29 sierpnia 2017

Kosmetyki, które są mi zbędne

Uwielbiam kosmetyki, to jest pewne. Bardzo chętnie je używam i śledzę nowości. Jednak zauważyłam, że jest pewna grupa produktów, które są mi całkowicie zbędne. Gdy ich nie posiadam, wcale za nimi nie tęsknię. A kiedy już do mnie trafią, zużywam przez wiele miesięcy, bo nie palę się, by codziennie po nie sięgać. Zakładam, że wiecie, co mam na myśli i jestem pewna, że macie podobnie. Jeśli jesteście ciekawe, co mi się kompletnie nie przydaje, zapraszam do postu.


PIANKA DO GOLENIA

Nawet jak goliłam nogi maszynką, to pianki nie używałam za bardzo. No może na początku, bo przecież pianka do golenia jak sama nazwa wskazuje jest potrzebna do golenia. Ale potem odkryłam, że dobrze do tego celu sprawdzały się inne kosmetyki. Dlatego przestałam kupować piankę, a przy goleniu nóg używałam mocno spieniony żel pod prysznic, albo maskę, która nie sprawdziła się do włosów. A kiedy odkryłam dobrodziejstwo posiadania depilatora, to zapomniałam, że coś takiego jak pianka do golenia istnieje.


KREM DO BIUSTU

Tego rodzaju krem też jest dla mnie zbędny. Mam wrażenie, że firmy kosmetyczne najchętniej robiły by osobne kremy na każdą partię ciała: osobny na czoło, osobny na policzki, co innego na ręce, a co innego na dłonie. Ja na biust po prostu używam ten sam produkt co i do reszty ciała. Może być balsam, może być olejek. Przynosi to dobre efekty, wiec po co przepłacać i kupować dodatkowe kosmetyki, które będą zalegały na półkach. Wystarczy mi już, że z używaniem balsamów nie jestem zbyt systematyczna. Tak samo byłoby i z kremem do biustu.


KREM DO SZYI I DEKOLTU

Tutaj sytuacja wygląda podobnie jak w przypadku kremu do biustu - nie widzę potrzeby kupowania specjalnego preparatu do szyi i dekoltu skoro mam krem do twarzy. Trzeba jednak pamiętać o aplikowaniu na te partie ciała kremu. A to dlatego, że po szyi i dłoniach najbardziej widać procesy starzenia się skóry. Jest tam ona cienka i delikatna. Przyjrzyjcie się starszym celebrytkom, które poddały się licznym botoksom i skórę twarzy mają "wyprasowaną". Z szyją tego nie da się zrobić, więc chodzą potem z apaszkami, aby pozakrywać dekolty. Dlatego ważna jest profilaktyka. Już teraz przy okazji aplikacji kremu na twarz, posmarować nim również szyję i dekolt. Fajnie jest, gdy używamy maseczkę na twarz, to zaaplikować ją też na szyję i dekolt. Tak robią kosmetyczki w gabinetach, a przynajmniej powinny, gdy przychodzimy na zabiegi, w których używa się maski.


PEELING DO DŁONI I STÓP

Bardzo często stosuję peelingi do ciała. Już w momencie, gdy masuję je na skórze i robię peeling ciała, to jednocześnie jest też wykonywany peeling dłoni. Wystarczy tylko przy okazji zrobić peeling stopom - dlatego nie wiedzę sensu, abym jeszcze dodatkowo kupowała specjalny peeling dedykowany do dłoni czy stóp.


BAZA POD TUSZ DO RZĘS

Próbowałam takie bazy. Miałam kiedyś nawet taki 2-częsciowy tusz do rzęs, który miał białą bazę. Używałam ten duet przez pewien czas, ale nie podobały mi się uzyskiwane efekty. Rzęsy były posklejane, nie chciały się układać tak jak bym tego chciała. Poza tym efekt był zbyt dramatyczny. Ja wolę delikatniej podkreślone rzęsy, dlatego nie używam tego typu baz.


KOSMETYKI DO STYLIZACJI WŁOSÓW

Próbowałam je używać, jednak efekt był taki, że kończyłam z posklejanymi i skołtunionymi włosami. Dodatkowo pianki, pasty i gumy do włosów powodują u mnie przyklap. Nauczyłam się żyć bez tego typu produktów - i dobrze mi z tym. Czasem tylko używam lakieru do włosów, aby przygładzić niesforne baby-hairy.


SUCHY SZAMPON

Wiem, że dla wielu jest to wielki hit. Dla mnie jest to zbędny produkt. Mam suchy szampon z Batiste. Próbowałam go używać. Moje włosy jednak po jego zastosowaniu wyglądają gorzej niż przed. Są takie lekko szorstkawe i trudno jest mi się pozbyć białego osadu z szamponu. Wyglądają jakby jeszcze dłużej nie były myte niż w rzeczywistości.


KOSMETYKI Z NAPISEM "ANTYCELLULITOWE"

Kremy, które mają działać antycellulitowo nie dają efektów. Zawarte w nich składniki aktywne (jak na przykład kofeina) mogą dać skórze impuls, dzięki któremu poprawi się przepływ krwi i poziom jej nawilżenia. Jednak od kiedy zagłębiłam się w tematy związane z budową i funkcjonowaniem skóry, to jestem bardziej świadoma jaką barierę ochronną ona stanowi i jak ciężko jest w nią wniknąć kosmetykom. Jedynym skutecznym sposobem na pomarańczową skórkę jest odpowiednia dieta i ćwiczenia.

A dla Was jakie kosmetyki są zbędne?
Czytaj dalej »

24 sierpnia 2017

LIRENE MINERAL COLLECTION

Niedawno marka Lirene wypuściła nową serię produktów o nazwie Mineral Collection, które przeznaczone są do pielęgnacji ciała. W jej skład wchodzą:
  • KORAL MORSKI - olejkowa mgiełka do ciała,
  • MINERAŁY Z MORZA MARTWEGO - multi-regenerujący balsam do ciała,
  • JEDWAB MORSKI - lekki balsam odżywczy do ciała.


Już od razu na samym początku najbardziej zaciekawiła mnie ta olejkowa mgiełka do ciała. Jest to produkt dwufazowy, więc przed użyciem należy nim energicznie wstrząsnąć. Mimo swojej olejowej formuły wchłania się szybko i nie zostawia tłustej warstwy na skórze. Ma przyjemny, delikatny zapach. Jest praktyczna jeżeli chodzi o aplikację, ponieważ posiada atomizer. Wystarczy kilka psiknięć, lekko rozetrzeć mgiełkę na skórze i już możemy się cieszyć efektami jej działania. Niby wydaje się, że to taki lekki produkt, ale nawilżenie daje porządne. Sprawia, że skóra staje się miękka i gładka przez długi czas po aplikacji. Zaczęłam używać tą olejową mgiełkę jako taką ciekawostkę, ale najbardziej polubiłam ją z całej tej serii. Jej pojemność to 195 ml - cena 19,99 zł.
SKŁAD: Aqua (Water), Isododecane, Glycerin, Dimethicone, Sodium Chloride, Ethylhexylglycerin, Tocopherol, Helianthus Annuus (Sunflower) Seed Oil, Ascorbyl Palmitate, Calcium Gluconate, Sodium Cocoamphoacetate, Lauryl Glucoside, Sodium Lauryl Glucose Carboxylate, Sodium Cocoyl Glucamate, Corallina Officinalis Extract, Citric Acid, Gluconolactone, Sodium Benzoate, Parfum (Fragrance), Benzyl Salicylate, Hexyl Cinnamal, Linalool, Alpha-Isomethyl Ionone, Citronellol, Geraniol, CI 61565, Capsanthin / Capsorubin.


W skład tej serii wchodzą też dwa balsamy do ciała - takie o typowo kremowej formule. Jeden to Multi-regenerujący balsam do ciała - przeznaczony jest do skóry suchej, a drugi to Lekki balsam odżywczy do ciała - przeznaczony do skóry normalnej. Oba posiadają przyjemny, delikatny morski zapach, który ulatnia się niedługo po aplikacji na skórze. Mi to nie przeszkadza - nie muszą utrzymywać zapachu dłużej. Zawierają w sobie też zielone i niebieskie mikro-kapsułki z witaminą E, które rozcierają się w momencie rozprowadzania po skórze.


Multi-regenerujący balsam do ciała ma bardzo bogatą i treściwą konsystencję. Jest w stanie porządnie nawilżyć suchą skórę. Z tych dwóch balsamów w tubkach właśnie po ten sięgam najczęściej. Pozostawia na skórze delikatną ochronną warstwę - jest ona bardzo przyjemna i nie daje uczucia tłustości. Fajnie regeneruje skórę - dlatego lubię go używać zaraz po kąpieli. Opakowanie ma pojemność 200 ml - cena 15,99 zł.
SKŁAD: Aqua (Water), Isopropyl Isostearate, Betaine, Pentaerythrityl Tetraisostearate, Ceteareth-20, Cetearyl Alcohol, Paraffinum Liquidum (Mineral Oil), Orbignya Oleifera (Babassu) Seed Oil, Glyceryl Stearate SE, Dimethicone, Alcohol Denat., Acrylates/C10-30 Alkyl Acrylate Crosspolymer, Triethanolamine, Allantoin, Mannitol, Cellulose, Disodium EDTA, Maris Sal, Citrus Aurantium Dulcis (Orange) Fruit Extract, Ethylhexylglycerin, BHA, Tocopheryl Acetate, Hydroxypropyl Methylcellulose, Phenoxyethanol, Methylparaben, Parfum (Fragrance), CI 77007 (Ultramarines).


Lekki balsam odżywczy przeznaczony jest do skóry normalnej, więc ma już znacznie lżejszą konsystencję. Szybko się wchłania i nie pozostawia tłustej warstwy na skórze. Sprawdzi się u osób, które lubią takie lekkie produkty. Ja po niego raczej rzadko sięgam, bo wolę ten mocniej nawilżający. Ale zauważyłam, że chętnie podkrada mi go mama i to ona dokończy jego używanie. Jej akurat pasuje to, jak ten balsam działa. Produkt ma pojemność 200 ml - cena 15,99 zł.
SKŁAD: Aqua (Water), Isopropyl Myristate, Isohexadecane, Ceteareth-20, Cetearyl Alcohol, Betaine, Butyrospermum Parkii (Shea) Butter, Pentaerythrityl Distearate, Sodium Polyacrylate, Persea Gratissima (Avocado) Oil, VP/Hexadecene Copolymer, Dimethicone, Lactose, Allantoin, Disodium EDTA, Xanthan Gum, Ethylhexylglycerin, Glycerin, Microcrystalline Cellulose, BHA, Postelsia Palmaeformis Thallus Extract, Tocopheryl Acetate, Citric Acid, Phenoxyethanol, Methylparaben, Potassium Sorbate, Sodium Benzoate, Parfum (Fragrance), CI 77289 (Chromium Hydroxide Green).


Produkty te różnią się sposobem aplikacji czy stopniem nawilżenia jaki dają skórze, dlatego myślę, że każdy będzie w stanie znaleźć tu taki, który najbardziej mu przypasuje swoim działaniem. 

A Wy używaliście kosmetyki z linii Mineral Collection?
Co o nich sądzicie?
Czytaj dalej »

20 sierpnia 2017

Ulubieńcy i jeden bubel / lipiec 2017

Ostatnio pojawiło się kilka wpisów z podróży. Jednak przecież jest to blog głównie o tematyce kosmetycznej, więc do takowej powróćmy. Na początek chciałabym wspomnieć o kosmetykach, które używało mi się najlepiej w ciągu ostatniego miesiąca. Niestety trafił mi się też jeden bubel - o którym napiszę tu ku przestrodze, by nie marnować na niego pieniędzy.


W lipcu podstawę mojego demakijażu stanowiły dwa produkty. Skórę zaraz po tym jak rano wstawałam, a także po popołudniowym demakijażu myłam Czarnym Mydłem. Bardzo dokładnie oczyszcza ono skórę. Dodatkowo nie podrażnia jej i jest bardzo wydajne. W międzyczasie wyskoczyło mi parę stanów zapalnych. Zauważyłam, że mydło to przyspieszyło ich gojenie. Używałam je też jako peeling enzymatyczny, czyli namydlałam na skórze, a potem zostawiałam tak przez kilka minut przed spłukaniem. Daje działanie peelingujące, ale jest ono bardzo delikatne i dla niektórych może być niezauważalne. Jedyną jego wadą jest to, że w trakcie spłukiwania  może szczypać w oczy.


Do demakijażu używałam Lirene Pure and Matt płyn micelarny z minerałami z Morza Martwego. Przeznaczony jest on do każdego typu cery. Do jego działania nie mam nic do zarzucenia. Skutecznie usuwa makijaż i odświeża skórę. Jest również wydajny, ponieważ używam go często, a zużyłam przez miesiąc dopiero połowę opakowania. Zresztą to jest dość duże opakowanie, bo ma 400 ml pojemności.


Lubię zmieniać kremy do twarzy, dlatego teraz kupiłam krem na noc Dar piękna marki DLA Kosmetyki. Spodobał mi się ze względu na skład. Zawiera mleczko pszczele, napar z jarzębiny, olej z czarnuszki, D-panthenol. Nie znajdziemy tu oleju parafinowego i mało jest konserwantów. Jest to dla mnie istotne, ponieważ nie powoduje zapychania skóry, tylko sprawia, że jest ona miękka i gładka. Opakowanie to bardzo prosta, plastikowa buteleczka z pompką. Krem jest dość gęsty i treściwy, ale dzięki temu wydajny. Nie utrudnia jednak to jego aplikacji - łatwo się rozsmarowuje i dość szybko wchłania. Ma delikatny, ziołowy zapach. Bardzo dobrze nawilża skórę. Przy mojej mieszanej cerze jest to ważne. Lubię aby policzki nie były przesuszone, a i strefa T, gdy nie jest dobrze nawilżona, to wzmaga się tam produkcja sebum. Gdy używam ten krem na noc, to rano skóra jest uspokojona i dłużej zajmuje zanim podkład trzeba przypudrować.


Podkład, po który najchętniej sięgam to Dr Irena Eris PROVOKE. Produkt ten kupiłam po tym jak polecała go wiele razy na swoim blogu Daria - Kosmetyczna Hedonistka


Ja również go polubiłam. Głównie za dopasowanie kolorystyczne, ponieważ odcień numer 210 jest dla mnie idealny i nie muszę go rozjaśniać. 


Występuje on w trzech wersjach ja wybrałam MATT FLUID, ponieważ przy mojej świecącej się strefie T lubię, gdy podkład daje matowe wykończenie. Nie muszę go zbyt dużo przypudrowywać (mocniej strefę T, a resztę skóry tylko lekko muskam pudrem). Nie ciemnieje z czasem na skórze. Znajduje się w estetycznym i wygodnym w użyciu opakowaniu z pompką.


Ulubione perfumy, które umilają mi lato to Chloe de Roses EDT. Jest to zapach bardzo świeży i radosny. Nuty różane są tu charakterystycznym składnikiem. Uwielbiam ten zapach, a w dodatku bardzo długo się on utrzymuje, dlatego chętnie sięgam po te perfumy. Lubię je też za to, że są dobre na co dzień, a także pasują na wieczór.


Na koniec produkt, który u mnie się nie sprawdził. Lubię markę Alterra i wiele już ich kosmetyków miałam - głównie do włosów. Dlatego, gdy skończył się mój dezodorant, to postanowiłam wypróbować teraz Alterra - Balsam dezodoryzujący Melisa i Szałwia. Jest to produkt z dobrym i naturalnym składem. Niestety nie jestem zadowolona z jego działania (w właściwie jego braku). Szkoda, że nie poczytałam o nim opinii przed zakupem, ponieważ zbiera wiele niepochlebnych. Na szczęście nie spowodował u mnie żadnego podrażnienia skóry. Po prostu nie chroni przed brzydkim zapachem. Nie mam problemów z nadmierną potliwością, a po jego użyciu czułam wokół mnie zapach potu. Dodatkowo ma swój charakterystyczny zapach, który gryzie się z moimi perfumami. Po prostu je zagłusza i obrzydza mi ich zapach. Jednym słowem - masakra!


Mieliście może któryś z tych kosmetyków?
Co o nich sądzicie?
Czytaj dalej »

12 sierpnia 2017

Ołomuniec - niedoceniana turystyczna perełka Czech


Na koniec naszej wycieczki wybraliśmy się do Ołomuńca. Jest to historyczna stolica Moraw. Leży 260 kilometrów od Krakowa i 190 kilometrów od Katowic, na trasie z Polski przez Brno do Wiednia i dalej do Chorwacji. Większość turystów omija Ołomuniec, a warto zatrzymać się tam choćby na jeden dzień i przespacerować przez Stare Miasto, które jest drugim (po centrum Pragi) największym zespołem zabytkowym w Czechach. Zabudowa w jego obrębie reprezentuje głównie styl renesansowy i barokowy.


Najbardziej wyróżniającym się obiektem na Rynku Głównym jest Kolumna Trójcy Przenajświętszej. Wybudowana w latach 1716-1754 przez Wacława Rendera, architekta cesarskiego i miejskiego kamieniarza. Niestety, artysta nie zobaczył swojego dzieła - zmarł w 1733 roku. W swoim testamencie zapisał cały majątek na dokończenie kolumny. Budowla ma 35 metrów wysokości.


Katedra św. Wacława w Ołomuńcu - pierwotnie była to trójnawowa romańska bazylika. Z czasem została wielokrotnie przebudowana. Aż ostatecznie zanikła prawie cała romańska budowla, a katedra otrzymała formę gotycką. Jej wnętrze może się niektórym osobom wydawać znajome. A to dla tego, że za projekt odpowiada ten sam rzeźbiarz i architekt, który zaprojektował Kościół św. Anny w Krakowie. 


Dodatkowo można wejść na wieżę Katedry i po drodze podziwiać panoramę Ołomuńca. Na szczycie znajduje się dzwon św. Zdzisławy, którą Jan Paweł II kanonizował 21 maja 1995 r. 


Na budynku ratusza znajduje się zegar astronomiczny. W Czechach są tylko dwa zegary tego rodzaju - jeden tu, drugi w Pradze. Jeszcze 500 lat temu o bogactwie i wielkości miast świadczyło przede wszystkim to, czy mogły sobie pozwolić na wybudowanie publicznego zegara. Nie bez znaczenia był też fakt, jaki był to czasomierz. Największą sławę zyskiwały mechanizmy skomplikowane, które dodatkowo pozwalały na odgrywanie przed widzami przedstawienia. Taki właśnie zegar zafundował sobie w XV wieku Ołomuniec.

Zegar ten był wielokrotnie przebudowywany i naprawiany, aż w 1898 roku wymieniono mechanizm, a przy okazji malowidła zastąpiono rzemieślniczymi obrazkami. Po II wojnie światowej zegar znów wymagał naprawy. Tym razem jednak uznano, że wnętrze ma całkiem sprawne, za to zmieniono na nim figury i malowidła - świętych zastąpili chłopi i robotnicy, na mozaikach pojawiły się obrazki nawiązujące do ludowych tradycji okolic Ołomuńca. W tej formie zegar podziwiać można do dziś. Nadal w południe poruszają się jego figurki, nadal słychać muzykę. Z jednej strony żal starego czasomierza, z drugiej zaś obecny to także ciekawa pamiątka minionych, choć może nie tak dawnych czasów.


A Wy byliście w którymś z tych miejsc? 
Podoba Wam się Ołomuniec?
Czytaj dalej »

7 sierpnia 2017

Wspomnienia z podróży

Szykuję dla Was jeszcze jedną relację z ostatniego dnia naszego pobytu w Austrii i Czechach. Pisałam już o pięknym Brnie i dwóch niesamowitych dniach w Wiedniu. A teraz będzie kolej na śliczne czeskie miasto – Ołomuniec. Fajnie, że byliśmy tam początkiem czerwca zanim zaczęły się upały, a przy okazji było też niewiele turystów. Wiem, że Praga jest najbardziej popularnym celem turystycznym w Czechach, ale my chcieliśmy uniknąć tłumów i spokojnie pospacerować.


Przez te cztery dni zrobiliśmy prawie tysiąc zdjęć. Na blogu pokazałam zaledwie małą ich część. A w międzyczasie byliśmy w lipcu w Wieliczce. Ostatni raz byłam tam jeszcze na wycieczce ze szkoły podstawowej i fajnie było sobie przypomnieć to miejsce. Stamtąd doszły kolejne zdjęcia. Najlepiej byłoby wywołać je jak najszybciej i zrobić z nich album – póki jeszcze pamiętamy jak najwięcej szczegółów z tych wyjazdów. 



Dlatego zaczęłam przeglądać w Internecie jakie są dobre oferty cenowe przy wywoływaniu dużej ilości zdjęć. Między innymi trafiłam na stronę Foto4u.pl. Za zamówienie od 1000 zdjęć w formacie 10x15 lub 10x13 koszt wywołania zdjęcia wynosi zaledwie 20 gr od sztuki! Odbitki w interesujących mnie formatach zamówione danego dnia do 22:00 mają szybki czas realizacji – w ciągu 1-2 dni roboczych. Dodatkowo dla zamówienia od 300 zł przesyłka jest darmowa. Istnieje też możliwość darmowego odbioru osobistego w punktach odbioru w całej Polsce. Zdjęcia drukowane są na wysokiej jakości papierze fotograficznym Kodak. Jest też dodatkowa opcja ręcznej korekty zdjęć przez grafika, aby uzyskać efekt równo naświetlonych zdjęć o poprawnej kolorystyce i jakości. 

Moim zdaniem oferta jest atrakcyjna. A co Wy o niej sądzicie? Ktoś może korzystał?
Czytaj dalej »