31 maja 2014

ShinyBox kwiecień 2014 - opinia

Pudełko to otrzymało nazwę "Fit and Shape". Był to pierwszy box, który kupiłam. Jednak nie była to jeszcze subskrypcja. Dlatego nie otrzymałam dodatków dla subskrybentek. Chciałabym przedstawić Wam co sądzę o tym pudełku. Ogólnie podsumowałabym je jako dobre, ale bez szału.



MYTHOS oliwkowy żel pod prysznic (50 ml)
Kosmetyki tej marki od dawna mnie ciekawiły. Wypróbowanie tego żelu ostudziło jednak moje zapały odnośnie ich zakupu. Działa jak przystało na żel do mycia ciała. Jednak ma dość dziwny jakby chemiczny zapaszek, posiada w składzie SLS. Nie zapłaciłabym za pełnowymiarowe opakowanie ok. 30 zł za 200 ml.

FLAX gąbka z lufy
Gąbka jest bardzo ostra, dlatego może zastąpić nam peeling. Używam ją z żelem do mycia ciała. Fajnie, że była dołączona do pudełka.


CLARENA diamentowy krem liftingujący na dzień (30 ml)
Stwierdziłam, że trochę liftingu mi się przyda, dlatego zaczęłam go używać. Sprawdza się całkiem nieźle. Skóra po nim robi się tak fajnie gładka. Jednak nie jestem pewna czy kupiłabym pełnowymiarowe opakowanie. Ma ono pojemność 50 ml i kosztuje ok. 99 zł.



DONEGAL lakier do paznokci oraz naklejki (produkty pełnowymiarowe)
Nie używałam ich. Nie przepadam za tą firmą. Na razie sobie leżą i zastanawiam się co z nimi zrobić. Cena takiego zestawu to ok. 12 zł.


SYIS ampułka antycellulitowa z kofeiną i teofiliną (10 ml)
Tak ampułka wystarczyła mi na dwa użycia. Nie zauważyłam żadnego jej działania. Zresztą to przecież było za mało. Taka ilość wystarczyła bardziej na to, aby zapoznać się z konsystencją i zapachem. Pełnowymiarowy produkt kosztuje 50 zł za 30 ml.

W pudełku był jeszcze: REXONA antyperspirant Aloe Vera (produkt pełnowymiarowy). Tak się złożyło, że kilka dni przed otrzymaniem tego pudełka kupiłam antyperspirant z Alvy. Dlatego ten z Rexony oddałam mamie. Jego cena to ok. 12 zł.

Co sądzicie o kosmetykach z pudełka "Fit and Shape" ???
Czytaj dalej »

30 maja 2014

Zakupy w maju

Początek miesiąca miał obfitować w zakupy dokonane w trakcie Rossmannowej promocji -40% na kosmetyki do ust. Owszem w Rossmannie byłam, namacałam wiele testerów. Ostatecznie jednak stwierdziłam, że mam za wiele szminek i błyszczyków na stanie, dlatego najpierw muszę zabrać się za zmniejszenie ich ilości. Będąc tam kupiłam tylko odżywkę do włosów z olejkiem awokado i masłem karite marki Garnier za 7,99 zł.


W Drogerii Natura zaopatrzyłam się w bibułki matujące marki Dermopharma. Zawierają one węgiel bambusowy i kwas salicylowy. Mają mieć działanie antybakteryjne i przeciwzapalne. Kosztują ok. 13 zł za 50 szt. Jak widać na zdjęciu kupiłam się również w olej arganowy (19,50 zł za 30 ml).


Skorzystałam za to z innych promocji. A mianowicie z promocji w drogeriach Flirt i Kosmyk. Zaopatrzyłam się tam w szczotkę TT (za 26,99 zł) oraz gumki do włosów Invisibobble (za 10,99 zł). Jest o nich bardzo głośno, chcę sprawdzić czy są tak fenomenalne jak o nich czytałam.


Spodobały mi się makijaże wykonane pojedynczymi cieniami do powiek z serii Chic marki Pierre Rene. Od razu urzekł mnie piękny różowo-koralowy odcień, który ma oznaczenie 145 Coral. Przy okazji oglądania testerów wybrałam jeszcze ciemny, opalizujący brąz numer 130 Hypnotic. Oba cienie są świetnie napigmentowane. Kupiłam je po 7,90 zł. Jako że w tym miesiącu udało mi się zużyć dwa smarowidła do ust, to parę dni temu dokupiłam jedno na ich miejsce. Wybrałam szminkę "Idealny Pocałunek" z Avonu na promocji za 15,99 zł.

Tak się prezentują całe moje kosmetyczne zakupy z tego miesiąca.
A jak tam Wasze zakupy ???
Czytaj dalej »

28 maja 2014

Zużycia w maju

Ten czas tak szybko płynie, że robocza nazwa tego postu brzmiała "zużycia w kwietniu". Jak to kwiecień ??? Przecież mamy już maj !!! Jednak wymagało to dłuższej chwili zastanowienia, abym stwierdziła, że coś tu jest nie tak. Powróćmy jednak do zużyć. Zebrało ich się całkiem sporo - jak na mnie. Z czego jestem bardzo zadowolona :)) Znalazło się tutaj nawet kilka okazów z kolorówki.


LIRENE migdałowe mleczko i miodowy nektar do mycia ciała - bardzo przyjemnie się ich używało. Są skuteczne w oczyszczaniu skóry. Więcej na ich temat pisałam TUTAJ.

RECEPTURY BABCI AGAFII gęsty szampon wzmacniający - sprawdził się u mnie ten szampon. Jestem z niego zadowolona. Zainteresowanych jego recenzją odsyłam TUTAJ.


PHARMACERIS nawilżający fizjologiczny żel do mycia twarzy i oczu  z linii A - bardzo polubiłam ten produkt. Zapewne jeszcze kiedyś do niego powrócę. Zbiera on też dużo pozytywnych recenzji w blogosferze. Wystarczył mi na pół roku regularnego używania, co uważam za niezły wynik. Co nieco wspominałam o nim TUTAJ.
  
TOŁPA łagodny płyn micelarny do mycia twarzy i oczu - Sprawdził się u mnie do demakijażu i oczyszczania skóry. Z miceli tej marki jestem bardzo zadowolona. Jest on łagodny dla skóry i skuteczny w działaniu. Tak się jakoś złożyło, że nie napisałam jego recenzji.

FLOSLEK masło do ciała mango i marakuja - dobre smarowidło do ciała, w którym urzekł mnie zwłaszcza jego piękny zapach. Jego recenzja pojawiła się TUTAJ.

MASŁO SHEA - nie muszę się chyba o nim rozpisywać. Jest to produkt zapewne wszystkim znany. Chętnie stosuję nierafinowane masło Shea. To jest już moje drugie opakowanie.


DR IRENA ERIS VITACERIC serum redukujące pory na dzień - o serum tym pisałam na razie tylko wpis odnośnie pierwszych wrażeń z miesiąca jego używania. Wystarczyło mi na ponad rok regularnego stosowania. Jednak to tylko dzięki temu, że używałam je bardzo oszczędnie. Podoba mi się jego działanie. Zachwycona jestem tym jak fajnie minimalizuje widoczność porów skóry. Używałam go rano pod krem lub samo jako bazę pod makijaż a zarazem lekki krem nawilżający. Ma bardzo świeży i przyjemny zapach. Znajduje się w wygodnym opakowaniu typu air-less. Używałam go bardzo oszczędnie, ponieważ jest to drogi kosmetyk. Kosztuje ok. 90 zł za 30 ml. Chciałam, aby na jak najdłużej mi starczyło. Rozważałam nawet zakup kolejnego opakowania. Jednak okazuje się, że już mi go nie potrzeba. Odkąd zaczęłam stosować różne sera z witaminą C (jak np. Flavo-C) kondycja mojej skóry znacznie się polepszyła i już nie potrzebuję tego serum Dr Ireny Eris. Jakby ktoś był ciekawy, to odsyłam do jego zdjęć TUTAJ.

DR IRENA ERIS NORMAMAT krem-nektar nawilżająco-matujący z SPf 20 - pierwsze wrażenia z jego używania wypadły bardzo pozytywnie. Krem zapowiadał się obiecująco. Jednak po dłuższym używaniu okazało się, że zniknął ten efekt "wow". Nie powiem, że jest to zły krem, bo działał dobrze. Jednak nie uważam, że jest on warty swojej ceny, która wynosi aż 65 zł za 30 ml. Pierwsze wrażenia z jego używania opisałam TUTAJ.

PAT AND RUB peeling do ust pomarańczowy - bardzo fajnie było móc go wypróbować. Jest to dobry produkt, ale bardzo drogi. Za to jest bardzo wydajny - wystarczył mi na rok użytkowania. Jednak z powodzeniem można zastąpić go domowym peelingiem własnej roboty. W działaniu wyjdzie na to samo. Jednak jeśli ktoś jest zainteresowany jego pełną recenzją, to odsyłam TUTAJ.

KOBO bibułki matujące z pudrem - bibułek z pudrem nie chce więcej. Wole te bez pudru. Dlaczego pisałam TUTAJ.


BINGOSPA sól borowinowa z ekstraktem z krwawnika - jej działanie było bardzo dobre. Jeszcze kiedyś kupię kosmetyki borowinowe. Więcej na jej temat napisałam TUTAJ.


MAX FACTOR 2000 Calorie Dramatic Look - to jest mój najulubieńszy z najulubieńszych tuszy do rzęs. Nawet jeśli próbuję jakieś nowe, to i tak zawsze do tego powracam.

GOLDEN ROSE Maxim Eyes Maskara - warto ją wypróbować, bo jest dobra i tania. Może jeszcze kiedyś do niej powrócę. Na razie mam jednak inne w użyciu. Jej recenzja pojawiła się TUTAJ.

SEPHORA błyszczyk Nectar Shine - miałam go już od tak dawna, że wreszcie wypadało go w końcu zużyć. Miał fajny, delikatny kolor. Jedynie trochę denerwowały mnie drobinki w nim zawarte.

BELLAOGGI błyszczyk 6h Gloss - miał bardzo ciekawy, lekko wpadający w pomarańczowy odcień. Jest to taki ładny, naturalny kolor na co dzień. Nie jest może super trwały, ale tak mi się go dobrze używało, że już mi się go zużyło. Zainteresowanym wklejam link do recenzji TUTAJ.

A jak tam Wasze zużycia w tym miesiącu ???
Czytaj dalej »

26 maja 2014

CLARENA cukrowy peeling do ciała Cappuccino

Nie jestem miłośnikiem kawy, ani kawowych zapachów. Przeważnie kosmetyki o takim zapachu omijam szerokim łukiem. Wyjątek stanowi tutaj domowy peeling kawowy, który cenie za jego właściwości złuszczające skórę. Na jednym ze spotkań blogerek otrzymałam do testów cukrowy peeling Clareny o zapachu cappuccino. Trochę sobie przestał na półce, jednak ostatnio z przyjemnością go używam. Nawet jego zapach mi się podoba.

Od producenta:
Intensywnie złuszcza martwy naskórek, poprawia mikrokrążenie i redukuje cellulit dzięki kryształkom cukru i drobinkom kawy. Składniki odżywcze pozostawiają skórę jedwabiście miękką, a zapach uwalnia od stresu, wycisza i relaksuje.


Produkt znajduje się w plastikowym, przezroczystym słoiczku. Z tego co zauważyłam jest to nowy kształt opakowania, ponieważ poprzednie miało zwężaną szyjkę. Wpływało to na pogorszenie jego wydobycia. Teraz słoiczek jest prosty i myślę, że jest to dobre rozwiązanie. Dodatkowo dzięki temu, że jest przezroczysty dobrze widać jak szybko peeling ubywa.

Peeling jest koloru brązowego. To taki kolor kawy z mlekiem. Wyróżniają się w nim z małe, czarne drobinki mielonej kawy. Kolor ten idealnie pasuje do zapachu peelingu, ponieważ pachnie on świeżo zmieloną kawą. Jest to bardzo przyjemny zapach. Miłośnikom kawy powinien się spodobać. Znalazłam wiele opinii, że zapach ten utrzymuje się jeszcze po kąpieli długo na skórze. Ja jednak u mnie tego nie zauważyłam. Dość szybko ulatnia się ze mnie, co tak właściwie mi nie przeszkadza. Nawet tak wolę.


Trochę problemów może przysporzyć mocno zbita i twarda konsystencja peelingu. Na początku byłam z tego powodu niezadowolona, bo bardzo ciężko się go wydobywa. Trzeba go wręcz na silę wygrzebywać. Z czasem jednak stwierdziłam, że może być to jego plus, ponieważ wpływa to na jego wydajność. Ja mam tendencję do wydobywania zbyt dużej ilości peelingu na raz, a z tym jest to trudne. Dlatego bardzo powoli mi on ubywa. 

Przy peelingu tym można stopniować jego intensywność złuszczania. Gdy chcę, aby był mocnym zdzierakiem nakładam go na suchą lub bardzo lekko zwilżoną skórę. Dobrze ściera martwy naskórek, ale jednocześnie nie podrażnia skóry, bo drobinki zaczynają się rozpuszczać w trakcie pocierania. Na bardzo mokrej skórze traci swoje właściwości mocno złuszczające. Może to być dobre rozwiązanie dla osób, które wolą nie aż tak mocne zdzieraki. W obu przypadkach pozostawia skórę miękką i gładką. Dobrze się go też zmywa i spłukuje.


Niestety zawiera w składzie parafinę, która pozostawia na skórze tłustawą warstewkę. Niezbyt za tym przepadam. Jednak w porównaniu z innymi takimi peelingami, które używałam, warstewka ta o dziwo aż tak bardzo mi nie przeszkadza. Dobrze, że w składzie jest jeszcze olej z pestek winogron oraz masło Shea.

Pojemność: 250 ml

Cena: 45 zł

Skład: SUCROSE (cukier prosty), MINERAL OIL, ETHYLHEXYL COCOATE, CETEARYL ALCHHOL, PETROLATUM, BEESWAX, VITIS VINIFERA (GRAPE) SEED OIL (olej z pestek winogron), BUTYROSPERMUM PARKI (SHEA BUTTER), COFFEA ARABICA, PEG-8, TOCOPHEROL, ASCORBYL PALMITATE, ASCORBIC ACID, CITRIC ACID, PHENOXYETHANOL, METHYLPARABEN, ETHYLPARABEN, BUTYLPARABEN, PROPYLPARABEN, ISOBUTYLPARQABEN, PARFUM, BENZYL SALICYLATE, CI 26100.

Lubicie peelingi o zapachu kawy ???
Czytaj dalej »

22 maja 2014

Jak sprawdził się zestaw 24 pędzli

Byliście ciekawi recenzji tych 24 pędzli, które kupił mi mąż. Używam je od kwietnia i wyrobiłam sobie przez ten czas o nich zdanie. Zestaw ten kosztuje ok 90 zł i można go kupić w wielu sklepach internetowych. Ich sprzedawcy podkreślają, że są to pędzle Bobbi Brown. Niestety nie jest to prawdą. Z informacji, które znalazłam w internecie wynika, że marka ta bardzo rzadko wypuszcza zestawy pędzli. Jak już jakieś były to składały się z 4 lub 6-ciu pędzli, ale nigdy aż z 24. Poza tym jeden pędzel Bobbi Brown kosztuje tyle, co cały ten zestaw. Dlatego nie ma co zwracać uwagi na napis na pędzlach, bo to niestety są podróbki.


Pędzle mieszczą się w prostym i eleganckim etui. Nie jest to wyrób skórzany jak to sugerują opisy, tylko skóropodobny. Nie trzymam w nim pędzli na co dzień, bo te większe by się odkształcały. Etui to przydaje mi się, gdy zabieram pędzle ze sobą w podróż. Dzięki temu mam je w co zapakować.


W ofertach zakupu tych pędzli pisze, że są wykonane z naturalnego włosia najwyższej jakości. Niestety nie zgodziłabym się z tym twierdzeniem. Jak na moje oko są to pędzle z włosia syntetycznego. Okazuje się, że nie są to oryginalne pędzle i nie mają skórzanego etui, dlatego na informacje o tym, że są z naturalnego włosia patrzyłabym z niedowierzaniem. Pędzle wykonane są z identycznego rodzaju włosia o identycznej miękkości. Przez to, że nie ma tu zróżnicowania we włosiu nie wszystkie z tych pędzli dobrze się używa.


W zestawie znajdują się dwa pędzle wachlarzowe. Jeden jest bardzo duży, a drugi malutki. Oba przydają mi się do omiatania twarzy z nadmiaru pudru lub gdy jakiś cień mi się osypie. Już od pewnego czasu chciałam takie kupić, ale albo o nich zapominałam, albo uznawałam, że jeszcze poczekam z ich zakupem. Dlatego fajnie, że znalazły się w tym zestawie.


Kolejne pędzle służą mi do nakładania pudru. Ten pierwszy jest tak właściwie do tego przeznaczony. Te kolejne są do podkładu, bronzera, różu. Niestety nie sprawdzają się do takiego użycia. Są zbyt miękkie i mają zbyt rzadkie włosie. Dlatego te pierwsze dwa z tego zdjęcia używam do przypudrowywania twarzy. Te dwa pozostałe leżą i zastanawiam się do czego by je można używać.


Przejdźmy teraz do pędzli języczkowych. Są one przeznaczone do nakładania i rozcierania cieni. Sprawdzają się w tej roli. Nie są za twarde, ani zbyt miękkie. Dobrze mi się je używa. Mam do nich tylko jedno zastrzeżenie. Prawie wcale nie różnią się od siebie wielkością. Cztery z nich są nawet identyczne. Jak już jest ich tak dużo w zestawie, to fajnie byłoby, gdyby były zróżnicowane na malutkie, średnie i większe. Wtedy były by bardziej przydatne, bo można precyzyjniej pomalować powiekę.


Teraz nastąpi prezentacja pędzli wśród których znajduje się pędzel: do kresek, do nakładania korektora, do malowania ust, skośny do uzupełniania i poprawiania kształtu brwi, skośny do nakładania cieni pod dolną powiekę, pędzel kuleczka. Niestety nie są one w żaden sposób oznaczone i pozostaje domyślać się, który pędzel jest do czego. Czasem je używam do malowania kącików oczu. Te skośne do malowania kreski się nie nadają, bo nie są zbyt precyzyjne, a do brwi mam już swoich ulubieńców.


Pozostały już ostatnie pędzle. Znajduje się tutaj grzebyk do brwi, kompaktowy grzebyk ze szczoteczką do rozczesywania brwi i rzęs, gąbka do nakładania cieni. Z tych pędzli przydaje mi się ten grzebyk do rozczesywania brwi, ponieważ brakowało mi takiego do tej pory. Czasem też używam tą gąbeczkę do nakładania cieni.

Podsumowując: Zestaw ten zawiera aż 24 pędzle. Z opisu wynika, że mają one być do wszystkiego. W praktyce jednak okazuje się, że żaden nie nadaje się do nakładania podkładu, brakuje pędzla do blendowania cieni, jest kilka pędzli, które się powtarza, są też takie, których nie używam. Jako ciekawostkę powiem Wam, że jeden z nich przeznaczony jest do modelowania nosa. Jednak nie jestem w stanie odgadnąć który to. Tak w ogóle to pierwszy raz słyszę o takim pędzlu. Mam do tych pędzli jednak wielki sentyment, ponieważ to mój własny mąż mi je kupił. Gdy na nie popatrzę, to jest mi ogromnie miło, że zrobił mi taką niespodziankę.
Czytaj dalej »

20 maja 2014

ShinyBox maj 2014

I stało się - skusiłam się na subskrypcję ShinyBox. W kwietniu zakupiłam pudełko, ale to jeszcze nie była subskrypcja. Majowe - już tak. Jak długo będę kontynuować, to się jeszcze okaże. Zaraz po otworzeniu byłam nieco rozczarowana jego zawartością, bo antyperspirant dopiero był w poprzednim boxie, a dodatkowo jest tu tylko jeden produkt pełnowymiarowy. Po ochłonięciu stwierdzam, że pudełko to jest lepsze niż kwietniowe, ale na razie jestem średnio zadowolona z jego zawartości.


SCHWARZKOPF PROFESSIONAL Moisture Kick Beauty Balm - z tego co wyczytałam jest to balsam do włosów. Ma nawilżać i ochronić włosy podczas suszenia, a także zapewniać nadzwyczajny połysk. W sumie to zaciekawił mnie ten kosmetyk.

L'OCCITANE woda toaletowa Wanilia i Narcyz - jest to jedyny produkt, który przekonuje mnie, że nie jest tak źle z tym boxem. Nie miałam jeszcze do tej poty do czynienia z kosmetykami tej marki, dlatego chętnie poużywam tę wodę toaletową.

CLARENA Silver Foot Cream oraz Sensual Hand Cream - minitubkli z kremem do stóp i rąk. Jak już tu są, to je wypróbuję.

REXONA Antyperspirant Max Protection - znowu antyperspirant ??? Oddałam ten z poprzedniego boxa, tego też mi nie potrzeba.

DERMEDIC płyn micelarny - ten płyn akurat mnie ciekawi. Czytałam wiele jego recenzji, nawet zastanawiałam się nad jego zakupem. Fajnie, że go teraz mam możliwość wypróbować.

Do boxa jest też dołączona próbka kremu EGYPTIAN MAGIC.

A Wy co sądzicie o majowym Shinyboxie ???

Czytaj dalej »

19 maja 2014

PHARMACERIS lekki krem głęboko nawilżający do twarzy

Krem ten będę oceniać z perspektywy osoby z cerą mieszaną, która czasem ma tendencję do odwodnienia i przesuszania na policzkach. Chciałam to zaznaczyć, ponieważ krem ten jest przeznaczony do pielęgnacji skóry nadwrażliwej, podatnej na alergie. Jednak już wiele razy przekonałam się, że kosmetyki typowo przeznaczone dla mojej skóry nie sprawdzają się u mnie. Za to kremy z Pharmacerisowej linii A działają bardzo dobrze. 


Składniki aktywne:
  • FORMUŁA IMMUNO- PREBIOTIC - formuła łagodząca podrażnienia i zmniejszająca nadwrażliwość skóry.
  • trawa Azjatycka - substancja o długotrwałym działaniu nawilżającym.
  • zielona alga - wspomaga szczelność międzykomórkową oraz stymuluje wytwarzanie ochronnych lipidów skóry, nawilża i wygładza zmniejszając szorstkość naskórka.
  • wosk z oliwek - jest łagodnym emolientem, odżywia i nawilża skórę.
  • Glucam® - doskonale wiąże i trwale utrzymuje wodę w naskórku długotrwale ją nawadniając. Wygładza i przywraca skórze utraconą jędrność i elastyczność.


Krem znajduje się w opakowaniu typu air-less, dzięki czemu łatwo jest wydobyć go tyle, ile potrzeba. Dodatkowo mamy pewność, że zużyjemy go do samego końca. Opakowanie to jest także bardzo higieniczne. Jak na lekki krem ma dość treściwą i ciężką konsystencje. Z tego powodu wyciskam go tylko pół pompki. Tyle w zupełności mi wystarcza na posmarowanie twarzy i szyi. Krem ten dość długo się wchłania. Dlatego nie używam go pod makijaż, tylko na noc. Aby użyć go pod makijaż trzeba by odcisnąć jego nadmiar chusteczką. Na dzień używam go tylko w te dni kiedy się nie maluję. Szybko się u mnie wchłania po użyciu Effaclar Duo. Przesusza on nieco moją skórę i wtedy Pharmacerisowy krem przynosi ukojenie i uspokojenie.


Z powodu treściwej konsystencji trzeba chwile poświęcić na jego dobre i równomierne rozprowadzenie. Posiada filtr SPF 20, co na początku jego aplikacji sprawia wrażenie, że bieli skórę. Niby jest bezzapachowy. Jednak zaraz po wyciśnięciu unosi się z niego taki delikatny, nieprzyjemny, chemiczny zapaszek, który na szczęście szybko się ulatnia. Używam go od połowy marca i jak na razie jeszcze mi się nie kończy. Dlatego uważam go za wydajny
Zaobserwowałam, że krem ten bardzo dobrze nawilża skórę, przywraca jej miękkość i elastyczność. Dla mojej skóry akurat jest to wystarczające i odpowiednie. Nie uczulił, ani nie podrażnił mnie. Nie zatyka porów i nie powoduje powstawania zaskórników.


Pojemność: 50 ml

Cena: ok. 38 zł

Skład: Aqua, Glycerin, Ethylhexyl Methoxycinnamate, C12-15 Alkyl Benzoate, Ethylhexyl Triazone, Polyglyceryl-3 Methylglucose Distearate, Dicaprylyl Ether, Di-C12-13 Alkyl Tartrate, Isopropyl Palmitate, Glyceryl Stearate, Methyl Gluceth-20, Butyl Methoxydibenzoylmethane, Cetyl Alcohol, 1,2-Hexanediol, Butylene Glycol, Imperata Cylindrica Roqt Extract, Hydrogenated Olive Oil Decyl Esters, Sodium Polyacrylate, Acrylates/ C10-30 Alkyl Acrylate Crosspolymer, Ethylhexylglycerin, Allantoin, Triethanolamine, Caprylic/Capric Triglyceride, PEG-8, Codium Tomentosum Extract, Carbomer, Inulin, Laminaria Ochroleuca Extract, Alpha-Glucan Oligosaccharide, Phenoxyethanol.

Stosowałyście kosmetyki z Pharmacerisowej linii A ???
Czytaj dalej »

17 maja 2014

Porównanie baz pod cienie, czyli ...


Jestem posiadaczką tłustych powiek. Dodatkowo moja budowa oka sprawia, że aby cienie dobrze wyglądały i się długo trzymały muszę użyć bazy pod cienie. Baza marki Artdeco jest moim niekwestionowanym ulubieńcem od wielu lat. Aktualnie mam jej już trzecie opakowanie. Czasem jednak i tak bywa, że chce się wypróbować jeszcze coś innego. Dlatego, gdy natknęłam się na wiele pozytywnych recenzji bazy marki Lumene to kupiłam ją. 

Tak na pierwszy rzut oka widać, że bazy te różnią się od siebie opakowaniem. Baza Artdeco znajduje się w malutkim, zakręcanym słoiczku. Na początku dobrze się ją z niego wydobywa opuszkiem palca. Z czasem jednak coraz trudniej do niej sięgnąć. Aktualnie niby nie ubyło jej dużo, ale zaczynam mieć problemy z jej wydobyciem i muszę posiłkować się paznokciem. Baza Lumene znajduje się w malutkiej tubce. Na razie wyciska się jej tyle, ile potrzeba.


Bazy różnią się też pod względem konsystencji. Baza Artdeco ma kremową konsystencję, niby ma beżowy kolor, ale jest bezbarwna na skórze. Zawiera nieco maleńkich, błyszczących drobinek. Baza Lumene ma konsystencję jakby musu o cielistym kolorze. Dzięki czemu lekko ujednolica koloryt powieki.

Cienie łatwiej i lepiej rozprowadzają się i blendują na bazie Lumene. Dzięki niej powieka staje się gładka i satynowa, cienie rozprowadzają się płynnie i bez problemowo. Baza Artdeco okazuje się być nieco trudniejsza we współpracy. Jest bardziej lepka przez co czasem stawia opór przy rozprowadzaniu cieni. Na bazie Artdeco wyglądają ładnie cienie perłowe. Jest też lepsza dla cieni sypkich i mineralnych, właśnie dzięki tej swojej lepkości. Na bazie Lumene cienie sypkie nie trzymają się dobrze. Za to wyglądają na niej świetnie cienie matowe.


Cienie dłużej utrzymują mi się na bazie Artdeco. Spokojnie wytrzymują 8-9 godzin, a jak trzeba to nawet i dłużej. Sprawdziła się u mnie na każdym weselu czy imprezie, na których byłam. Nie musiałam martwić się o makijaż i co jakiś czas poprawiać cieni. Na bazie Lumene cienie wytrzymują krócej, bo tak około 5-6 godzin. Potem nieco zaczynają się rolowac w załamaniu. Jednak nie przeszkadza mi to, ponieważ tak na co dzień dłużej mi nie potrzeba, aby cienie się utrzymywały. Gdy wracam do domu to i tak od razu zmywam makijaż. 


Baza Artdeco jest bardzo wydajna. Taki słoiczek pojemności 5 ml wystarcza mi średnio na rok. Jaka okaże się baza Lumene dopiero się okaże, bo to moje pierwsze opakowanie. Jednak wróżę jej dobrą wydajność. Ma większą pojemność, bo 7 ml, a poza tym używam jej niewiele. Tyle co ma główka od szpilki spokojnie wystarczy do pokrycia całej powieki ruchomej, aż pod brwi. W przypadku bazy Lumene większa jej ilość jest nawet niewskazana, ponieważ wpływa to na pogorszenie jej trwałości. A dodatkowo zaczyna się wtedy rolować jeszcze zanim nałożę na nią cienie. Jeśli chodzi o ich ceny to baza Artdeco kosztuje tak w granicach 30-38 zł, a baza Lumene 22-30 zł.

Jak widać trzeba się nauczyć obchodzić z każdą z tych baz i okazują się one być bardzo dobre. Starałam się zawrzeć tutaj wszystkie moje spostrzeżenia, aby ułatwić osobom zastanawiającym się nad zakupem którejś z tych baz którą wybrać. Jeśli macie jeszcze jakieś pytania to piszcie.
Czytaj dalej »

14 maja 2014

TAG: Mój zwierzęcy przyjaciel - Alex

Początek miesiąca zaczął się dla nas tragicznie. 2 maja pod kołami samochodu zginął pupilek mamy Miluś. Wszystkim domownikom go brakuje, ale najbardziej jego kumplowi Alexowi. Razem dorastały i bawiły się. Teraz Alex chodzi po domu i szuka swojego przyjaciela, stracił apetyt - widać, że mu go brakuje. Zaczęłam przeglądać moje wpisy o kotach, zwłaszcza to co pisałam o Milusiu. Okazuje się, że nie napisałam jeszcze nic o Alexie. Ten TAG jest świetną do tego okazją.


1. Jak nazywa się Twój zwierzak ?
Alex - jest to bardzo szalony, zwariowany i rozbrykany kot. Swoim zachowaniem przypomina nam lwa Alexa z filmu "Madagaskar", dlatego dostał właśnie takie imię.

2. Jakie to zwierzę i jakiej jest rasy ?
Jest to kocur, dachowiec, koloru szarego


3. Jak długo jest z Tobą ?
Od jesieni 2013 roku.

4. Jak znalazł się w Twoim domu ?
To jest długa historia. Wszystko zaczęło się od tego, że w czasie wakacji 2013 r. sąsiedzi przygarnęli porzuconą małą, kotkę. Kotka ta już w trakcie pierwszego roku życia miała swój pierwszy miot. Pewnego dnia przyprowadziła jedno ze swoich kociąt i je zostawiła u nas w kotłowni. Zajmowała się swoimi kociętami chodząc tak pomiędzy dwa domy. Mój mąż zaraz wyczaił koteczka i zaczął się z nim bawić. Aż pewnego dnia rodzice stwierdzili, że trzeba kota oddać sąsiadom, bo jeszcze za bardzo się do nas przyzwyczai i już sobie stąd nie pójdzie. Jednak okazało się, że mój mąż tak się przez ten czas do kota przywiązał, że go nie oddał. I tak od tej pory jest u nas. Wybrał sobie swojego pana, do którego bardzo się przywiązał.


5. Ile ma lat ?
Nie wiemy dokładnie. Ma niecały rok.

6. Co jest dziwnego w charakterze Twojego zwierzaka ?

- bardzo interesuje go woda - gdy tylko usłyszy, że ktoś się kąpie, to zaraz musi być w łazience i siedzieć na wannie. Lubi patrzeć jak woda z kranu się leje. Mąż zaczął oglądać filmy o tym jak ludzie uczą koty pływać. Żałuje, że nie zabrał się za jego naukę pływania, gdy był małym kotkiem.

- gdy nie chce, aby go głaskać to się odsuwa. On sam musi uznać, że można go głaskać.

- lubi, gdy się mu chowamy za ścianę i wychylamy zza niej. Zaczyna wtedy tak fajnie miauczeć jakby chciał z nami rozmawiać.

- lubi spać na koszuli mojego męża. Gdzie leży koszula, tam śpi kot.

- gdy był malutki bardzo lubił siedzieć na ramieniu mojego męża. Śmialiśmy się, że ma swoją osobistą papugę.

- Alex nie może się doczekać kiedy jego pan wróci z pracy. Gdy już obejdzie cały dom i swojego pana nie znajdzie, to czeka na niego przed domem.

- najgorsze są momenty kiedy dłużej nie ma nas w domu, to kot nie możne sobie miejsca znaleźć i bardzo tęskni.

- wydaje się być bardzo leniwy, ponieważ najczęściej widziany jest w pozycji leżącej. Tak jakby jego życiowa filozofia brzmiała: po co mam stać lub siedzieć, skoro mogę leżeć.

- nazywamy go często jamkowcem, ponieważ uwielbia spać we wszelkiego rodzaju jamkach, np w kartonowym pudełku, w norce ułożonej z poduszek, pod ręcznikiem, pod gazetą.

- śpi w bardzo dziwnej i nietypowej pozycji - wygięty na kształt litery U, gdzie tylne łapki ma prawie przy głowie. Coś tak jak na tym zdjęciu:

7. Co Twoja relacja ze zwierzakiem dla Ciebie znaczy ?
Tak właściwie to ja go karmię, daje mi się też czasem pogłaskać. Jednak to zwierzę upodobało sobie mojego męża. On może z nim robić co chce, a kot i tak go uwielbia. Pan znosi mu mięsko do domu (np. jak u teściowej są kości z rosołu, to mięso z nich jest zawsze zarezerwowane dla kota), pan bawi się z nim, nieraz w ciągu dnia śpią razem. Śmieję się, że gdyby kiedyś wybuchł pożar, to w pierwszej kolejności pan ratowałby kota, a nie żonę.

8. Najmilsze wspomnienia związane z Twoim zwierzakiem ?
Takich wspomnień jest bardzo wiele. Jednak z mężem uznaliśmy, że najbardziej w pamięci zapadła nam pewna noc. Byliśmy w odwiedzinach u koleżanki, wróciliśmy późno do domu. W pokoju okazało się, że kot na nas czekał i leżał skulony w kąciku łóżka. Wyglądał tak smutno i biednie. Nie spodziewaliśmy się, że tak będzie za nami tęsknił.


9. Jak nazywasz Twojego zwierzaka ?
Aleksówka, Aleksiuwa, Aleksisko, Aleksik, Leksik - są to różne warianty jego imienia
Czytaj dalej »

12 maja 2014

SYNESIS perfumowany peeling do dłoni

Lubię używać peelingi. Jednak takiego przeznaczonego typowo do dłoni jeszcze nie miałam. Zazwyczaj po prostu złuszczam dłonie tym samym peelingiem, który używam do ciała. Dziś jednak opiszę Wam trochę ekskluzywności, która dostała się moim dłoniom za sprawą peelingu marki Synesis. 


Od producenta:
Perfumowany peeling do dłoni daje natychmiastowy i długotrwały efekt miękkiej, plastycznej oraz aksamitnej skory dłoni. Dłonie pachną kojąco i odświeżająco. Peeling zawiera 9 składników aktywnych: burak cukrowy, olej kokosowy, olej z pestek winogrona, olej z orzechow macadamia, olej z avocado, olej z wiesiołka, masło ze słodkich migdałów, witamina E, sterole, squaleny.


Peeling znajduje się w wysokiej, szklanej butelce z plastikową nakrętką. Prezentuje się ona bardzo elegancko i ekskluzywnie. Jest minimalistycznie ozdobiona. Znajduje się na niej tylko nazwa firmy, nazwa produktu, cyfra 9 oznaczająca ilość aktywnych składników, a pod spodem data ważności. Pozostałe informacje znajdują się na dołączonej kartce. Jedyną wadą tego opakowania jest to, że trudno wydobyć z niego peeling. Buteleczka ma dość wąski otwór. Gdyby była plastikowa wystarczyłoby ją lekko nacisnąć. Tutaj, aby wydobyć jej zawartość, trzeba nieraz mocniej trzepnąć w denko. Przez co boję się, aby mi z rąk nie wypadła i się nie potłukła. 


Produkt ten składa się z dwóch warstw - olejowej i solnej. Przed użyciem należy mocno potrząsnąć butelką, aby je zmieszać. Ujednoliconą masę wylewamy na dłonie i przez około 2 minuty masujemy skórę. Następnie spłukujemy dłonie wodą. Peeling ma konsystencję bogatą w olejki i z łatwością rozprowadza się po skórze. W działaniu jest ostry. Jednak kryształki soli są tak dobrane, że skutecznie i mocno peelingują skórę, ale zarazem nie są zbyt podrażniające. Dłonie po takim zabiegu prezentują się bardzo nienagannie, skóra jest miękka i gładka. Efekt ten utrzymuje się przez kilka kolejnych dni. Peeling ten pozostawia na skórze olejową otoczkę. Jednak nie jest to nieprzyjemny, tłusty film. Tylko delikatna otulająca warstwa, która z czasem się wchłania.


Jego zapach jest powalający. Wszyscy miłośnicy kokosowego aromatu będą nim oczarowani. Nie ma tu żadnych chemicznych nut zapachowych. Za to jest tak apetyczny, że jak go czuję, to mam ochotę zjeść ciasteczka kokosowe. Świetnie się przy nim relaksuje wykonując peeling dłoni. Może więc dlatego producent nazwał go "spokój kokosowy". Dostępne są jeszcze inne warianty zapachowe: "relaks brzoskwiniowy" oraz "czas dla mnie". Jest to produkt bardzo wydajny. Gdy go wylewam wydaje mi się, że zaaplikowałam go za dużo. Jednak mimo wszystko nie widać, aby szybko ubywał z opakowania. Poza tym wystarczy używać go 1-2 razy na tydzień. 


Podsumowując: Peeling ten należy do bardzo mocnych zdzieraków. Mi osobiście się to podoba, bo w takich gustuję. Wtedy czuję, że peeling działa. Z drugiej strony nie powoduje on u mnie żadnego podrażnienia. Skóra po peelingu nie jest nawet zaczerwieniona. Czyli jest zarazem delikatny. Ma przepiękny zapach. Nie ma w składzie parafiny, która na skórze pozostawia taką paskudna oblepiającą warstwę. Tutaj mamy do czynienia z otulającą przyjemną warstewką, która ładnie się wchłania pielęgnując jeszcze skórę.

Pojemność: 100 ml

Cena: 78 zł

Dostępność: sklep internetowy producenta

Skład: Isoamyl Cocoate, Vitis Vinifera (Grape) Seed Oil, Macadamia Ternifolia Seed Oil, Persea Gratissima (Avocado) Oil, Oenothera Biennis (Evening Primrose) Oil, Prunus Amygdalus Dulcis (Sweet Almond) Oil, Hydrogenated Vegetable Oil, Tocopherol (mixed), Beta-Sitosterol, Squalene.

Stosujecie peelingi przeznaczone do dłoni ???
Czy uważacie, że te do ciała też sobie poradzą z dłoni ???
Czytaj dalej »

10 maja 2014

Slempelkowe zdobienie paznokci

Jakiś czas temu skompletowałam sobie do testów od KKCenterHK zestaw do stemplowego zdobienia paznokci. W jego skład wchodzi:




Podobają mi się paznokcie zdobione tą metodą i też chciałam wypróbować jak to będzie. Na blogach można znaleźć wiele tutoriali pokazujących krok po kroku jak się wykonuje takie zdobienia. Przeglądnęłam ich wiele, starałam się postępować zgodnie z instrukcjami. Zdawałam sobie sprawę, że początki nie są łatwe. Trzeba się uzbroić w cierpliwość i ćwiczyć, ćwiczyć, ćwiczyć. Aktualnie już po paru miesiącach mojej męki ze stemplowaniem doszłam do wniosku, że albo ja się do tego nie nadaję, albo mam felerny zestaw do stemplowani.

Na początku zabrałam się za wyczucie jak operować zazierką tak aby nie było to za mocno ani za lekko. Wypróbowałam kilka lakierów, aby ocenić który najlepiej będzie się do tego nadawał. Nie chciałam na początek kupować takich specjalnych do stemplowania, tylko znaleźć jakiś wśród tych co mam. Szukałam lakieru, który będzie maił dobrą pigmentację i krycie. Aby nie był za rzadki, tylko raczej bardziej gęsty.


Uważam, że zdzierka ta niezbyt dobrze usuwa lakier z blaszki. W tych miejscach co nie trzeba lakieru, to go zostawia, a na wzorkach zbiera go nieraz za dużo. Małe wzorki - jak te koty - wychodzą ładnie. Jednak z tymi pozostałymi zdobieniami mam problem. Nie chcą wyglądać tak jak powinny. Nie wiem czy to dlatego, że zdzirerka ta jest cała plastikowa. Gdy oglądałam inne, to końcówkę miały metalową. Powinnam pewnie wypróbować inny zestaw stempli z tą blaszką, aby mieć porównanie czy też tak samo wzorki będą wychodziły.


Co do płytki nie mam zastrzeżeń. Wybrałam akurat tą, bo spodobały mi się te zdobienia. Zwłaszcza te koty. Na początku - aby była gotowa do użytku - trzeba było zedrzeć z niej folię ochronną. Przykładowe zdobienie paznokci wykonane za pomocą tego zestawu prezentuje się następująco:


Zdobicie tą metodą paznokcie ???
Jakie stempelki możecie polecić ???
Czytaj dalej »

6 maja 2014

GOLDEN ROSE Maxim Eyes maskara

Firma Golden Rose kojarzy mi się głównie z lakierami do paznokci. Wiem, że mają inne kosmetyki w swej ofercie. Jednak, gdy jestem na ich stoisku, to rozglądam się tylko za lakierami do paznokci. Dlatego, gdy na jednym ze spotkań blogerek dostałam kilka ich kosmetyków, to zaczęłam używać lakiery, a tusz odłożyłam. Na szczęście sobie o nim przypomniałam, a dziś przedstawię Wam relację z jego użytkowania.


Od producenta:
MAXIM EYES LASH MASCARA to nowoczesny tusz stworzony z myślą o kobietach, które nie są zadowolone z objętości swoich rzęs. Kosmetyk wyposażony jest w inteligentną, wyprofilowaną szczoteczkę, która ułatwia wydłużenie i uniesienie rzęs. Szczoteczka dociera do wszystkich, również tych najkrótszych i prawie niewidocznych włosków, wyraźnie je unosi i dodaje objętości, zapewniając perfekcyjny kształt każdej rzęsy. Efekt to maksymalnie pogrubione, uniesione i podkreślone rzęsy które otworzą spojrzenie, dodadzą oczom blasku, a Tobie pewności siebie !

Pierwsze co rzuca się w oczy to opakowanie tej maskary - a właściwie jego żółciutki kolor. Prezentuje się ono bardzo wesoło i przyjemnie dla oka. Ale wiadomo, że nie opakowanie jest tu najważniejsze. Skupmy się może na początku na szczoteczce. Jest ona silikonowa i dość giętka, dzięki czemu dobrze maluje się nią zarówno górne jak i dolne rzęsy. Ma ona dość niestandardowy kształt, bo jej nasada i końcówka są jednakowe, a jest wklęsła pośrodku. Mimo to używa mi się jej wygodnie. 


Konsystencja jej maskary jest odpowiednia od pierwszego użycia. Bardzo ładnie wydłuża, podkręca i pogrubia rzęsy. Już jedna jej warstwa wygląda bardzo dobrze, a dwie to już szał. Utrzymuje się bez osypywania cały dzień. W trakcie malowania rzęs nie odbija się na powiekach. Łatwo się ją aplikuje. Szybko schnie na rzęsach. Ma intensywny czarny kolor. Bardzo łatwo się zmywa.


Co do tej maskary mam jedynie dwa zarzuty. Po pierwsze troszkę zbyt mało precyzyjnie rozdziela rzęsy. Abym osiągnęła zadowalający mnie efekt, muszę dłuższą chwile nad nimi popracować szczoteczką. A po drugie nieco zbyt szybko zaczyna zasychać w opakowaniu. Była w sam raz około 4 miesiące. Teraz robią się w niej grudki i już nie maluje tak dobrze. Przeważnie tusze wystarczają mi tak na około 6 miesięcy. Jednak biorąc pod uwagę niską cenę tej maskary (bo kosztuje około 11 zł), to warto ją wypróbować, bo po prostu jest dobra.
Czytaj dalej »

4 maja 2014

FARMONA Lawendowe Ukojenie peeling cukrowy do ciała

Lubię używać peelingi marki Farmona, ponieważ skutecznie działają, a dodatkowo mają ciekawe zapachy. Gdy okazało się, że mogę wypróbować peeling lawendowy, to postanowiłam skorzystać z okazji.


Od producenta: 
Peeling cukrowy do ciała z naturalnym olejkiem  z lawendy. Kryształki cukru intensywnie złuszczają martwy naskórek oraz idealnie wygładzają ciało. Skóra staje się niezwykle gładka, jedwabiście miękka i nawilżona.  Unikalna kompozycja zapachu lawendy z regionu Prowansji otuli nas przyjemnym zapachem, pozwoli odzyskać spokój i wewnętrzną równowagę.
Peeling znajduje się w szklanym, zakręcanym słoiczku. Jego zawartość dodatkowo jest jeszcze zabezpieczona sreberkiem. Wizualnie prezentuje się on bardzo ładnie. Etykiety utrzymane są we fioletowym kolorze, który nawiązuje do lawendy. W użytkowaniu opakowanie to jest nieco niepraktyczne. Jest bardzo ciężkie, dlatego za każdym użyciem boję się, aby mi z rąk nie wypadło. Może by się nie potłukło, ale mogłoby popękać lub poszczerbić się.


Konsystencja jest typowa jak na peeling cukrowy. Jest tu dużo kryształków cukru, znajdujących się w żelowej zawiesinie, która ma akurat w przypadku tego produktu fajny fioletowy kolor. Dodatkowo dołączone jest tu nieco kawałków suszonej lawendy. Peeling jest dość gęsty, ale nie mam problemów z jego wydobyciem i rozprowadzeniem po skórze. W trakcie peelingowania kryształki cukru zaczynają się rozpuszczać. Dlatego nie jest on zbyt ostry dla skóry. Zapach tego peelingu jest dość przyjemny, chociaż mi osobiście lawendowego nie przypomina. Mózg przekazuje do nosa sygnały, że ma wyczuwać taki zapach więc się go tu doszukuję. Gdybym jednak miała powąchać ten peeling bez sugerowania zapachu, to stwierdziłabym raczej, że wyczuwam tu zapach kiepskich, męskich perfum. Na szczęście zapach ten nie jest zbyt mocny, ani nie utrzymuje się na skórze.


Skusiłam się na ten peeling głównie dlatego, że spodobała mi się jego fioletowa kolorystyka i zaciekawiło mnie to, że ma on być lawendowy. Z jego działania peelingujacego jestem zadowolona. Skutecznie złuszcza skórę i jest przy tym delikatny. Jedyne czego w nim nie mogę znieść to tłusta parafinowa warstewka, którą pozostawia na skórze. Parafina w kremach czy balsamach nie przeszkadza mi. Jednak w peelingu drażni, bo skóra po myciu jest taka oblepiona, że czuję się brudna. Dlatego muszę oczyszczać skórę jeszcze dodatkowo żelem. Są jednak też osoby, którym to nie przeszkadza. Jak na przykład moja mama, której ta warstewka pasuje, bo potem już nie musi używać balsamu do ciała po takiej kąpieli.

Pojemność: 200 g

Cena:  ok. 25 zł

Skład: Paraffinum Liquidum (Mineral Oil), Sucrose, Sodium Chloride, Petrolatum, PEG-40 Hydrogenated Castor Oil, Ethylhexyl Stearate, Silica, Lavandula Angustifolia (Lavender) Oil, Macadamia Ternifolia Shell Powder, Butyrospermum Parkii (Shea) Butter, Phenoxyethanol, Ethylhexylglycerin, BHA, Parfum (Fragrance), Linalool, Limonene, Coumarin, Butylphenyl Methylpropional,  CI 45100, CI 42090.

Lubicie lawendowe kosmetyki ???
Czytaj dalej »