30 października 2017

3 x TAK oraz 1 x MEH, czyli kosmetyczne podsumowanie października 2017 r.

Odkąd zaczęłam używać tusz wodoodporny, to cały czas szukałam jakiegoś fajnego dwufazowego płynu do demakijażu. Niestety płyn micelarny, który używam nie radzi sobie ze zmywaniem tego typu kosmetyków. Próbowałam różne płyny dwufazowe, jednak przeważnie denerwowało mnie w nich to, że zostawiały bardzo tłustą i nieprzyjemną warstwę na skórze. 


W październiku wszystkie kosmetyki do demakijażu mi się pokończyły i trzeba było kupić nowe. Nie wiedziałam jakie wybrać. Tak się złożyło, że miałam mało czasu na zastanowienie. Weszłam na szybko do Rossmanna i chwyciłam pierwszy, który rzucił mi się w oczy. Zaczęłam go używać i okazało się, że jest świetny. Mowa tu o DWUFAZOWYM PŁYNIE DO DEMAKIJAŻU OCZU marki NIVEA. Wiele razy na blogach czytałam pozytywne opinie o nim i chyba jakoś tak utkwił mi w podświadomości, że to właśnie po niego sięgnęłam. 


Lubię go za to, że jest delikatny, ale za razem bardzo skuteczny. Wystarczy chwilkę przytrzymać nasączony nim wacik na powiece i wodoodporny makijaż się rozpuszcza. Nie piecze, ani nie szczypie, nawet jak się trochę go dostanie do oka. Pozostawia po sobie tłustą warstwę, ale jest ona bardzo delikatna i mi nie przeszkadza. 


Płyn znajduje się w dość małej buteleczce, bo ma 125 ml pojemności. Jednak jest wydajny. Jak na cały miesiąc regularnego stosowania, to zużyłam go niewiele. Dodatkowo można go często kupić na promocji.


Chciałabym też wspomnieć o dwóch fajnych kosmetykach, które udało mi się kupić w TkMaxx. Jak tylko mam okazję tam być, to zaglądam na dział z kosmetykami. Nie zawsze mają coś fajnego. Dodatkowo jak już byłby jakiś ciekawy kosmetyk, to przeważnie jest on otwarty i poniszczony. Dlatego bardzo rzadko udaje mi się coś fajnego tam kupić. Ale we wrześniu trafiłam na dwie świetne perełki, które były zafoliowane i na szczęście nikt przy nich nie majstrował.


Pierwszy to produkt z Nowej Zelandii - MASECZKI W PŁACIE TIAKI. Zaciekawiła mnie ta marka, a dodatkowo spodobał mi się ich skład. Zresztą sami zobaczcie:
Aqua, Hamamelis Virginiana (Witch Hazel) Water, Polysorbate 20, Leptospermum Scoparium Mel (Active Manuka Honey), Cassia Angustifolia Seed Polysacharide (Natural Althernative to Hylaurinic Acid), Organic Rosa Canina (Rose Hip) Oil, Hydrolyzed (Marine) Collagen, Sclerocarya bierra (Marulla) Seed Oil, Argania Spinosa (Argan) Kernel oil, Carbomer, Xanthan Gum, Prunus Amygdalus Dulcis (Almond) Oil, Aloe Barbadensis Leaf Juice, Allantoin, Triethanolamine, Benzyl Alcohol & Salicylic Acid & Glycerin & Sorbic Acid, Sodium Hydroxide, Tetrasodium EDTA.


Opakowanie zawiera 5 masek. Stosujemy je standardowo jak inne tego typu - aplikujemy na 10 minut na oczyszczoną skórę twarzy. Stosowałam je głównie po kwasach (bo jesienią znów wróciłam do zabiegów z kwasem migdałowym). Gdy skóra jest oczyszczona z obumarłego naskórka, to fajnie wchłania substancje odżywcze z maski. A dodatkowo uspokaja to i koi skórę. W TkMaxxie mieli tylko jedno opakowanie tych masek. Potem więcej ich już nie widziałam, ale może jeszcze uda mi się na nie trafić.

Drugi produkt to serum do twarzy marki SENSATIA BOTANICALS. Przeznaczone jest dla skóry mieszanej i tłustej. Zawiera olej z drzewa herbacianego w połączeniu z kilkoma innymi składnikami, które razem tworzą fajną mieszankę. Aplikuje się go ok. 3-6 kropli na całą twarz. Stosuje się je już na oczyszczoną skórę. Ja robię to tak, że przeważnie jak wracam do domu, to od razu zmywam makijaż. Po demakijażu aplikuję właśnie to serum. Jest ono dość tłuste i potrzebuje trochę czasu, aby się wchłonąć. Stosowałam je codziennie przez dwa miesiące i zauważyłam fajne efekty jego działania. Przede wszystkim pomaga w pielęgnacji skóry problematycznej: szarej, niedokrwionej, wrażliwej, trądzikowej, skłonnej do zaskórników.


Skład: Melaleuca Alternifolia (Tea Tree) Leaf Oil /olejek z drzewa herbacianego/, Triticum Vulgare (Wheat) Germ Oil /olej z kiełków pszenicy/, Citrus Medica Limonum (Lemon) Peel Oil /olejek ze skórki cytryny/, Tocopherol /witamina E/, Mentha Arvensis (Peppermint) Leaf Oil /olejek z liści mięty polnej/, Rosmarinus Officinalis (Rosemary) Extract /ekstrakt z liści rozmarynu/.


W tym miesiącu nie natrafiłam na żaden bubel, jednak miałam do czynienia z kosmetykiem, który nie do końca spełnił swoje zadanie. Mowa o ANTYPERSPIRANCIE INVISIBLE FOR BLACK AND WHITE marki NIVEA. Kupiłam go, bo dezodorant mi się skończył. Wybrałam właśnie ten, bo przy okazji wzięłam udział w konkursie, który organizowała ta marka. 


Ogólnie antyperspirant ten spełnia swoje zadanie i chroni przed potem. Nie zostawia też żółtych śladów na białych ubraniach - co zasługuje na duży plus. Jednak mam z nim problem w przypadku czarnych i ciemnych ubrań. Zostawia na nich białe ślady. Dlatego raczej następnego już nie kupię, tylko powrócę do naturalnych dezodorantów. 

Mieliście któryś z tych kosmetyków?
Jacy są Wasi ulubieńcy kosmetyczni w tym miesiącu?
Czytaj dalej »

24 października 2017

Domowe SPA: maseczki do twarzy LIRENE

Bardzo lubię spa w domowym zaciszu. Zwłaszcza w długie, jesienne wieczory. W tym roku ten czas umilają mi maseczki Lirene. Otrzymałam sporo nowości do przetestowania i od razu chętnie się za to zabrałam :)) Maseczki te są bardzo różnorodne - są tu zabiegi dwu etapowe, maseczki kremowe, peel-off - na pewno każdy znajdzie coś dla siebie.


Na początek maseczki 2-etapowe. Składają się one z dwóch saszetek, w których znajdują się poszczególne etapy zabiegu. Do wyboru mamy dwa rodzaje, a ich cena to 4,99 zł za sztukę.


MIGDAŁOWY ZABIEG UJĘDRNIAJĄCY z elastyną morską
I ETAP: Peeling micro-złuszczający z kwasem migdałowym, którym delikatnie masujemy skórę przez ok. 5 minut
II ETAP: Maska ujędrniająca z olejkiem migdałowymi witaminą E, którą pozostawiamy do wchłonięcia.

HIALURONOWY ZABIEG WYPEŁNIAJĄCO-LIFTINGUJĄCY 
I ETAP: Hialuronowe serum z zielonymi algami
II ETAP: Lipidowa maska napinająca - obie te części po aplikacji na skórę, pozostawiamy do wchłonięcia.

*****************


A teraz maseczka, która składa się z dwóch saszetek, ponieważ przeznaczona jest na dwie aplikacje. Mi wystarczyła na cztery, bo jest jej na tyle dużo, że podzieliłam sobie te saszetki jeszcze na pół. Jest to MINERALNY ZABIEG OCZYSZCZAJĄCY Z ZIELONĄ GLINKĄ. Ma za zadanie dobrze oczyszczać, a także przywracać świeży i promienny wygląd skórze. Zawiera guaranę, glinkę kaolinową oraz drobinki peelingujące w postaci łupinek z ziarenek kakao. Maseczkę aplikujemy na skórę, chwilę delikatnie masujemy, pozostawiamy na 10 minut, po czym zmywamy dokładnie ciepłą wodą. Maseczka ma pojemność 2 x 6 ml, kosztuje 4,99 zł.

*****************

Wśród tych nowości znajdują się również dwa peelingi. Jeden to PEELING ENZYMATYCZNY. Trzymamy go na skórze przez 5-8 minut, a następnie zmywamy ciepłą wodą. Bardzo lubię stosować tego typu peelingi, więc byłam go bardzo ciekawa - dlatego była to jedna z pierwszych saszetek, które wypróbowałam. Świetnie sprawdza się do oczyszczania skóry delikatnej i naczynkowej, ponieważ nie wymaga tarcia. Zawarte w nim kwasy owocowe i papaina rozpuszczają obumarły naskórek, nie powodując uczucia suchości czy pieczenia. Stosuje się go nie częściej niż 2 razy w tygodniu. Taka saszetka ma pojemność 8 ml, kosztuje 2,99 zł.


W drugiej saszetce znajduje się MICROPEELING WYGŁADZAJĄCY z lotosem, bambusem, lilią wodną, wyciągiem z cytryny. Posiada on delikatne drobinki peelingujące, które mają za zadanie usuwać martwy naskórek oraz oczyszczać. Używamy go delikatnie masując skórę przez ok. 2-3 minuty, a następnie zmywamy ciepłą wodą. Ma on pojemność 8 ml, kosztuje 2,99 zł. Taka saszetka wystarcza więcej niż na jedno użycie.

*****************


Po wykonanym peelingu dobrze jest użyć jedną z maseczek. Na przykład taką, którą aplikujemy na skórę i pozostawiamy do wchłonięcia. Ewentualnie można trochę jej nadmiaru usunąć po ok. 10 minutach trzymania na skórze. W nowościach Lirene do wyboru są trzy takie:
- ROZŚWIETLAJĄCA MASKA NAPINAJĄCA z białą perłą, kompleksem z kwasem rozmarynowym,
- BOGATA MASKA UJĘDRNIAJĄCA ZE ZŁOTĄ ALGĄ zawiera olejki, witaminę E,
- WITAMONOWA MASKA ULTRA NAWILŻAJĄCA  z wiśnią z Barbados, witaminą C.
Maseczki te są wygodne w aplikacji - po prostu otwieramy saszetkę i aplikujemy jej zawartość na skórę. Ich pojemność to 8 ml, koszt 2,99 zł za sztukę.

*****************

Na koniec zostawiłam najciekawsze maseczki. Są one w formie proszku. Używa się je w ten sposób, że przesypujemy proszek do miseczki. Następnie przecinamy saszetkę wzdłuż oznaczonej na jej tyle linii i napełniamy pustą saszetkę letnią wodą - stanowi to ok. 30 ml. Dzięki temu nie potrzebujemy już dodatkowej miarki. Wystarczy tylko dolać wodę do proszku i mieszać, aż do uzyskania gładkiej masy bez grudek.


Są to maski typu peel-off, które mają to do siebie, że zaczynają szybko zastygać. Dlatego należy je aplikować na skórę od razu po przygotowaniu, pamiętając o tym, aby omijać okolice oczu. Po ok. 10-15 minutach ściągamy zastygniętą maskę delikatnym ruchem od szyi w górę. W zamyśle producenta powinno to nastąpić w jednym kawałku. Mi się tak nie udało ich ściągnąć, tylko w częściach. Ewentualne pozostałości maski zmywamy letnią wodą. Maski te mają pojemność 10 g, kosztują 11,99 zł za sztukę, dostępne są w 5-ciu rodzajach:
- REWITALIZUJĄCA MASKA Z WITAMINĄ C,
- ALGOWA MASKA GŁĘBOKO NAWILŻAJĄCA,
- NAPINAJĄCA MASKA Z 24K ZŁOTEM I PERŁĄ,
- REGENERUJĄCA MASKA Z OLEJKIEM ROZMARYNOWYM,
- GLINKOWA MASKA GŁĘBOKO OCZYSZCZAJĄCA.

Dajcie znać w jakiej formie maski najbardziej lubicie? 
Mieliście może którąś z tych maseczek?
Co o nich sądzicie?
Czytaj dalej »

19 października 2017

NEO NAIL - kolekcja STAR GLOW - lakier hybrydowy Falling Star


Mój mąż się nieraz śmieje, że nie przejdę obojętnie wobec wszelkich błyskotek. Dlatego to nie jest dziwne, że bardzo zaciekawiły mnie lakiery hybrydowe z nowej kolekcji Neo Nail. Nosi ona nazwę STAR GLOW. Kolekcja składa się z ośmiu kolorów. Najchętniej kupiłabym połowę z nich. Jednak na początek skusiłam się na dwa: Falling Star oraz Eclipse.


Na razie użyłam jeden z nich - FALLING STAR. Jest to bezbarwny lakier, w którym zatopionych jest mnóstwo mieniących się na różne kolory drobinek. W przypadku Falling Star to miks fioletu i różu ze szmaragdowymi akcentami. Piękno tego koloru zostanie świetnie wyeksponowane na czarnym lakierze bazowym.


Podobne efekty można też uzyskać wcierając ozdobny pyłek. Jednak ja wolę lakier z zatopionymi w nim drobinkami. Jest to znacznie prostsza forma aplikacji. A dodatkowo bardziej trwała - pyłki potrafią zetrzeć się na końcach paznokci i potem nie wygląda to już ładnie. Lakiery z kolekcji Star Glow mają ma 6 ml pojemności i kosztują 34 zł za sztukę. Mi udało się kupić je troszkę taniej, bo na promocji w związku z wprowadzeniem ich na rynek.

Podoba Wam się taki efekt ?
Czytaj dalej »

15 października 2017

HEAN - przegląd kosmetyków: maskara, pomadka, szminka i lakiery do paznokci

Do tej pory miałam bardzo małą styczność z kosmetykami marki Hean. Dlatego cieszę się, że mogę kilka z nich przetestować. Pierwszy produkt, po który sięgnęłam to Maskara GIGANT SHOCK PROFESSIONAL XXL VOLUME. 


Należy do tych maskar, które już od pierwszego użycia są takie w sam raz - nie za gęste, nie za rzadkie. Dobrze się ją dzięki temu aplikuje. Jednak moje doświadczenia z tego typu tuszami były takie, że one szybko zaczynały zasychać. Ciekawe jak będzie w tym przypadku - na razie używam go około miesiąca.


Ma tradycyjną szczoteczkę - od czasu do czasu też po takie sięgam, chociaż częściej kupuję tusze z silikonowymi szczoteczkami. Ta jest wygodna w używaniu, nie za duża, ze zwężającym się końcem dobrym do podkreślania rzęs w kącikach.


Maskara ta ładnie pogrubia rzęsy. Ja aplikuję dwie jej warstwy. Jedna jest niewystarczająca, a dwie faktycznie pogrubiają, ale efekt jest nadal bardzo naturalny. Ma ładny, czarny kolor. Dobrze rozdziela i układa rzęsy. Jest trwała i nie osypuje się. A do tego wszystkiego jest tania. Kosztuje ok. 16 zł. Dodatkowo w 2014 r. zdobyła złoty medal jako wybór konsumentów w kategorii "Najlepszy produkt".


Bardzo zaciekawiła mnie też matowa pomadka  LUXURY MATTE LIQUID LIPSTICK NON TRANSFER. Zwłaszcza po tym, gdy poleciła ją Maxineczka w ulubieńcach. Miałam ją kupić, ale jakoś tak zapomniałam. Dlatego fajnie, że dostałam ją do testów. Najbardziej chciałabym jeden z tych trzech najjaśniejszych kolorów. Niestety trafił mi się numer 04 PURPLE LAND, czyli fiolet. Ładnie on wygląda w opakowaniu i wiem, że jest teraz bardzo modny. Jednak ja źle czuję się w takich kolorach i używałam tą pomadkę tylko kilka razy.


Jest bardzo komfortowa na ustach - nie zastyga na skorupkę, tylko jest nadal bardzo miękka, a zarazem bardzo trwała. Długo się utrzymuje, nawet jak coś w międzyczasie zjadłam. Dobrze się ją aplikuje - aplikatorem nawet da się obrysować kontur ust bez potrzeby używania konturówki. Pomadka też jest przystępna cenowo, ponieważ kosztuje ok. 17 zł. Czuję się zachęcona, aby kupić jeden z odcieni 01, 02 lub 03.


Mam tak jakoś dziwnie, że ciemnych kolorów na ustach nie lubię. Na co dzień sięgam po te bardzo neutralne. Jednak czasem lubię też i czerwień. Tak się złożyło, że taką dostałam od Hean - LUXURY CASHMERE LIPSTICK. Gdyby ktoś szukał pomadki w ładnym czerwonym kolorze, to 708 RUBY RED jest bardzo ładny. To nie jest taka klasyczna czerwień, tylko lekko wpadająca w bordo.


Jest to pomadka dająca satynowe wykończenie. Ma kremową formułę. Jest dobrze mapigmentowana - nadaje kolor już po pierwszym muśnięciu ust. Nie zastyga, ale nie jest też klejąca. Daje uczucie miękkości i nawilżenia, dzięki temu nie podkreśla suchych skórek, ani nie wydusza ust. Schodzi równomiernie, ale nie jest bardzo trwała. Wystarczy coś zjeść i już trzeba dokonać poprawek.


Na uwagę zasługuje też jej opakowanie. Prezentuje się bardzo elegancko. Ta czarna część jest taka jakby welurowa w dotyku. Dodatkowo znajduje się w niej magnes, który przyciąga nakrętkę. Dzięki temu pomadka łatwiej się zamyka i nie otwiera się sama przy byle dotknięciu.


A na koniec zestaw sześciu lakierów do paznokci I LOVE HEAN. Odkąd mam hybrydy, to dawno już nie używałam takich zwykłych lakierów. Tak się złożyło, że odrost zrobił mi się już na tyle duży, że trzeba zmienić hybrydy na nowe. Dlatego w międzyczasie pomyślałam, że zrobię sobie od nich krótką przerwę i sprawdzę jakie są te lakiery z Hean. 


Kolory mają bardzo ładne. Takie jakie lubię nosić na paznokciach. Dobrze się je aplikuje. Jednak wiadomo, że nie mają takiej trwałości jak hybrydy. Odzwyczaiłam się już od tego, że trzeba czekać aż lakier wyschnie. Dodatkowo choćbym nie wiem jak się starała, to zwykłe lakiery bardzo krótko trzymają się na moich paznokciach. Dlatego wracam znów do hybryd, bo mam fajne nowości do wypróbowania.


Mieliście któryś z tych kosmetyków?
Co o nich sądzicie?
Czytaj dalej »

10 października 2017

EVELINE COSMETICS - przegląd kosmetyków kolorowych: matowe pomadki, baza i cienie do powiek


Spośród kosmetyków do makijażu marki Eveline bardzo lubię tusze do rzęs. Miałam ich już kilka, a ostatnio kupiłam Extension Volume Mascara False Definition 4D. Znalazł się on nawet w ulubieńcach miesiąca, gdzie pisałam więcej na jego temat. Teraz miałam możliwość wypróbować również i inne kosmetyki marki Eveline, ponieważ ze spotkania blogerek przywiozłam ich sporo do testów.


Pierwsze co wypróbowałam to pomadki Velvet Matt Lip Cream. Wiedziałam czego się mogę po nich spodziewać, ponieważ już jakiś czas temu miałam jedną w kolorze 416 - Wild Fuchsia. Używałam ją niestety rzadko, ponieważ miała bardzo intensywny fuksjowy kolor. A ja preferuję, gdy usta są pomalowane bardziej neutralnie. Wśród tych pomadek, które otrzymałam teraz na spotkaniu blogerek trafiły mi się dwa kolory, które przypadły mi do gustu i chętnie po nie sięgam. A są to numery 412 - MYSTIC ROSE oraz 415 - NUDE PINK. Pozostałe kolory są dla mnie zdecydowanie za ciemne.


Pomadki są dobrze napigmentowane. Mają wygodne aplikatory, którymi łatwo jest obrysować sobie kontur ust aż do samych zewnętrznych kącików, więc nie zawsze potrzebna jest nam konturówka. Mają ładne krycie. Są one matowe, ale nie jest to taki bardzo intensywny efekt. Polubią je osoby, które preferują coś pomiędzy matem, a delikatną satyną. Nie są mocno zastygające, dlatego nie wysuszają ust. Równomiernie ścierają się, co jest dobre, ponieważ nie lubię, gdy zostają dziury bez pomadki, bo to się rzuca w oczy.


Ich trwałość nie jest jakaś powalająca. Wyglądają dobrze na ustach do czasu aż coś zjemy lub wypijemy, bo ścierają się wtedy w znacznym stopniu. Dlatego będą one dobre dla osób, które nie lubią jak pomadka tak mocno zastyga, że aż "wżera" im się w skórę i potem trudno jest ją domyć. Pomadka ma 9 ml pojemności i kosztuje ok. 17 zł


Baza pod cienie to u mnie podstawa w makijażu oczu - bez niej ani rusz, bo inaczej bardzo rolują mi się cienie na powiekach. Dlatego chętnie wypróbowałam tą bazę. A mowa o ALL DAY IDEAL STAY BAZA POD CIENIE 8 w 1. Używam ją już miesiąc i mogę stwierdzić, że daje radę. Na początku tylko trzeba z nią uważać, ponieważ za dużo wylewa się jej z opakowania. Dlatego trzymam ją postawioną do góry nakrętką, aby jej zawartość spływała na dół opakowania. Jak już się jej trochę zużyje, to nie ma problemu z nadmiernym wydobywaniem.


Baza ma cielisty kolor, dzięki temu po jej nałożeniu mamy wyrównany koloryt powieki. Sprawdza się dobrze w makijażach takich delikatnych na co dzień. Podbija kolory cieni, wydłuża ich trwałość, a także zapobiega ich zbieraniu w załamaniu powieki. Na większe wyjścia i imprezy - czyli do makijażu wieczorowego - bym jej nie polecała. Zaaplikowanie na nią większej ilości cieni, a do tego w ciemnych kolorach powoduje, że zaczynają się rolować. Baza ma 12 ml pojemności i kosztuje ok. 18 zł. Nie ma jej co porównywać do hiciorów takich jak Urban Decay czy NYX, ale w swojej kategorii cenowej jest niezła.


Testowałam też poczwórne cienie do powiek QUATTRO EYESHADOW. Z ich kolorami udało mi się dobrze trafić. Mam paletkę numer 12, a w niej cienie wpadające w różowe i brązowe tony. Aplikuje się je bardzo dobrze. Mają taką średnią pigmentację - nie są za mocne, ale też nie za delikatne. Nie osypują się pod oczami, ani mocno nie pylą w opakowaniu. Są to cienie satynowe - leciutko się mieniące. Nadają się do makijażu dziennego.


Z tej paletki najbardziej podoba mi się cień oznaczony jako numer 2. To ładny, jasny róż. Sięgam po niego najczęściej, bo lubię takie kolory aplikować na powiekę ruchomą. Nie wykonuję całego makijażu tylko za pomocą tej jednej paletki, ponieważ łączę ją jeszcze z matowymi cieniami - zwłaszcza cielistym i brązowym. Do malowania nie używam dołączonej do nich pacynki. Wolę swoje pędzle. Ale pacynka ta przydaje mi się do aplikacji pyłków na lakiery hybrydowe. Taka paletka poczwórnych cieni kosztuje ok. 20 zł.


Mieliście któryś z tych kosmetyków?
Co o nich sądzicie?
Czytaj dalej »

4 października 2017

VICHY TEINT IDEAL - lekki podkład na co dzień

Dostałam go na spotkaniu blogerek, które miało miejsce we wrześniu w Rzeszowie (relacja TUTAJ) i od tej pory go używam. Na początku obawiałam się jak to będzie z jego kolorem, ponieważ różnie to bywa z podkładami, których nie sprawdziło się przed używaniem. Mam go w odcieniu numer 15 - i tak się składa, że jest dobrze dopasowany do tonacji mojej skóry, a do tego nie ciemnieje na niej. Z czego się bardzo cieszę.


Producent klasyfikuje go jako rozświetlający, z czym zgodzę się, ale nie do końca. Jestem posiadaczką cery mieszanej, która przetłuszcza się a zarazem bardzo świeci w strefie T, dlatego najchętniej sięgam po podkłady matujące. Podoba mi się na skórze ten pudrowy efekt, który dają. W podkładach rozświetlających przeszkadzało mi to, że po ich aplikacji świeciłam się na całej twarzy (nie tylko w strefie T). Jednak okazuje się, że nie wszystkie są takie. Teint Ideal daje bardzo delikatne rozświetlenie, z efektem zdrowej, promiennej cery. Bardzo mi się to podoba, dlatego dość często po niego sięgałam przez ostatni miesiąc. Podoba mi się to, że twarz jest ujednolicona, bardzo delikatnie rozświetlona, ale nie jest to efekt zbyt mocnego świecenia. Po prostu rozświetla on skórę bardzo subtelnie.


Z tym podkładem mam jeszcze tak, że zaraz po aplikacji na skórę nie wygląda on zbyt korzystnie. Na początku nawet zastanawiałam się czy w ogóle będę go używać. Inne podkłady, które miałam zaraz po rozprowadzeniu na skórze i przypudrowaniu (czyli tak na świeżo) wyglądały ładnie, a z czasem zaczynały się świecić i tracić na tym efekcie. Z Teint Ideal jest inaczej. On dopiero pod wpływem ciepła skóry i gdy "przegryzie" się już nieco z sebum zaczyna ładnie wyglądać. W efekcie nie tworzy efektu maski i skóra wygląda na wypoczętą.


Zauważyłam też, że najlepiej jest przypudrować go jak najmniejszą ilością pudru. Ja go tylko tak leciutko muskam pędzlem. Gdy na początku aplikowałam - tak z przyzwyczajenia - większą ilość pudru, to podkład ciastkował się i wyglądał nieładnie. W jego przypadku im mniej, tym lepiej. Podkład ma lekkie krycie. Wyrównuje koloryt skóry, ale na większe problemy nie obejdzie się bez korektora. Ale za to można stopniować nieco jego krycie. Po nałożeniu pierwszej warstwy, w miejsca gdzie jeszcze coś prześwituje, to dokładam jeszcze nieco podkładu i jest już dobrze. U mnie najczęściej są to zaczerwienione policzki. Ma on dość rzadką i lejącą konsystencje. Źle rozprowadzało mi się go palcami, ponieważ robiły się wtedy smugi. Najlepiej sprawdzał się tutaj pędzel z syntetycznego włosia.


Jest wydajny. Dzięki praktycznemu opakowaniu z pompką wydobywa się go tyle, ile akurat potrzeba. Opakowanie to jest szklane i solidne. Doskonale widać ile podkładu jeszcze zostało. Dobrze sprawdza się jako taki do używania na co dzień. Wszystko to dzięki temu, że jest lekki i naturalnie wygląda na skórze. Dobrze współpracuje z kremami i pudrami, które używam. Nie miałam przypadku żeby zaczął się brzydko rolować czy wałkować. Jest dość trwały - dobrze wygląda na skórze tak ok. 6 godzin. Schodzi równomiernie.


Skład: AQUA / WATER - CYCLOPENTASILOXANE - ALCOHOL DENAT. - BUTYLENE GLYCOL - ETHYLHEXYL METHOXYCINNAMATE - PEG-10 DIMETHICONE - PHENYL TRIMETHICONE - SQUALANE - BIS-PEG/PPG-14/14 DIMETHICONE - SORBITOL - TALC - ALUMINUM HYDROXIDE - MAGNESIUM SULFATE - NYLON-12 - DISODIUM STEAROYL GLUTAMATE - TOCOPHERYL ACETATE - ASCORBYL GLUCOSIDE - MALTITOL - LACTOBACILLUS FERMENT - CI 77891 / TITANIUM DIOXIDE - CI 77491, CI 77492, CI 77499 / IRON OXIDES - CI 77163 / BISMUTH OXYCHLORIDE.

Mieliście ten podkład?
Co o nim sądzicie?
Czytaj dalej »