16 grudnia 2018

LIRENE CITY PROTECT - Krem prebiotyczny ochrona + nawilżenie

W paczce z nowościami kosmetycznymi, które ostatnio dostałam od Lirene znalazł się między innymi Krem prebiotyczny ochrona + nawilżenie. Jest on przeznaczony do stosowania na dzień. Od razu zabrałam się do jego testowania, ponieważ mój poprzedni krem akurat się skończył. Znając mnie, to zapewne kupiłabym inny niż ten co miałam, bo lubię testować nowości. Dlatego paczka przyszła w odpowiednim momencie, ponieważ potrzebowałam nowego kremu.


Jest on przeznaczony do cery wrażliwej - czyli takiej jak moja. Dodatkowo posiada wysoki filtr SPF30. Jest to fajne rozwiązanie. Stosuję teraz produkty z kwasami, więc wygodnie jest używać jednego kremu, który nawilża, a zarazem posada filtr. Można by się obawiać co z jego aplikacją, ponieważ kremy z filtrami często są tłuste i bielą skórę. Ten taki nie jest. Ma dość lekką konsystencję i szybko się wchłania. Jest to dobre, gdy chce się potem wykonać makijaż. Można się malować od razu po aplikacji kremu. 


Krem ten nie podrażnia, nie zapycha i nie obciąża skóry. Zaczęłam go używać, gdy było nieco cieplej i sprawdził się wtedy. Teraz przyszła zima, ale jest bardzo łagodna, dlatego poziom nawilżenia, jaki zapewnia mojej skórze jest odpowiedni. Ciekawa jestem jak się sprawdzi, gdy przyjdą mrozy. Przynosi ukojenie i wzmacnia barierę hydrolipidową skóry. Krem ma przyjemny i delikatny zapach. Jego pojemność to 50 ml, kosztuje ok. 28 zł.


Ciekawostką jest to, że krem ten ma mieć właściwości Anti Pollution, czyli chronić skórę przed zanieczyszczeniem środowiska - szczególnie smogiem. Teraz to zagadnienie stało się bardzo modne. Nagle pojawiać zaczęło się wiele kosmetyków, które mają być dla nas antidotum na tego rodzaju problemy. Ja w to za bardzo nie wierzę. Jednak krem ten zawiera wiele dobrych i potrzebnych składników, jak na przykład: D-panthenol, alantoinę, złote algi, wyciąg z nasion lnu, glicerynę roślinną.


W linii Citi Protect znajdują się jeszcze kremy dopasowane do potrzeb innych rodzajów cery:
- Krem prebiotyczny równowaga + nawilżenie dla cery suchej na dzień i na noc,
- oraz Krem detoksykujący matowienie + nawilżenie do cery tłustej i mieszanej na dzień.

SKŁAD: Aqua (Water), Ethylhexyl Methoxycinnamate, C12-15 Alkyl Benzoate, Caprylic/Capric Triglyceride, Cetearyl Alcohol, Potassium Cetyl Phospate, Butyl Methoxydibenzoylmethane, Dicaprylyl Carbonate, Glycerin, Octocrylene, Dimenthicone, Ethylhexyl Triazone, Methylene Bis-Benzotriazolyl Tetramethylbutylphenol (nano), Hydroxyacetophenone, Sodium Polyacrylate, Acrylates/C10-30 Alkyl Acrylate Crosspolymer, Panthenol, Triethanolamine, Decyl Glucoside, Xanthan Gum, Ethylhexylglycerin, Inulin, Allantoin, Alpha-Glucan Oligosaccharide, Propylene Glycol, Hydrolyzed Linseed Extract, Laminaria Ochroleuca Extract, Phenoxyethanol, Methylparaben, Parfum (Fragrance).
 
Mieliście ten krem?
Co o nim sądzicie?
Czytaj dalej »

7 grudnia 2018

Zużycia z listopada - czyli garść mini recenzji


Posty ze zużyciami nie pojawiają się u mnie na blogu od pewnego czasu - głównie dlatego, że odkąd stosuję minimalistyczną pielęgnację, to mam bardzo mało zużytych kosmetyków. Dodatkowo długo zajmowało mi zbieranie i gromadzenie tych wszystkich opakowań. Jednak tak się ostatnio złożyło, że skończyło mi się sporo kosmetyków w bardzo krótkim czasie. Czekają mnie teraz większe zakupy, aby uzupełnić braki. Przy okazji pomyślałam, że wspomnę o kilku kosmetykach, których recenzji nie zdążyłam napisać przed ich zużyciem.


Naszło mnie na testowanie korektorów. Zaszalałam i kupiłam aż dwa: Makeup Revolution Conceal and Define oraz Lovely Intensywnie kryjący kamuflaż do twarzy. Większość opinii, które na ich temat czytałam były pozytywne. Często pojawiało się porównanie ich do drogich korektorów, mocno kryjących - na przykład, że są zamiennikami dla Tarte Shape Tate. Nie wiem czy tak jest, bo go nie miałam. Jakoś nie mogę się przełamać do zakupu korektora za ponad 100 zł, dlatego chciałam mieć chociaż jakiś o podobnym działaniu. Z korektora marki Makeup Revoluton jestem bardzo zadowolona. Robi swoje i jest dostępny w sporej gamie kolorystycznej. Mam go w odcieniu C2 i używam go głównie pod oczy. Z zakrywaniem niedoskonałości na innych partiach twarzy też sobie radzi. Korektor z Lovely mnie rozczarował. Jak dla mnie ma za małe krycie i za bardzo zbiera się w załamaniach skóry pod oczami. Do niego już nie powrócę, a jeśli chodzi o korektor z Makeu Revolution, to mam już następne opakowanie.


Dobrym kosmetykiem jest też Make-up Fixing Spray z Golden Rose. Produkt ten ma fajny rozpylacz wytwarzający delikatną mgiełkę, która równomiernie opada na skórę. Powoduje, że makijaż dobrze się trzyma, ale też ładnie wygląda na skórze. Mgiełka ta jest bardzo wydajna. Używałam jej prawie codziennie, a wystarczyła mi na parę miesięcy.


Bardzo lubię też kosmetyki marki Sylveco. Przeważnie jakiś z nich znajduje się wśród kosmetyków, które używam. Tym razem było to Arnikowe mleczko oczyszczające. Lubię je za to, że jest bardzo łagodne, a zarazem dobrze oczyszcza skórę, a przy tym jej nie wysusza. Kiedyś dawno temu, na początku mojej przygody z kosmetykami, nie lubiłam mleczek do demakijażu. Wynikało to z tego, że nie umiałam ich używać. Odkąd się tego nauczyłam, to bardzo cenie sobie mleczka przy demakijażu.


Drugim kosmetykiem tej marki, który miałam był Naturalny dezodorant ziołowy. Staram się używać dezodorantów bez soli aluminium oraz alkoholu. Tym razem chciałam przetestować akurat ten. Zawiera on ekstrakt z kory dębu - jest to składnik polecany przy potliwości, ponieważ ma właściwości ściągające. Nie pozostawia plan na ubraniach. Ma neutralny zapach. Sprawdził się on u mnie, dlatego, gdy kupowałam następny, to zdecydowałam się na ten sam.



Zużyłam też coś z kolorówki. A mianowicie Tusz do rzęs The One Volume Blast marki Oriflame. Miał on fajną, małą silikonową szczoteczkę, dzięki której dobrze malowało się rzęsy - nawet te najmniejsze. Jego formuła też była w porządku - był nie za gęsty, a zarazem nie za rzadki. Nie za często kupuję kosmetyki z Oriflame, ale do tego tuszu chętnie jeszcze kiedyś powrócę.


Natomiast na ukończeniu mam puder Mineralize Skinfinish marki MAC. Powinien mi wystarczyć jeszcze na kilka dni, ale wciągnęłam go już do tego postu, ponieważ nie wiem kiedy będę pisać o następnych zużyciach. Rzadko sięgam po pudry prasowane (ponieważ lubię pudry sypkie), jednak ten okazał się bardzo dobry. Daje ładne i naturalne wykończenie. Nie jest typowo matujący, ale też nie daje suchego pudrowego wykończenia. Mam go w odcieniu Light, który jest do mnie dobrze dopasowany.


Zużyłam też:
-  Płyn micelarny marki Natura Care,
- moją ulubioną bazę pod cienie z Artdeco,
- ochronną pomadkę z Alterry,
- Multifunkcyjny balsam Instant Help marki Evree.
Nie będę się tu o nich rozpisywać, ponieważ na blogu pojawiły się już ich recenzje.

Mieliście któryś z tych kosmetyków?
Co o nich sądzicie?
Czytaj dalej »