest to dobry pomysł, że do opakowania dołączona była saszetka z szamponem i odżywką. Chętnie je użyłam. Szampon bardzo mocno się pieni, jednak włosy już w trakcie mycia zrobiły się okropnie szorstkie i suche. Zaczęły się plątać i źle wypłukiwało się z nich ten szampon. Byłam trochę przerażona, bo nie lubię kiedy moje włosy stają się tak szorstkie. Na szczęście wszystko uratowała odżywka. Jak za dotknięciem magicznej różdżki włosy po jej użyciu zrobiły się miękkie, gładkie i rozplątały się. Działanie tej odżywki spodobało mi się tak bardzo, że zapisałam ją do mojej listy zakupów, ponieważ można ją kupić w opakowaniu pełnowymiarowym.


Wybrałam odcień 3N - ciemny kasztan z serii naturalnej. Zaraz po farbowaniu wygląda jak ciemna gorzka czekolada. Jest to kolor dla mnie zdecydowanie za ciemny. Jednak wiadomo, że farba trochę się jeszcze w trakcie kilku następnych myć z włosów wypłucze. Tak się też stało. Z czasem kolor stał się bardziej chłodny - czyli taki o jaki mi chodziło. Na zdjęciach tego za bardzo nie widać, bo kolor cały czas jest intensywny. Ale w rzeczywistości po kilku umyciach stał się nieco chłodniejszy. Farba ładnie i równomiernie kryje siwe włosy. Pojawiło mi się ich już kilka - wszystkie zostały zafarbowane. Jestem ciekawa jak ten kolor będzie się utrzymywał.

Używaliście farby do włosów w żelu marki Herbatint?
Co o niej sądzicie?
Czytaj dalej »