30 listopada 2018

LIRENE - MINERAL COLLECTION - ALGA PURPUROWA Rozświetlająco-nawilżające mleczko do ciała

Mleczka do ciała, które zawierają rozświetlające drobinki kojarzą mi się głównie z latem i opalenizną - bo ładnie ją podkreślają. Obecnie można by je użyć, gdy chcemy błyszczeć na zabawie andrzejkowej czy sylwestrowej. Nie przepadam za tego typu produktami, jednak jak już go mam, to postanowiłam przetestować. 


Co mnie zaskoczyło, to jego konsystencja. Mleczka przeważnie są gęste i treściwe. A ten produkt ma bardzo rzadką i lejącą konsystencję. Dlatego znajduje się w opakowaniu, gdzie można go aplikować za pomocą atomizera. Łatwo się rozprowadza po skórze i błyskawicznie wchłania. Pozostawiając mnóstwo błyszczących drobinek i piękny zapach. Mleczko to delikatnie perfumuje skórę, nadając jej lekko słodkiego zapachu, który nawet dość długo się utrzymuje. Nie jestem fanką słodkich zapachów, ale ten mi się podoba.


Największy problem miałam, aby uchwycić te błyszczące drobinki. Efekt jest bardzo delikatny i na żywo dobrze widoczny, ale nie na zdjęciu. Najlepszym rozwiązaniem było zrobić zdjęcia w słońcu. Dobrze, że dziś zaświeciło, bo ostatnio było bardzo ponuro i pochmurno. Aby drobinki były dobrze widoczne nałożyłam grubszą warstwę mleczka. Przy zwykłym używaniu efekt będzie delikatniejszy - no chyba, że ktoś woli taki. 


Pomimo że mleczko to zawiera w składzie glicerynę, olejek awokado oraz roślinny kompleks nawilżający, nie zauważyłam, aby nawilżało skórę. Z jednej strony to dobrze, że ma nietłustą konsystencję, ponieważ nie pobrudzi ubrań. Ale z drugiej strony jest to po prostu taki ciekawy gadżet przydatny osobom, które potrzebują, aby ich skóra mieniła się delikatnym złotym blaskiem. Ja do nich nie należę, dlatego komuś je oddam. Mleczko ma pojemność 200 ml, kosztuje ok. 20 zł.

SKŁAD INCI: Aqua, Glycerin, Dicaprylyl Ether, Synthetic Fluorphlogopite, Dimethicine, Isopropyl Myristate, Persea Gratissima (Avocado) Oil, C14-22 Alcohol, Betaine, Hydroxyacetophenone, Parfum (Fragrance), Hydroxyethyl Acrylate / Sodium Acryloyldimethyl Taueate Copolymer, Isohexadecane, C12-20 Alkyl Glucoside, Polysorbate 60, Ethylhexylglycerin, Imperata Cylindeica Root Extract, Sorbitan Isostearate, Tin Oxide, Chondrus Crispus (Carrageenan) Extract, PEG-8, Carbomer, Phenoxyethanol, Hexyl Cinnamal, Limonene, Ciitronallol, Linalool, CI 77891 (Titanium Dioxide).

Mieliście to mleczko do ciała?
Lubicie takie produkty z rozświetlającymi drobinkami?
Czytaj dalej »

25 listopada 2018

3 RAZY NIE #10 - czyli kosmetyki, które mnie rozczarowały

Nie testuję ostatnio zbyt wiele nowości. Wolę powracać do sprawdzonych już kosmetyków. Jednak mimo to znalazło się trzech takich "delikwentów", z których działania nie jestem zadowolona. Nie są to buble, ponieważ można znaleźć wiele recenzji osób, które uważają je za ulubieńców. Niestety ja do nich nie należę.


Na początek LOVELY Liquid Camouflage - intensywnie kryjący kamuflaż do twarzy. Miałam go w odcieniu C1, który był bardzo jasny i fajnie dopasowany do mojej karnacji. Wiem, że dla wielu osób jest on hitem, wiele uważa go za zamiennik Tarte Shape Tape. Dlatego chciałam go wypróbować. Tak się składa, że korektora z Tarte nie miałam, ale fajnie byłoby mieć jakąś jego namiastkę. Lubię dobrze kryjące korektory, które ładnie prezentują się pod okiem, a także zakryją to, co potrzeba. Ten z Lovely u mnie się nie sprawdził. Zbiera mi się w załamaniach oka, ma słabe krycie, nie zakrywa niedoskonałości, a także jest bardzo nietrwały. W ciągu dnia ściera się z tych miejsc, gdzie być powinien. Do tego jest niewydajny. Zużyłam go w przeciągu miesiąca. Z podobnej półki cenowej lubię za to kolektor z Maybelline Instant Anti Age Eraser oraz Makeup Revolution Conceal and Define.



Kolejny produkt, z którego działania nie jestem zadowolona, to MATRIX Total Results Color Obsessed Miracle Treat 12. Czyli lotion w sprayu do włosów koloryzowanych. Ma on zapewniać 12 właściwości pielęgnacyjnych:
- chronić włosy koloryzowane,
- nadawać natychmiastowej jedwabistości,
- ułatwiać rozczesywanie,
- przeciwdziałać rozdwajaniu końcówek włosów,
- pomagać zapobiegać uszkodzeniom,
- zapewniać efekt nawilżenia,
- wygładzać łuskę włosa,
- dogłębnie odżywiać,
- sprawiać, że włosy są łatwiejsze w układaniu,
- kontrolować puszenie.

Nie zaobserwowałam, aby ma moich włosach dawał któreś z tych właściwości. Raczej powodował większe ich puszenie i strączkowanie - przez co nie były wygładzone. Włosy wyglądały lepiej jak go nie stosowałam. Na szczęście już mi się skończył, a ja zamierzam powrócić do używania Sprayu wygładzającego do układania i wzmocnienia włosów marki Eco Laboratorie. Miałam go jakiś czas temu i dawał świetne efekty - pisałam o nim w tym poście.



Na koniec jeszcze wspomnę o Wzmacniająco-wygładzającym szamponie do każdego rodzaju włosów marki BIOALVEN. Nie pieni się zbytnio, ale to produkt naturalny. Już się do takich przyzwyczaiłam i nie przeszkadza mi to. Nie polubiłam go za to, że powoduje, iż włosy stają się bardzo szorstkie. Przez to w trakcie mycia plączą się i trudno jest je rozczesać. Z innymi szamponami nie miałam jeszcze takich problemów. Przed myciem włosów zawsze je przeczesuję, a potem delikatnie myję i nie potrzebują już rozczesywania - dopiero jak wyschnął. Gdy używałam szampon Biolaven to, aby przywrócić im miękkość i aby dały się rozczesać, to po umyciu musiałam używać bardzo dużo odżywki. A po wyschnięciu sporą ilość olejku, aby włosy jako tako wyglądały. Użyłam go tylko kilka razy i odstawiłam, bo nie zamierzam tak męczyć się z szamponami.

To już wszystkie kosmetyki, które rozczarowały mnie swoim działaniem w ostatnim czasie. Na szczęście nie ma ich wiele. Z to mam sporo takich, które stały się moimi ulubieńcami. Ale o tym będzie w innym poście. A Wy mieliście któryś z tych kosmetyków? Co się u Was ostatnio  nie sprawdziło?
Czytaj dalej »

18 listopada 2018

Pielęgnacja specjalna (kosmetyki i zabiegi, które stosuję 1-2 razy na tydzień / miesiąc)

Aby posty na temat porannej i wieczornej pielęgnacji twarzy były kompletne, to brakuje jeszcze informacji o pielęgnacji specjalnej. W tym poście chciałabym wspomnieć o kosmetykach i zabiegach, które uzupełniają moją codzienną pielęgnację twarzy, czyli takich, które wykonuję 1-2 razy na tydzień / miesiąc, lub w określonej porze roku.


1. PEELINGI MECHANICZNE, ENZYMATYCZNE oraz GOMMAGE

Moja skóra twarzy należy do kategorii delikatnej i wrażliwej. Dlatego właściwie prawie wcale nie używam PEELINGÓW MECHANICZNYCH. Są one dla mnie po prostu zbyt mocne. Tego rodzaju peelingi są przeznaczone bardziej dla skóry tłustej, grubej i zanieczyszczonej, wymagającej odblokowania porów czy mocniejszego złuszczenia. Dlatego jeżeli po nie sięgam, to staram się wybierać te delikatniejsze. Obecnie stosuję na przykład Creme Douce Exfoliante marki Valcena Paris. Produkt ten już się kończy - wystarczy mi może jeszcze na 3 użycia. Na razie nie zamierzam kupować następnego, tylko sięgam po inne rodzaje peelingów - jak te opisane poniżej.


Już od dawna lubię stosować PEELINGI ENZYMATYCZNE. Główne składniki aktywne w nich zawarte to bromelaina lub papaina (albo jedno i drugie na raz). Są to enzymy, które złuszczają zrogowaciały naskórek. Z tymi peelingami też należy uważać przy stosowaniu ich w przypadku cery wrażliwej, gdyż te zawierające większe stężenia bromelainy i papainy mogą podrażniać skórę. Peelingi enzymatyczne stosuję przeważnie raz na tydzień, lub nawet rzadziej. Wszystko zależy od tego jakie inne zabiegi złuszczające wykonywałam już w danym tygodniu. Mam swój sprawdzony i ulubiony peeling enzymatyczny, do którego co jakiś czas powracam. Jest on marki Norel Dr Wilsh. Jednak nie mam go teraz, bo zamierzam wypróbować Odnawiający peeling Novage marki Oriflame. Zaciekawił mnie on, ponieważ stanowi połączenie peelingu enzymatycznego z kwasami.



Częściej (czyli 2-3 razy w tygodniu) można stosować PEELING GOMMAGE. Tego rodzaju peelingi są bardzo delikatne, dlatego są polecane dla skóry wrażliwej. Działają one trochę jak gumka - po aplikacji roluje się go po powierzchni skóry. W ten sposób zbierając martwy naskórek i lekko odblokowując pory. Obecnie używam Peeling gommage marki Bandi.



2. MASECZKI

Niestety ze stosowaniem maseczek u mnie różnie to bywa. Zdarza się, że sięgam po nie bardzo regularnie. Ale mam też tak, że skóra  dwa - trzy tygodnie maseczki żadnej nie widzi. Nie jest to dobre w pielęgnacji, ale staram się nadrabiać mocno nawilżającymi kremami. Jeśli chodzi o maseczki, to najlepsze efekty ich stosowania są wtedy, gdy aplikuje się je zaraz po przeprowadzeniu złuszczania skóry. Dzięki temu składniki lepiej się wchłaniają, skóra staje się gładsza, bardziej nawilżona. W zależności od potrzeb dobieram odpowiednią maseczkę. Czasem bardziej nawilżającą, a innym razem rozjaśniającą. Obecnie polubiłam się z Detoksykującą czarną maską do twarzy marki Evree z serii Black Rose. Ma ona w składzie m.in. węgiel, ekstrakt z róży damasceńskiej oraz kaolin. Ładnie oczyszcza twarz, a przy tym nie przesusza skóry.


Inne, które polubiłam są marki Lirene z serii zastygających, plastycznych masek. Jest ich kilka rodzajów: Algowa maska głęboko nawilżająca, Regenerująca maska z olejkiem rozmarynowym, Napinająca maska z 24k złotem i perłą, Rewitalizująca maska z witaminą D. Lubię je za to, że w saszetce znajduje się ilość odmierzona na jedno użycie. A po przecięciu pustej saszetki wzdłuż oznaczonej linii otrzymujemy miarkę do odmierzenia odpowiedniej ilości wody. Miałam już tego typu maski, tylko kupowałam je w dużych opakowaniach. Potrzeba trochę czasu, aby nauczyć się odmierzać odpowiednią ilość wody, aby maska za szybko nie zastygła, ani nie była za gęsta do aplikacji. Dlatego maski Lirene stanowią dla mnie świetne rozwiązanie. Na oczyszczoną skórę aplikuję serum, a potem na 15 minut taką maseczkę. Powoduje ona, że serum lepiej się wchłania, a dodatkowo maska zastyga i bardzo łatwo się ją ściąga.


3. PEELINGI CHEMICZNE

Nie lubię jesieni. Jednak jak już przychodzi, to staram się wykorzystać ten cza na zabiegi z kwasami. Przez ostatni czas stosowałam 40% kwas migdałowy z Bielendy. Więcej na temat jak wygląda stosowanie peelingów chemicznych i moje wrażenia na temat kosmetyków z Bielendy opisałam w tym poście. Obecnie kwasy te już mi się skończyły i niedługo zaopatrzę się w nowe. Tym razem chce wypróbować inny ich rodzaj.


Nie chodzę na zabiegi z kwasami do kosmetyczki, ponieważ wolę je sama wykonać. Jednak należy pamiętać, że działanie peelingu chemicznego, to kontrolowane uszkodzenie skóry, które ma pobudzić ją do regeneracji i odnowy. Dlatego uczestniczyłam w kilku kursach i szkoleniach na ten temat. Jeżeli ktoś nie posiada odpowiedniej wiedzy, to nie polecam stosować kwasów samemu, bo można sobie nimi wyrządzić krzywdę.

4. PEELING KAWITACYJNY i SONOFOREZA

Tak dla odmiany lubię stosować PEELING KAWITACYJNY, ponieważ oczyszcza skórę ze zrogowaciałego naskórka i zaskórników, a przy tym nie podrażnia. Następnie za pomocą sonoforezy wtłaczam ampułkę. Wszystkie szczegóły na temat jak wygląda taki zabieg opisałam TUTAJ


A Wy jakie maski oraz peelingi lubicie?
Czytaj dalej »