31 października 2016

Bilans kosmetyczny październik - czyli zużycia i zakupy

W tym miesiącu mam bardzo malutkie zużycia, zakupy też nie większe. Dlatego pomyślałam, że najlepiej będzie je połączyć w jednym poście.


Udało mi się zużyć coś z kolorówki. To w sumie dwie rzeczy. Ale kolorówkę długo się zużywa.

Pierwszy produkt to Fluid Lirene z serii My Color Code do typu urody zima. Z 4 dostępnych kolorów ten odcień do mnie najbardziej pasował. Więcej pisałam na ich temat TUTAJ.

Zużyłam też jedną szminkę - Avon Extra Lasting w odcieniu Sunkissed Ginger. To był taki bardzo jasny, delikatny róż. Lubię takie kolory na co dzień.


Reszta zużyć już jest z kategorii pielęgnacja. Wypróbowałam maskę do włosów marki Planeta Organica - tą toskańską. Była ona często polecana na wielu blogach. Nie zawiodłam się na niej. Włosy po jej użyciu były sypkie, odpowiednio nawilżone i dociążone, nie puszyły się. Warto ją wypróbować. Do tego jest bardzo wydajna.

The Secret Soap Store z serii Pastel Love, czyli mus pielęgnacyjny pod prysznic. Miał świetny zapach, który potem jeszcze bardzo długo utrzymywał się na skórze. Ale więcej na jego temat można dowiedzieć się z recenzji.

Jesienią postanowiłam bardziej przyłożyć się do wykonywania zabiegów nawilżających na twarz. Cały mój plan opisałam TUTAJ. Na początek zrobiłam przegląd nagromadzonych masek do twarzy i teraz je zużywam. W październiku zabrałam się za Yasumi maskę z kwasem hialuronowym przeznaczoną dla każdego rodzaju cery. To było mini opakowanie (30 ml), które miałam jeszcze z jakiegoś boxa. Była to dobra maseczka. Skóra po niej była długo nawilżona, dzięki czemu mniej się przetłuszczała w strefie T.


Przejdźmy teraz do zakupów. Zamarzyła mi się silikonowa myjka do pędzli. Bardzo chciałam kupić tą z Rossmanna, ale trudno było ją dorwać. Dlatego kupiłam inną. Nie pamiętam już ile za nią zapłaciłam, ale była na promocji. Bo jej cena regularna jest dość wysoka. Kupiłam do niej olejek pod prysznic z Isany, ponieważ wiele osób go poleca jako skuteczny preparat do mycia pędzli. Używam ich już przez październik, ale na razie nie będę mówić jak się sprawdzają. Będzie o tym mowa w innym poście.


Kończy mi się krem do rąk, który noszę ze sobą w torebce, a także żel do mycia twarzy. Myślałam, że dobiją dna w październiku, ale okazuje się, że jeszcze wystarczą mi na około półtora tygodnia. Kosmetyki, którymi je zastąpię już czekają. A są to Isana Intensywny krem do rąk z mocznikiem (5,99 zł) oraz żel do mycia twarzy, który od dawna chciałam wypróbować, czyli Sylveco ten tymiankowy (17,99 zł).

A jak tam Wasze zużycia i zakupy w tym miesiącu?
Czytaj dalej »

24 października 2016

4 kosmetyki, które ułatwiają mi codzienny makijaż

Nie lubię wcześnie wstawać, ale z drugiej strony do pracy chcę wyjść umalowana. Dlatego makijaż skracam do minimum. Dodatkowo lubię, gdy kosmetyk może okazać się uniwersalny, abym mogła stosować go np. gdy mam skórę bardziej bladą lub opaloną, albo jeden zamiast dwóch. Wszystko po to, aby potrzeba było mi ich mniej. A dzięki blogowi odkryłam wiele kosmetyków, które bardzo mi w tym pomagają.



BIAŁY PODKŁAD

Jako bladolica miałam zawsze problem z doborem podkładu. Te najjaśniejsze z oferty przeważnie były dla mnie za ciemne. Od kiedy jednak wypróbowałam biały podkład, wszystko się zmieniło. Mieszam go z podkładem, który zamierzam akurat użyć, dzięki czemu jest on jaśniejszy, nie tracąc przy tym swoich właściwości.


Tym białym podkładem, który mam jest Makeup Revolution The One Foundation w odcieniu 1. Jest on biały, więc idealnie nadaje się do rozjaśnienia podkładów. Ma bardzo lekką formułę - jest wręcz wodnisty. Najczęściej wyciskam w zagłębieniu dłoni pompkę podkładu, który chcę użyć i dokładam do niego kropelkę lub dwie białego MUR. Mieszam je palcem i rozkładam punktowo na twarz. Potem równomiernie rozprowadzam pędzlem. W takich proporcjach użyty podkład nie traci swoich właściwości (krycia, wykończenia, ani trwałości), jest tylko odpowiednio jaśniejszy.


SYPKI PUDER TRANSPARENTNY

Niby taki biały proszek, a jak dużo u mnie zmienił. Kiedyś używałam pudry prasowane, które trzeba było dobierać odpowiednio kolorystycznie. Ja zawsze miałam z tym problem. Latem powinien być nieco ciemniejszy, bo jestem trochę opalona, zimą jaśniejszy. W związku z tym, że jestem bladziochem i miałam problem ze znalezieniem jasnego podkładu, to jeszcze znaleźć do tego odpowiedni puder, to było wyzwanie.


Aż w końcu natrafiłam na sypki puder transparentny marki Vipera. To była wielka rewolucja, ponieważ znalazłam puder, który dopasowuje się do podkładu. Taki który można używać cały rok. Taki, który jest wydajny, a do tego niedrogi. Od tej pory wypróbowałam już kilka pudrów transparentnych innych marek i chętnie do nich powracam. Obecnie mam puder bambusowy z Biochemii Urody, przesypany do opakowania po podkładzie mineralnym z LilyLolo (bo jest ono lepsze w codziennym użytkowaniu). Na zdjęciu puder jest lekko brązowy, ponieważ zmieszałam go z próbką podkładu mineralnego, który był dla mnie za ciemny.


Sypkie transparentne pudry, które używałam:

BAZA POD CIENIE

Moja przygoda z makijażem zaczęła się jeszcze w szkole średniej. Wiedzę o tym jak się malować czerpałam z gazet (nie było jeszcze wtedy Internetu). Do makijażu zraziłam się po tym, jak miałam problem, aby cienie się nie rolowały. Nie słyszałam jeszcze wtedy o czymś takim jak baza pod cienie. Nie były one nawet za bardzo dostępne. O bazie dowiedziałam się dużo później, gdy zaczęłam czytać pierwsze powstające blogi.


Teraz bez bazy nawet nie zabieram się za wykonywanie makijażu. Jest mi ona potrzebna, ponieważ mam dość głęboko osadzone oczy i cienie zbierają mi się mocno w załamaniach. Ale z dobrą bazą pod cienie, to już nie jest żaden problem. Moja ulubiona baza, którą używałam przez wiele lat, to ta z Artdeco. Ale lubię też bazę Lumene. Obecnie używam bazę z NYX i Catrice, albo aplikuję korektor - niektóre też się dobrze sprawdzają jako bazy pod cienie.

Bazy pod cienie, które używałam:

POMADKA W FORMIE KREDKI

Nigdy nie lubiłam używać konturówek do ust. Do tej pory nie mogę się do nich przekonać. Za to lubię używać szminki. Kiedyś bardziej wolałam błyszczyki, ale to się zmieniło. Przy aplikacji szminek lubię, gdy krawędzie są równe, ale nie lubię używać do tego pędzla. No cóż jestem takim dziwakiem pod tym względem. Dlatego szminki w kredce rozwiązały moje problemy. 


To jest moje niedawne odkrycie, które pojawiło się wraz z wypróbowaniem kultowych pomadek w kredce z Golden Rose. Łatwo jest nimi obrysować kontur i wypełnić usta kolorem. Po zastruganiu mają dalej stożkową końcówkę. Szkoda, że podczas temperowania trochę produktu się marnuje, ale coś za coś. Do ich używania przekonuje mnie wygoda ich aplikacji, a także ogrom dostępnych i pięknych kolorów do wyboru.


A Wy macie takie kosmetyki, które ułatwiają Wam codzienny makijaż?
Czytaj dalej »

17 października 2016

Semilac - Crazy Flamingo w dwóch odsłonach

Wreszcie znalazłam mój idealny odcień różowego lakieru! Do tej pory trafiałam albo na za jasne, albo za ciemne. Albo jeszcze na takie, które podobały mi się u kogoś na paznokciach, a jak ja je miałam, to czułam się źle w takim kolorze. Aż Semilac wprowadził nową gamę kolorów. Wśród nich upatrzyłam sobie jasny, słodki, cukierkowy róż, który okazał się dla mnie idealnym kolorem. Jest to numer 166 o nazwie Crazy Flamingo.


Gdy pomalowałam nim pierwszy raz paznokcie, to naszło mnie na połączenie go z brokatem. A było to już jakieś 4 tygodnie temu. Na zdjęciach widać, że pogoda była piękna i słoneczna. A teraz wciąż ten deszcz. Brrrrr..... Ale wróćmy do zdobienia. Wyszło ono mega słodko, ale miałam wtedy potrzebę właśnie na coś takiego. Ten brokatowy lakier to Semilac numer 144 - Diamond Ring.



Potem spodobał mi się efekt różowego lakieru połączonego z efektem lustra. Wygląda to pięknie, ale nie jest trwałe. Mirror Powder szybko się ściera, mimo że dałam dwie warstwy topu, a także dobrze zabezpieczyłam końcówki. Ładnie wyglądało to 3 dni. Potem końcówki zaczęły się ścierać. Myślałam, że może coś źle zrobiłam przy aplikacji efektu lustra na paznokcie. Jednak, gdy popytałam o to znajome kosmetyczki, okazało się, że one też mają podobne doświadczenia. Coraz bardziej pościerane końcówki nie podobały mi się, więc po tygodniu noszenia takich paznokci zmieniłam na nowy kolor (zdjęcie dodałam na Instagram). A tutaj pokażę Wam jak ślicznie wyglądało połączenie Crazy Flamingo z Mirror Powder.


A Wy jakie zdobienia paznokci lubicie ???
Czytaj dalej »

11 października 2016

LIRENE BIO NAWILŻENIE - czyli kosmetyki nawilżające z efktem matującym. Jak sprawdziły się w przypadku cery mieszanej?

Od marki Lirene otrzymałam do przetestowania ich nowość w ofercie, a mianowicie ultra nawilżający krem do twarzy do cery mieszanej i tłustej oraz nawilżający żel micelarny z witaminą E. Założenie jest takie, że mają to być kosmetyki nawilżające z efektem matującym. Chciałam je przetestować, ponieważ byłoby to rozwiązanie idealne dla cer mieszanych i tłustych. Używam ich od sierpnia i najwyższy czas napisać coś na ich temat. 


Zaczniemy po kolei - czyli od oczyszczania skóry. Został do tego stworzony Nawilżający żel micelarny z witaminą E. Można go stosować na dwa sposoby:

SPOSÓB 1: bez wody - wyciskając porcję żelu na wacik i przecierając nim twarz;

SPOSÓB 2: z wodą - jako typowy żel do mycia twarzy.


Jeśli o mnie chodzi nie lubię używać tego typu kosmetyków bez wody, czyli w sposób 1. Nie podoba mi się to, że dużo żelu się marnuje, bo trzeba dobrze nasączyć nim wacik. A potem i tak mam wrażenie, że skóra nie jest dokładnie oczyszczona. Dlatego ja używam go tylko z wodą (sposób 2), stosując rano lub wieczorem (ponieważ mam jeszcze piankę oczyszczającą z Under Twenty i stosuję oba te kosmetyki zamiennie). 


Kosmetyk ten dostępny jest w standardowym jak dla Lirene opakowaniu. Czyli takim mającym pojemność 200 ml i zamykanym na zatrzask. A co do zawartości, to ma on formę żelową ze znajdującymi się w niej małymi, niebieskimi kuleczkami. Jest to witamina E w mikrosferach, które w trakcie pocierania o skórę rozpuszczają się. Żel ten jest nie za gęsty, nie za rzadki, dobrze się wydobywa z opakowania. Zapach ma przyjemny, dość słodki - przypomina mi nieco mango. Żel micelarny stosuję do mycia skóry rano, aby usunąć sebum nagromadzone w trakcie nocy lub wieczorem w drugim etapie demakijażu. Ze zmywaniem makijażu sobie nie radzi, ale do późniejszego oczyszczenia skóry jest w sam raz. Dobrze odświeża i nie daje uczucia "ściągniętej" skóry. Kosztuje ok. 15 zł.

Skład INCI: Aqua, Pentylene Glycol, Sodium Oleoyl Sarcosinate, Sodium Lauryl Sulfoacetate, Triethanolamine, Acrylates/C10-30 Alkyl Acrylate Crosspolymer, Xanthan Gum, Ethylhexylglycerin, PEG-70 Mango Glycerides, Sodium Chloride, Sodium Oleate, Lactose, Disodium EDTA, Microcrystalline Cellulose, Retinyl Palmitate, Tocopheryl Acetate, Clintonia Borealios (Lily) Root Extract, Phenoxyethanol, Parfum, Limonene, CI 77289 (Chromium Hydroxide Green).


Drugim kosmetykiem w tej linii jest Ultra nawilżający krem - mus z witaminą E, występujący w trzech wariantach:
- do cery normalnej i mieszanej,
- do cery suchej i wrażliwej,
- do cery mieszanej i tłustej.


Ja mam wersję do cery mieszanej i tłustej. Bardzo ciekawa jest jego konsystencja, ponieważ nie jest ona taka typowo kremowa. Jest to raczej mus, ale nie widać tego na zdjęciach. Wygląda jakby był typowo kremowy, a jego "musowość" czuć w trakcie aplikacji na skórę. To trochę tak jakby smarować się gładką i mięciutką bitą śmietaną. Dodatkowo zatopione są w nim niebieskie kuleczki, które w trakcie aplikacji rozpuszczają się. Jego plusem jest to, że szybko się wchłania, a do tego utrzymuje fajnie zmatowioną skórę. Nie zostawia żadnych lepkich warstw, ani nawet nie czuć, że mamy go na skórze. Skóra staje się bardzo gładka - taka aksamitna w dotyku. Dlatego polubiłam używać go pod makijaż. Nie muszę długo czekać, aż się wchłonie, tylko mogę od razu po jego aplikacji nakładać podkład. Jest to świetne rozwiązanie zwłaszcza rano, gdy nie lubię czekać, aż krem się całkowicie wchłonie, zanim zacznę się malować. Nie roluje się również podczas aplikacji podkładu. Jest to krem uniwersalny - można go też stosować na noc


Jego zapach nie jest taki przyjemny jak w przypadku żelu. Jak na mój nos jest on raczej bezzapachowy. No i oczywiście krem dobrze nawilża skórę. Jest to nawilżenie odpowiednie na teraz. Ciekawa jestem czy jak zrobi się zimniej to, też będzie tak dobrze działał, czy trzeba będzie sięgnąć po coś bardziej treściwego. Krem nie spowodował u mnie zapychania skóry. Mieści się w zakręcanym słoiczku o pojemności 50 ml. Jego cena to ok. 20 zł.

Skład INCI: Aqua, Decyl Oleate, Eyhylxexyl Methoxycinnamate, Glycerin, Cetyl Alcohol, PEG-20 Methyl Glucose Sesquistearate, Sodium Polyacrylate, Tocopheryl Acetate, Butyl Methoxydibenzoylmethane, Cetearyl Alcohol, Methyl Glucose Sesquistearate, Cetereath-20, Lactose, Microcrystalline Cellulose, Pentylene Glycol, Mentha Piperita (Peppermint) Leaf Extract, Clintonia Borealis (Lily) Root Extract, Phenoxyethanol, Diazolidinyl Urea, Sodium Benzoate, Methylparaben, Potassium Sorbate, Ethylparaben, Propylparaben, Butylparaben, Parfum, CI 77289 (Chromium Hydroxide Green), CI 42090 (FD&C Blue No. 1), CI 19140 (FD&C Yellow No. 5).


O ile nawilżający żel micelarny spełnia swoje zadanie oczyszczające, ale niczym ciekawym się nie wyróżnia. O tyle ten krem - mus jest bardzo fajnym rozwiązaniem dla osób z cerą mieszaną poszukujących kosmetyku dającego nawilżenie, a jednocześnie matującego skórę.

Stosowaliście już kiedyś krem w formie musu?
A może znacie tą nową linię kosmetyków marki Lirene?
Co o nich sądzicie?
Czytaj dalej »

6 października 2016

3 zabiegi, które zamierzam wykonać jesienią

Jesień to świetna pora, aby wykonać pewne zabiegi kosmetyczne. Właściwie jest to najlepszy na nie czas, ponieważ niektórych zabiegów nie powinno się wykonywać latem. Wtedy zamiast pomóc, mogą nam jeszcze bardziej zaszkodzić lub nie dać oczekiwanych efektów. Stosując niżej opisane zabiegi chcę, aby moja skóra odzyskała zdrowy wygląd po lecie, a przy okazji przygotować ją na nadchodzącą zimę.



PEELINGI CHEMICZNE KWASAMI

Odkryłam je zeszłego roku. Wcześniej bałam się poddawać takim zabiegom, a okazało się, że przyniosły wiele dobrego mojej skórze. Zwłaszcza kwas migdałowy. Już po 4 zabiegach znajomi zaczęli pytać co zrobiłam, że moja skóra wygląda tak świeżo i ładnie. W tym roku mam nadzieję osiągnąć te same efekty.


Pamiętajcie, aby nie eksperymentować samemu w domu z kwasami. Najlepiej na takie zabiegi udać się do kosmetyczki. Ja zrobiłam w tamtym roku trzy kursy na temat stosowania kwasów, dlatego sama je na sobie i najbliższych wykonuję. Jednak nie szaleję z kwasami, chociaż jest ich teraz ogrom do wyboru. Już nie tylko migdał, glikol czy salicylowy. Na rynku pojawiły się nowe, np. kwas hydroksybursztynowy. Ja - tak jak już wspominałam - używam kwas migdałowy.

Z kwasami jest tak, że po pierwszym zabiegu nie widać efektów. Większość osób zniechęca to do ich dalszego stosowania. Jesteśmy nauczeni przez reklamy, że wszystko ma działać natychmiast i mają być mocno zauważalne efekty. Od znajomych kosmetyczek słyszałam, że jak klientce po zabiegach kwasami nie schodzi płatami skóra to znaczy, że kosmetyczka źle wykonała zabieg. Ale nie tędy droga. Co prawda są kwasy, które dają taki efekt, na przykład TCA. Jednak jest wiele kwasów, które świetnie złuszczają skórę, bez efektu "linienia". Ja pierwsze, delikatne efekty stosowania kwasu migdałowego zobaczyłam po 4 zabiegu. A potem było już tylko lepiej.


Nie wiem czy wiecie na jakiej zasadzie działają kwasy - otóż powodują one destrukcje. Zastosowane na skórze rozpuszczają jej wierzchnie, zrogowaciałe warstwy, ale jest to takie niszczenie kontrolowane, które ma na celu pobudzić skórę do regeneracji. Niektóre kwasy są w stanie wniknąć głęboko w głąb skóry, nie powodując przy tym jej złuszczania w postaci odłażących płatów. Dlatego jeśli zdecydujecie się skorzystać z zabiegów tego typu, to dajcie sobie chwilę cierpliwości i wybierzcie się na serię zabiegów.


DEPILACJA LASEROWA

Jednym z przeciwwskazań do wykonania depilacji laserowej jest zbyt opalona skóra. Dlatego zabiegów tych nie wykonuje się latem. Dodatkowo miejsc po depilacji laserowej nie należy wystawiać na działanie promieni słonecznych. A przed depilacją nie należy włosków wyrywać pęsetą czy depilatorem. Jest to uciążliwe w przypadku, gdy chcemy poddać depilacji nogi - ponieważ zostaje tylko używanie maszynki do golenia.


Ja jestem ciekawa depilacji laserowej, ponieważ słyszałam, że za jej pomocą możemy się pozbyć niechcianych włosków już na zawsze. Wiązka lasera niszczy cebulki powodując, że włoski już z nich nie wyrastają. Niestety jest to drogi zabieg, trzeba też przeprowadzić ich serię (minimum 4 zabiegi). Jest to spowodowane tym, że włosy znajdują się w różnych fazach, a tylko na te w fazie wzrostu działa laser. Dlatego trzeba wykonać serię zabiegów w odpowiednich odstępach czasowych. Ja zamierzam na razie zrobić depilację pach, a potem zobaczę jakie będą efekty i pomyślę co dalej.


ZABIEGI NAWILŻAJĄCE

Moja skóra po lecie nie jest w dobrym stanie. Niby staram się o nią dbać jak najlepiej tylko umiem, jednak czasem bywa kapryśna. Ostatnio nie wiem czemu miałam wysyp drobnych grudek na czole, złuszcza mi się nos, skóra wygląda na zmęczoną. Dlatego jesień to dobry moment, aby skupić się na domowym SPA. U mnie będzie to seria różnych zabiegów, które mają na celu poprawę nawilżenia skóry.


Mam w domu aparat do ultradźwięków. Niby używam go cały rok, jednak ostatnio zbyt rzadko. Moja skóra świetnie reaguje na peeling kawitacyjny. A potem mogę jeszcze wtłoczyć w nią jakąś dobrą ampułkę. Nie będę się tutaj o tym rozpisywać, ponieważ poświęciłam na opisanie ultradźwięków cały post na blogu. Kto jest ciekawy - odsyłam TUTAJ.

Przez pewien czas robiłam masaże twarzy. Dobrze byłoby do tego powrócić zwłaszcza, że znam podstawy masażu kosmetycznego i już nieraz go na kimś wykonywałam. Ale jak to mówią szewc w dziurawych butach chodzi - dla siebie rzadko wystarczało mi czasu. Po takim masażu fajnie jest użyć maseczkę nawilżającą lub ampułkę, a na nią maskę algową. Składniki aktywne dobrze się wtedy wchłaniają w skórę. Ostatnio odgrzebałam również moje rękawiczki bawełniane. Gdy robi się coraz chłodniej skóra rąk potrzebuje większej dawki nawilżenia, dlatego lubię nałożyć na nią grubszą warstwę kremu, a potem rękawiczki i tak iść spać.


Tak wygląda mój plan pielęgnacyjny na jesień. Mam nadzieję, że uda mi się go zrealizować. Wieczory są teraz coraz dłuższe, fajnie byłoby wykorzystać część z nich na domowe SPA.

A Wy macie w planach jakieś zabiegi? A może macie jakieś doświadczenia z opisanymi tutaj przeze mnie zabiegami? Koniecznie dajcie znać.
Czytaj dalej »