16 grudnia 2018

LIRENE CITY PROTECT - Krem prebiotyczny ochrona + nawilżenie

W paczce z nowościami kosmetycznymi, które ostatnio dostałam od Lirene znalazł się między innymi Krem prebiotyczny ochrona + nawilżenie. Jest on przeznaczony do stosowania na dzień. Od razu zabrałam się do jego testowania, ponieważ mój poprzedni krem akurat się skończył. Znając mnie, to zapewne kupiłabym inny niż ten co miałam, bo lubię testować nowości. Dlatego paczka przyszła w odpowiednim momencie, ponieważ potrzebowałam nowego kremu.


Jest on przeznaczony do cery wrażliwej - czyli takiej jak moja. Dodatkowo posiada wysoki filtr SPF30. Jest to fajne rozwiązanie. Stosuję teraz produkty z kwasami, więc wygodnie jest używać jednego kremu, który nawilża, a zarazem posada filtr. Można by się obawiać co z jego aplikacją, ponieważ kremy z filtrami często są tłuste i bielą skórę. Ten taki nie jest. Ma dość lekką konsystencję i szybko się wchłania. Jest to dobre, gdy chce się potem wykonać makijaż. Można się malować od razu po aplikacji kremu. 


Krem ten nie podrażnia, nie zapycha i nie obciąża skóry. Zaczęłam go używać, gdy było nieco cieplej i sprawdził się wtedy. Teraz przyszła zima, ale jest bardzo łagodna, dlatego poziom nawilżenia, jaki zapewnia mojej skórze jest odpowiedni. Ciekawa jestem jak się sprawdzi, gdy przyjdą mrozy. Przynosi ukojenie i wzmacnia barierę hydrolipidową skóry. Krem ma przyjemny i delikatny zapach. Jego pojemność to 50 ml, kosztuje ok. 28 zł.


Ciekawostką jest to, że krem ten ma mieć właściwości Anti Pollution, czyli chronić skórę przed zanieczyszczeniem środowiska - szczególnie smogiem. Teraz to zagadnienie stało się bardzo modne. Nagle pojawiać zaczęło się wiele kosmetyków, które mają być dla nas antidotum na tego rodzaju problemy. Ja w to za bardzo nie wierzę. Jednak krem ten zawiera wiele dobrych i potrzebnych składników, jak na przykład: D-panthenol, alantoinę, złote algi, wyciąg z nasion lnu, glicerynę roślinną.


W linii Citi Protect znajdują się jeszcze kremy dopasowane do potrzeb innych rodzajów cery:
- Krem prebiotyczny równowaga + nawilżenie dla cery suchej na dzień i na noc,
- oraz Krem detoksykujący matowienie + nawilżenie do cery tłustej i mieszanej na dzień.

SKŁAD: Aqua (Water), Ethylhexyl Methoxycinnamate, C12-15 Alkyl Benzoate, Caprylic/Capric Triglyceride, Cetearyl Alcohol, Potassium Cetyl Phospate, Butyl Methoxydibenzoylmethane, Dicaprylyl Carbonate, Glycerin, Octocrylene, Dimenthicone, Ethylhexyl Triazone, Methylene Bis-Benzotriazolyl Tetramethylbutylphenol (nano), Hydroxyacetophenone, Sodium Polyacrylate, Acrylates/C10-30 Alkyl Acrylate Crosspolymer, Panthenol, Triethanolamine, Decyl Glucoside, Xanthan Gum, Ethylhexylglycerin, Inulin, Allantoin, Alpha-Glucan Oligosaccharide, Propylene Glycol, Hydrolyzed Linseed Extract, Laminaria Ochroleuca Extract, Phenoxyethanol, Methylparaben, Parfum (Fragrance).
 
Mieliście ten krem?
Co o nim sądzicie?
Czytaj dalej »

7 grudnia 2018

Zużycia z listopada - czyli garść mini recenzji


Posty ze zużyciami nie pojawiają się u mnie na blogu od pewnego czasu - głównie dlatego, że odkąd stosuję minimalistyczną pielęgnację, to mam bardzo mało zużytych kosmetyków. Dodatkowo długo zajmowało mi zbieranie i gromadzenie tych wszystkich opakowań. Jednak tak się ostatnio złożyło, że skończyło mi się sporo kosmetyków w bardzo krótkim czasie. Czekają mnie teraz większe zakupy, aby uzupełnić braki. Przy okazji pomyślałam, że wspomnę o kilku kosmetykach, których recenzji nie zdążyłam napisać przed ich zużyciem.


Naszło mnie na testowanie korektorów. Zaszalałam i kupiłam aż dwa: Makeup Revolution Conceal and Define oraz Lovely Intensywnie kryjący kamuflaż do twarzy. Większość opinii, które na ich temat czytałam były pozytywne. Często pojawiało się porównanie ich do drogich korektorów, mocno kryjących - na przykład, że są zamiennikami dla Tarte Shape Tate. Nie wiem czy tak jest, bo go nie miałam. Jakoś nie mogę się przełamać do zakupu korektora za ponad 100 zł, dlatego chciałam mieć chociaż jakiś o podobnym działaniu. Z korektora marki Makeup Revoluton jestem bardzo zadowolona. Robi swoje i jest dostępny w sporej gamie kolorystycznej. Mam go w odcieniu C2 i używam go głównie pod oczy. Z zakrywaniem niedoskonałości na innych partiach twarzy też sobie radzi. Korektor z Lovely mnie rozczarował. Jak dla mnie ma za małe krycie i za bardzo zbiera się w załamaniach skóry pod oczami. Do niego już nie powrócę, a jeśli chodzi o korektor z Makeu Revolution, to mam już następne opakowanie.


Dobrym kosmetykiem jest też Make-up Fixing Spray z Golden Rose. Produkt ten ma fajny rozpylacz wytwarzający delikatną mgiełkę, która równomiernie opada na skórę. Powoduje, że makijaż dobrze się trzyma, ale też ładnie wygląda na skórze. Mgiełka ta jest bardzo wydajna. Używałam jej prawie codziennie, a wystarczyła mi na parę miesięcy.


Bardzo lubię też kosmetyki marki Sylveco. Przeważnie jakiś z nich znajduje się wśród kosmetyków, które używam. Tym razem było to Arnikowe mleczko oczyszczające. Lubię je za to, że jest bardzo łagodne, a zarazem dobrze oczyszcza skórę, a przy tym jej nie wysusza. Kiedyś dawno temu, na początku mojej przygody z kosmetykami, nie lubiłam mleczek do demakijażu. Wynikało to z tego, że nie umiałam ich używać. Odkąd się tego nauczyłam, to bardzo cenie sobie mleczka przy demakijażu.


Drugim kosmetykiem tej marki, który miałam był Naturalny dezodorant ziołowy. Staram się używać dezodorantów bez soli aluminium oraz alkoholu. Tym razem chciałam przetestować akurat ten. Zawiera on ekstrakt z kory dębu - jest to składnik polecany przy potliwości, ponieważ ma właściwości ściągające. Nie pozostawia plan na ubraniach. Ma neutralny zapach. Sprawdził się on u mnie, dlatego, gdy kupowałam następny, to zdecydowałam się na ten sam.



Zużyłam też coś z kolorówki. A mianowicie Tusz do rzęs The One Volume Blast marki Oriflame. Miał on fajną, małą silikonową szczoteczkę, dzięki której dobrze malowało się rzęsy - nawet te najmniejsze. Jego formuła też była w porządku - był nie za gęsty, a zarazem nie za rzadki. Nie za często kupuję kosmetyki z Oriflame, ale do tego tuszu chętnie jeszcze kiedyś powrócę.


Natomiast na ukończeniu mam puder Mineralize Skinfinish marki MAC. Powinien mi wystarczyć jeszcze na kilka dni, ale wciągnęłam go już do tego postu, ponieważ nie wiem kiedy będę pisać o następnych zużyciach. Rzadko sięgam po pudry prasowane (ponieważ lubię pudry sypkie), jednak ten okazał się bardzo dobry. Daje ładne i naturalne wykończenie. Nie jest typowo matujący, ale też nie daje suchego pudrowego wykończenia. Mam go w odcieniu Light, który jest do mnie dobrze dopasowany.


Zużyłam też:
-  Płyn micelarny marki Natura Care,
- moją ulubioną bazę pod cienie z Artdeco,
- ochronną pomadkę z Alterry,
- Multifunkcyjny balsam Instant Help marki Evree.
Nie będę się tu o nich rozpisywać, ponieważ na blogu pojawiły się już ich recenzje.

Mieliście któryś z tych kosmetyków?
Co o nich sądzicie?
Czytaj dalej »

30 listopada 2018

LIRENE - MINERAL COLLECTION - ALGA PURPUROWA Rozświetlająco-nawilżające mleczko do ciała

Mleczka do ciała, które zawierają rozświetlające drobinki kojarzą mi się głównie z latem i opalenizną - bo ładnie ją podkreślają. Obecnie można by je użyć, gdy chcemy błyszczeć na zabawie andrzejkowej czy sylwestrowej. Nie przepadam za tego typu produktami, jednak jak już go mam, to postanowiłam przetestować. 


Co mnie zaskoczyło, to jego konsystencja. Mleczka przeważnie są gęste i treściwe. A ten produkt ma bardzo rzadką i lejącą konsystencję. Dlatego znajduje się w opakowaniu, gdzie można go aplikować za pomocą atomizera. Łatwo się rozprowadza po skórze i błyskawicznie wchłania. Pozostawiając mnóstwo błyszczących drobinek i piękny zapach. Mleczko to delikatnie perfumuje skórę, nadając jej lekko słodkiego zapachu, który nawet dość długo się utrzymuje. Nie jestem fanką słodkich zapachów, ale ten mi się podoba.


Największy problem miałam, aby uchwycić te błyszczące drobinki. Efekt jest bardzo delikatny i na żywo dobrze widoczny, ale nie na zdjęciu. Najlepszym rozwiązaniem było zrobić zdjęcia w słońcu. Dobrze, że dziś zaświeciło, bo ostatnio było bardzo ponuro i pochmurno. Aby drobinki były dobrze widoczne nałożyłam grubszą warstwę mleczka. Przy zwykłym używaniu efekt będzie delikatniejszy - no chyba, że ktoś woli taki. 


Pomimo że mleczko to zawiera w składzie glicerynę, olejek awokado oraz roślinny kompleks nawilżający, nie zauważyłam, aby nawilżało skórę. Z jednej strony to dobrze, że ma nietłustą konsystencję, ponieważ nie pobrudzi ubrań. Ale z drugiej strony jest to po prostu taki ciekawy gadżet przydatny osobom, które potrzebują, aby ich skóra mieniła się delikatnym złotym blaskiem. Ja do nich nie należę, dlatego komuś je oddam. Mleczko ma pojemność 200 ml, kosztuje ok. 20 zł.

SKŁAD INCI: Aqua, Glycerin, Dicaprylyl Ether, Synthetic Fluorphlogopite, Dimethicine, Isopropyl Myristate, Persea Gratissima (Avocado) Oil, C14-22 Alcohol, Betaine, Hydroxyacetophenone, Parfum (Fragrance), Hydroxyethyl Acrylate / Sodium Acryloyldimethyl Taueate Copolymer, Isohexadecane, C12-20 Alkyl Glucoside, Polysorbate 60, Ethylhexylglycerin, Imperata Cylindeica Root Extract, Sorbitan Isostearate, Tin Oxide, Chondrus Crispus (Carrageenan) Extract, PEG-8, Carbomer, Phenoxyethanol, Hexyl Cinnamal, Limonene, Ciitronallol, Linalool, CI 77891 (Titanium Dioxide).

Mieliście to mleczko do ciała?
Lubicie takie produkty z rozświetlającymi drobinkami?
Czytaj dalej »

25 listopada 2018

3 RAZY NIE #10 - czyli kosmetyki, które mnie rozczarowały

Nie testuję ostatnio zbyt wiele nowości. Wolę powracać do sprawdzonych już kosmetyków. Jednak mimo to znalazło się trzech takich "delikwentów", z których działania nie jestem zadowolona. Nie są to buble, ponieważ można znaleźć wiele recenzji osób, które uważają je za ulubieńców. Niestety ja do nich nie należę.


Na początek LOVELY Liquid Camouflage - intensywnie kryjący kamuflaż do twarzy. Miałam go w odcieniu C1, który był bardzo jasny i fajnie dopasowany do mojej karnacji. Wiem, że dla wielu osób jest on hitem, wiele uważa go za zamiennik Tarte Shape Tape. Dlatego chciałam go wypróbować. Tak się składa, że korektora z Tarte nie miałam, ale fajnie byłoby mieć jakąś jego namiastkę. Lubię dobrze kryjące korektory, które ładnie prezentują się pod okiem, a także zakryją to, co potrzeba. Ten z Lovely u mnie się nie sprawdził. Zbiera mi się w załamaniach oka, ma słabe krycie, nie zakrywa niedoskonałości, a także jest bardzo nietrwały. W ciągu dnia ściera się z tych miejsc, gdzie być powinien. Do tego jest niewydajny. Zużyłam go w przeciągu miesiąca. Z podobnej półki cenowej lubię za to kolektor z Maybelline Instant Anti Age Eraser oraz Makeup Revolution Conceal and Define.



Kolejny produkt, z którego działania nie jestem zadowolona, to MATRIX Total Results Color Obsessed Miracle Treat 12. Czyli lotion w sprayu do włosów koloryzowanych. Ma on zapewniać 12 właściwości pielęgnacyjnych:
- chronić włosy koloryzowane,
- nadawać natychmiastowej jedwabistości,
- ułatwiać rozczesywanie,
- przeciwdziałać rozdwajaniu końcówek włosów,
- pomagać zapobiegać uszkodzeniom,
- zapewniać efekt nawilżenia,
- wygładzać łuskę włosa,
- dogłębnie odżywiać,
- sprawiać, że włosy są łatwiejsze w układaniu,
- kontrolować puszenie.

Nie zaobserwowałam, aby ma moich włosach dawał któreś z tych właściwości. Raczej powodował większe ich puszenie i strączkowanie - przez co nie były wygładzone. Włosy wyglądały lepiej jak go nie stosowałam. Na szczęście już mi się skończył, a ja zamierzam powrócić do używania Sprayu wygładzającego do układania i wzmocnienia włosów marki Eco Laboratorie. Miałam go jakiś czas temu i dawał świetne efekty - pisałam o nim w tym poście.



Na koniec jeszcze wspomnę o Wzmacniająco-wygładzającym szamponie do każdego rodzaju włosów marki BIOALVEN. Nie pieni się zbytnio, ale to produkt naturalny. Już się do takich przyzwyczaiłam i nie przeszkadza mi to. Nie polubiłam go za to, że powoduje, iż włosy stają się bardzo szorstkie. Przez to w trakcie mycia plączą się i trudno jest je rozczesać. Z innymi szamponami nie miałam jeszcze takich problemów. Przed myciem włosów zawsze je przeczesuję, a potem delikatnie myję i nie potrzebują już rozczesywania - dopiero jak wyschnął. Gdy używałam szampon Biolaven to, aby przywrócić im miękkość i aby dały się rozczesać, to po umyciu musiałam używać bardzo dużo odżywki. A po wyschnięciu sporą ilość olejku, aby włosy jako tako wyglądały. Użyłam go tylko kilka razy i odstawiłam, bo nie zamierzam tak męczyć się z szamponami.

To już wszystkie kosmetyki, które rozczarowały mnie swoim działaniem w ostatnim czasie. Na szczęście nie ma ich wiele. Z to mam sporo takich, które stały się moimi ulubieńcami. Ale o tym będzie w innym poście. A Wy mieliście któryś z tych kosmetyków? Co się u Was ostatnio  nie sprawdziło?
Czytaj dalej »

18 listopada 2018

Pielęgnacja specjalna (kosmetyki i zabiegi, które stosuję 1-2 razy na tydzień / miesiąc)

Aby posty na temat porannej i wieczornej pielęgnacji twarzy były kompletne, to brakuje jeszcze informacji o pielęgnacji specjalnej. W tym poście chciałabym wspomnieć o kosmetykach i zabiegach, które uzupełniają moją codzienną pielęgnację twarzy, czyli takich, które wykonuję 1-2 razy na tydzień / miesiąc, lub w określonej porze roku.


1. PEELINGI MECHANICZNE, ENZYMATYCZNE oraz GOMMAGE

Moja skóra twarzy należy do kategorii delikatnej i wrażliwej. Dlatego właściwie prawie wcale nie używam PEELINGÓW MECHANICZNYCH. Są one dla mnie po prostu zbyt mocne. Tego rodzaju peelingi są przeznaczone bardziej dla skóry tłustej, grubej i zanieczyszczonej, wymagającej odblokowania porów czy mocniejszego złuszczenia. Dlatego jeżeli po nie sięgam, to staram się wybierać te delikatniejsze. Obecnie stosuję na przykład Creme Douce Exfoliante marki Valcena Paris. Produkt ten już się kończy - wystarczy mi może jeszcze na 3 użycia. Na razie nie zamierzam kupować następnego, tylko sięgam po inne rodzaje peelingów - jak te opisane poniżej.


Już od dawna lubię stosować PEELINGI ENZYMATYCZNE. Główne składniki aktywne w nich zawarte to bromelaina lub papaina (albo jedno i drugie na raz). Są to enzymy, które złuszczają zrogowaciały naskórek. Z tymi peelingami też należy uważać przy stosowaniu ich w przypadku cery wrażliwej, gdyż te zawierające większe stężenia bromelainy i papainy mogą podrażniać skórę. Peelingi enzymatyczne stosuję przeważnie raz na tydzień, lub nawet rzadziej. Wszystko zależy od tego jakie inne zabiegi złuszczające wykonywałam już w danym tygodniu. Mam swój sprawdzony i ulubiony peeling enzymatyczny, do którego co jakiś czas powracam. Jest on marki Norel Dr Wilsh. Jednak nie mam go teraz, bo zamierzam wypróbować Odnawiający peeling Novage marki Oriflame. Zaciekawił mnie on, ponieważ stanowi połączenie peelingu enzymatycznego z kwasami.



Częściej (czyli 2-3 razy w tygodniu) można stosować PEELING GOMMAGE. Tego rodzaju peelingi są bardzo delikatne, dlatego są polecane dla skóry wrażliwej. Działają one trochę jak gumka - po aplikacji roluje się go po powierzchni skóry. W ten sposób zbierając martwy naskórek i lekko odblokowując pory. Obecnie używam Peeling gommage marki Bandi.



2. MASECZKI

Niestety ze stosowaniem maseczek u mnie różnie to bywa. Zdarza się, że sięgam po nie bardzo regularnie. Ale mam też tak, że skóra  dwa - trzy tygodnie maseczki żadnej nie widzi. Nie jest to dobre w pielęgnacji, ale staram się nadrabiać mocno nawilżającymi kremami. Jeśli chodzi o maseczki, to najlepsze efekty ich stosowania są wtedy, gdy aplikuje się je zaraz po przeprowadzeniu złuszczania skóry. Dzięki temu składniki lepiej się wchłaniają, skóra staje się gładsza, bardziej nawilżona. W zależności od potrzeb dobieram odpowiednią maseczkę. Czasem bardziej nawilżającą, a innym razem rozjaśniającą. Obecnie polubiłam się z Detoksykującą czarną maską do twarzy marki Evree z serii Black Rose. Ma ona w składzie m.in. węgiel, ekstrakt z róży damasceńskiej oraz kaolin. Ładnie oczyszcza twarz, a przy tym nie przesusza skóry.


Inne, które polubiłam są marki Lirene z serii zastygających, plastycznych masek. Jest ich kilka rodzajów: Algowa maska głęboko nawilżająca, Regenerująca maska z olejkiem rozmarynowym, Napinająca maska z 24k złotem i perłą, Rewitalizująca maska z witaminą D. Lubię je za to, że w saszetce znajduje się ilość odmierzona na jedno użycie. A po przecięciu pustej saszetki wzdłuż oznaczonej linii otrzymujemy miarkę do odmierzenia odpowiedniej ilości wody. Miałam już tego typu maski, tylko kupowałam je w dużych opakowaniach. Potrzeba trochę czasu, aby nauczyć się odmierzać odpowiednią ilość wody, aby maska za szybko nie zastygła, ani nie była za gęsta do aplikacji. Dlatego maski Lirene stanowią dla mnie świetne rozwiązanie. Na oczyszczoną skórę aplikuję serum, a potem na 15 minut taką maseczkę. Powoduje ona, że serum lepiej się wchłania, a dodatkowo maska zastyga i bardzo łatwo się ją ściąga.


3. PEELINGI CHEMICZNE

Nie lubię jesieni. Jednak jak już przychodzi, to staram się wykorzystać ten cza na zabiegi z kwasami. Przez ostatni czas stosowałam 40% kwas migdałowy z Bielendy. Więcej na temat jak wygląda stosowanie peelingów chemicznych i moje wrażenia na temat kosmetyków z Bielendy opisałam w tym poście. Obecnie kwasy te już mi się skończyły i niedługo zaopatrzę się w nowe. Tym razem chce wypróbować inny ich rodzaj.


Nie chodzę na zabiegi z kwasami do kosmetyczki, ponieważ wolę je sama wykonać. Jednak należy pamiętać, że działanie peelingu chemicznego, to kontrolowane uszkodzenie skóry, które ma pobudzić ją do regeneracji i odnowy. Dlatego uczestniczyłam w kilku kursach i szkoleniach na ten temat. Jeżeli ktoś nie posiada odpowiedniej wiedzy, to nie polecam stosować kwasów samemu, bo można sobie nimi wyrządzić krzywdę.

4. PEELING KAWITACYJNY i SONOFOREZA

Tak dla odmiany lubię stosować PEELING KAWITACYJNY, ponieważ oczyszcza skórę ze zrogowaciałego naskórka i zaskórników, a przy tym nie podrażnia. Następnie za pomocą sonoforezy wtłaczam ampułkę. Wszystkie szczegóły na temat jak wygląda taki zabieg opisałam TUTAJ


A Wy jakie maski oraz peelingi lubicie?
Czytaj dalej »

10 września 2018

Moja wieczorna pielęgnacja twarzy - aktualizacja #1

Niedawno zaktualizowałam wpis dotyczący porannej pielęgnacji twarzy. A teraz chciałabym wspomnieć o moich wieczornych rytuałach pielęgnacyjnych. Nadal stawiam na minimalizm - dlatego pojawi się tutaj niewiele kosmetyków. Staram się je dobierać tak, aby zapewnić skórze odpowiedni poziom nawilżenia, dać możliwość, aby się zregenerowała przez noc, a także dopasować pielęgnację do aktualnych potrzeb. Wieczorami mam na to więcej czasu niż rano.


Zatytułowałam ten post "wieczorna pielęgnacja", jednak pierwszy jej etap zaczyna się już po południu - gdy wracam z pracy. Zaraz po przebraniu się w domowe ubrania udaję się do łazienki, aby zmyć makijaż. Ten etap nie zajmuje wiele czasu i wygląda następująco:

KROK 1: mycie / oczyszczanie

Najpierw nasączam dwa waciki płynem micelarnym, przykładam je do oczu i tak trzymam przez chwilę, aby rozpuścić makijaż. Dzięki temu tusz da się zmyć szybko i bez mocnego pocierania skóry. Potem przecieram wacikami resztę twarzy. Do tego etapu używam Łagodzący płyn micelarny marki NATURA CARE. Przeznaczony jest do codziennego oczyszczania i demakijażu skóry wrażliwej, więc jest bardzo łagodny.


Następnie zwilżam twarz wodą, wyciskam trochę Arnikowego mleczka oczyszczającego marki SYLVECO na dłonie, rozcieram na całej powierzchni skóry i spłukuję wodą. Lubię zmieniać stosowane kosmetyki - to znaczy powracam co jakiś czas do tych sprawdzonych. Tak też jest z tym mleczkiem - używałam go jakiś czas temu, potem był Tymiankowy żel do mycia twarzy (też marki Sylveco), teraz znów powróciłam do mleczka. Jest bardzo delikatne i łagodne, ale skutecznie oczyszcza skórę.


KROK 2: tonik

Tonizowanie skóry, to ważny krok. Trzeba bowiem przywrócić naturalne pH skórze. Jeszcze do niedawna stosowałam Tonik antybakteryjny Dermacos (opisany został w poście z moją poranną pielęgnacją twarzy). Jednak już się skończył. W tym tygodniu sięgnęłam po nowy - chcę wypróbować jak się sprawdzi Tonik nawilżający do skóry suchej i wrażliwej marki ECO LABOLATORIE. Na razie użyłam go tylko kilka razy, więc to jeszcze za wcześnie na recenzje. Ale mogę wspomnieć, że zanosi się na dobry produkt.


KROK 3: serum

Rano nie zawsze mam czas i chęć, aby używać serum. Wieczorem jednak jest to dla mnie punkt obowiązkowy. Obecnie używam Helix Extract Serum marki SYIS. Są to ampułki do stosowania w salonach kosmetycznych.


Jeśli chodzi o tego typu produkty, to często sięgam po te profesjonalne, bo uważam, że lepiej działają niż drogeryjne. Słyszałam, że te ampułki dają świetne efekty, gdy stosuje się je do mezoterapii. Ja w domu nie posiadam odpowiedniego urządzenia, jednak producent podaje, że można stosować je też do sonoforezy. A to urządzonko posiadam - nawet pisałam o nim osobny wpis na blogu. Ampułek nie używam codziennie, tylko 1-2 razy w tygodniu.


To już koniec mojego wstępnego etapu wieczornej pielęgnacji. Ma on miejsce w godzinach między 16 a 17. Po aplikacji ampułki na skórę pozostawiam ją do wchłonięcia i nic więcej przez pewien czas nie stosuję. Dopiero wieczorem następuje dalszy etap, kroki są bardzo podobne:

KROK 1: mycie / oczyszczanie / tonizowanie

Zanim nałożę krem na twarz chcę mieć czystą skórę. Mimo że nie mija wiele czasu od momentu demakijażu, ale przez te parę godzin zanim pójdę spać zbiera się trochę sebum i innych zanieczyszczeń. Jednak oczyszczam skórę bardzo delikatnie - wystarczy przepłukać ją wodą i przetrzeć tonikiem. To wszystko. 

KROK 2: nawilżanie

Jak mam tylko możliwość, to staram się stosować kosmetyki z tej samej serii. Obecnie są to wyżej wspomniane ampułki oraz krem do twarzy - Helix Extract Cream również marki SYIS. Przeznaczony jest zarówno na dzień jak i na noc. Ja używam go wieczorem, jednak jak zrobi się chłodniej, to podejrzewam, że na wieczór przyda mi się bardziej treściwy krem, a ten zostanie przesunięty na rano. Jest on bardzo lekki, szybko się wchłania i obecnie zapewnia mojej skórze odpowiednią dawkę nawilżenia. Jest to kolejny nowy produkt w mojej pielęgnacji (ampułki i krem stosuję od 2 tygodni), dlatego na razie wstrzymam się z jego recenzją.


Wieczorem aplikuję jeszcze na usta Multi-funkcyjny balsam ratunek dla skóry marki EVREE. Aplikuję grubszą warstwę na noc tuż przed spaniem. Dzięki niemu skóra ust jest nawilżona i niepopękana. Nie tworzą się też suche skórki. Ma przynosić ulgę spękanej i podrażnionej skórze, dlatego będzie świetny na zimę.


Wieczorna pielęgnacja, to jest czas, gdy aplikuję również krem pod oczy. Ten, który używałam do niedawna skończył się. Nie zdążyłam jeszcze kupić nowego, dlatego na tym zakończę ten post.

A Wy jakie kosmetyki stosujecie w wieczornej pielęgnacji skóry twarzy?
Czytaj dalej »

31 sierpnia 2018

Ulubieńcy ostatnich miesięcy - kosmetyki pielęgnacyjne


W ostatnim poście skupiłam się na ulubionych kosmetykach i akcesoriach do makijażu. Tak się jakoś złożyło, że to dość spory zbiór. Już dawno nie miałam tyle kosmetyków spośród kolorówki. Jednak w przypadku pielęgnacji, okazuje się, że mam znacznie mniej ulubionych produktów. Będą to tylko cztery kosmetyki - dwa do ciała oraz dwa do ust.


LA ROCHE POSAY - LIPIKAR BAUME AP+ balsam uzupełniający poziom lipidów

Jest to produkt dedykowany osobom borykającym się z wrażliwą i atopową skórą. Ja takich problemów nie mam, jednak jest to jedyny balsam do ciała jaki mi został, więc zaczęłam go używać. A tak się składa, że sięgam po nie rzadko. Moja skóra nie potrzebuje codziennego smarowania balsamem. Daje sobie radę sama. Balsamy używam głównie zimą, gdy skóra staje się bardziej przesuszona. 


Zastanowić się zatem można dlaczego produkt ten trafił do moich ulubieńców? Głównie dlatego, że świetnie mi się go używa. Balsam ma treściwą, ale zarazem dość lekką konsystencję i jest przyjemnie jedwabisty w dotyku w trakcie rozsmarowywania. Mam nadzieję, że rozumiecie o co mi chodzi - jest taki przyjemnie mięciutki. A do tego wielofunkcyjny - stosuję go głownie do rąk i stóp, czasem do ciała. Dzięki temu zamiast trzech opakowań z kosmetykami na półce stoi mi tylko jedno. Lubię go też za to, że świetnie nawilża skórę, ma delikatny i nienachalny zapach. 


LIRENE BRONZE COLLECTION - brązująca mgiełka

Nie lubię się opalać. Na słońcu spędzam tylko tyle czasu, ile muszę lub chcę. Jednak jeszcze bardziej nie lubię słuchać komentarzy, dlaczego jestem taka biała latem? Tu z pomocą przyszła mi ta mgiełka brązująca. 


Dostałam ją już dawno temu. Trochę sobie poleżała w moich zapasach kosmetycznych. Jednak zaczęłam czytać o niej bardzo pozytywne komentarze - i przypomniałam sobie, że ja ją też mam. Postanowiłam wypróbować i również jestem z niej zadowolona. 


Ma olejkową duo-formuję, czyli przed użyciem należy wstrząsnąć i zmieszać obie fazy. Bardzo prosto się ją aplikuje, ponieważ opakowanie posiada atomizer. Po spryskaniu na skórę wystarczy dokładnie rozsmarować. Najlepsze jest to, że efekt delikatnej opalenizny pojawia się już po kilku godzinach od aplikacji. Potem dla wzmocnienia koloru, a także podtrzymania efektu należy używać 1-2 razy w tygodniu. Dzięki niej jestem w stanie uzyskać efekt delikatnej opalenizny, który bardzo mi się podoba. Ważne jest też to, że nie brudzi ubrań. 


ALTERRA - pomadka ochronna do ust z rumiankiem

Jest to świetna pomadka ochronna do stosowania na co dzień. Jest bezbarwna, więc bez problemu można ją używać bez patrzenia w lusterko czy się gdzieś nie wyjechało poza linię ust. Mocno nawilżająca, efekt utrzymuje się długo na ustach. 


Do tego ma fajny skład (niestety nie napiszę go tutaj, bo zapodział mi się gdzieś kartonik), a do tego jest niedroga. Miałam ich już kilka i za każdym razem trafiłam na promocję i za pomadkę płaciłam ok. 4 zł. Mam ją zawsze przy sobie w torebce. 



EVREE INSTANT HELP - multi-funkcyjny balsam ratunek dla skóry

Balsam ma 10 ml pojemności i znajduje się w małym, estetycznym słoiczku. Jest bardzo gęsty - ma masełkowatą konsystencję. Składniki w nim zawarte to m.in. wosk pszczeli, lanolina, masło mango, masło kakaowe, olejek kokosowy, olej awokado.


Przeznaczony jest do stosowania wszędzie tam, gdzie potrzeba, np. na twarzy, rękach, nogach. Ja go używam do ust. Aplikuję grubszą warstwę na noc tuż przed spaniem. Dzięki niemu skóra ust jest nawilżona i niepopękana. Nie tworzą się też suche skórki. Ma przynosić ulgę spękanej i podrażnionej skórze, dlatego będzie świetny na zimę.


Jacy są Wasi ulubieńcy pielęgnacyjni z ostatnich miesięcy?
Mieliście może któryś z tych kosmetyków?
Co o nich sądzicie?

Czytaj dalej »

22 sierpnia 2018

Ulubieńcy ostatnich miesięcy: akcesoria i kosmetyki do makijażu

Dawno nie pisałam nic o ulubieńcach. Tak się składa, że w ostatnim czasie trochę się ich nazbierało. No dobra - sporo ich mam. O większości z tych kosmetyków zapewne słyszeliście i nie będą to dla Was nowości. Kupiłam je właśnie z polecenia innych osób i nie zawiodłam się. A teraz chciałabym podzielić sie z Wami moimi spostrzeżeniami na temat tych akcesoriów i kosmetyków do makijażu.



GĄBKI DO MAKIJAŻU BLEND IT!

Kiedyś do aplikacji podkładu uznawałam tylko pędzle. Znacznie się to zmieniło odkąd wypróbowałam gąbki. Spełniają swoje zadanie wyśmienicie. Obecnie używam dwie marki Blend it!


Ta większa idealnie rozprowadza podkład, ale można nią też aplikować puder. Malutka jest świetna do korektora i bazy pod cienie. Dzięki nim makijaż jest idealnie rozprowadzony, cienką warstwą, bez smug. Dodatkowo łatwo jest dołożyć podkładu czy korektora w miejsca, gdzie potrzeba ich nieco więcej. Pierwsze gąbki Blend it!, które kupiłam były jednokolorowe (różowa i żółta). Niestety były one dość słabe jakościowo, ponieważ szybko się zniszczyły. Już po kilku użyciach zaczęły pękać. W międzyczasie dowiedziałam się, że wersja marmurkowa jest znacznie trwalsza. Zaopatrzyłam się więc w takie. Używam je codziennie już od trzech miesięcy i nadal wyglądają świetnie: łatwo się czyszczą i jeszcze żadna nigdzie nie popękała.


NABLA - PALETY CIENI DO POWIEK: DREAMY oraz SOUL BLOOMING

O tych paletach nie będę się wiele rozpisywać, ponieważ przypuszczam, że każdy o nich słyszał.


Długo "polowałam" na Dreamy, ponieważ zaraz po premierze była cały czas wykupiona. Aż w końcu udało się. Jakość tych cieni jest bardzo dobra. Spodobała mi się do tego stopnia, że gdy została wypuszczona Soul Blooming, to od razu ją kupiłam. Do tej pory używałam głównie palet z Zoevy oraz cieni z Inglota. Jednak po zetknięciu się z produktami Nabli inne palety odstawiłam. Bardzo podoba mi się ich masełkowata konsystencja oraz świetna pigmentacja. Do tego ich kolory współgrają ze sobą, więc zrobienie makijażu to świetna zabawa.


MY SECRET - MATT EYESHADOW

Jedyne czego brakuje mi w paletkach Nabli, to jasny, cielisty, matowy cień.


Odpowiedni znalazłam wśród oferty My Secret. Zresztą polecało go wiele youtuberek. Jestem z niego bardzo zadowolona. Jak na drogeryjny produkt, to ma dobrą pigmentację, a odcień numer 505 jest dla mnie odpowiednio cielistym kolorem. Produkty marki My Secret są tanie i łatwo dostępne, jednak ten kolor ze względu jego popularność, jest bardzo często wykupiony.



GLAM SHADOWS - POJEDYNCZE CIENIE DO POWIEK

Pozostając w temacie cieni do powiek chciałabym jeszcze wspomnieć o jednym.


Świetny kolor cienia do makijaży dziennych, wprost idealny do podkreślenia załamania powieki znalazłam w GlamShopie. Nie robi plam, ładnie się blenduje, ma neutralny kolor, który stanowi bazę do wielu makijaży. A mowa o cieniu do powiek w odcieniu MULAT. Jak widzicie na zdjęciu już prawie dobija dna. 



NABLA - MAGIC PENCIL

Jest to kredka wielofunkcyjna. Można ją stosować do podkreślenia łuku brwiowego, wewnętrznego kącika oka, konturu ust oraz jako eyeliner.


Mam ją w odcieniu Light Nude. Ten odcień bardzo mi się podoba. Kolor jest w sam raz dla mnie - nie za jasny, nie za ciemny. Mimo wielofunkcyjności tej kredki ja używam ją tylko na linię wodną oka. Jest odpowiednio miękka, a zarazem trwała. 


BECCA COSMETICS - SHIMERING SKIN PERFECTOR PRESSED

Do tej pory moim ulubionym rozświetlaczem była Mery Lou Manizer. Jednak chciałam wypróbować również osławiony produkt marki Becca.


Na początek skusiłam się na miniaturkę odcienia Opal. Jest to piękny kolor, wpadający w odcienie starego słota. Na skórze tworzy piękną tafle. W okresie wakacyjnym bardzo polubiłam go używać też jako cień do powiek. Pięknie rozświetla oczy. Wystarczy tylko ten jeden kolor i cały makijaż oka już gotowy. Co mnie zaskoczyło to jego wydajność. Opakowanie pojemności 4,5g intensywnie użytkuję już od maja i nie widać jeszcze zbyt dużego zużycia.


ESTE LAUDER - DOUBLE WEAR Stay-in-Place Makeup

Na koniec zostawiłam kultowy już podkład. Żałuję, że kupiłam go tak późno.


To podkład, który świetnie sprawdził się w upały. Kupiłam go końcem maja, aby przetestować przed weselem, na które miałam iść w czerwcu. To był bardzo upalny dzień, a mój makijaż przetrwał. Wszystko dzięki trwałości tego podkładu. Dla wielu osób jest on ciężki. Jednak ja uwielbiam go używać na co dzień. Jedna bardzo cieniutka warstwa zaaplikowana gąbeczką w zupełności mi wystarcza. A do tego świetnie dopasowany kolor o numerze 1N1 i nie muszę już używać żadnych produktów rozjaśniających podkład. W trakcie upalnych, letnich dni odstawiłam go na rzecz podkładów mineralnych. Jednak jak tylko temperatura nieco spadnie to od razu do niego wracam.


Jacy są wasi ulubieńcy kosmetyczni?
Mieliście któryś z tych kosmetyków?
Co o nich sądzicie?
Czytaj dalej »