31 stycznia 2015

Zakupy kosmetyczne w styczniu

Do tej pory zużyłam już sporo z moich zapasów kosmetycznych. Czas więc uzupełnić braki. Dlatego w tym miesiącu przybyło mi dość sporo nowych produktów.


MIXA BB krem łagodzący przeciw zaczerwienieniom - byłam ciekawa jak będzie działał. Moja skóra jest ostatnio trochę zaczerwieniona. Wybrałam odcień jasny. Na promocji kosztował 19,99 zł.

MARION pianka do mycia twarzy do cery normalnej i mieszanej - odkąd skończyła mi się pianka z Pharmacerisu brakowało mi czegoś lekkiego do mycia twarzy rano. Dlatego teraz postanowiłam wypróbować tą z Marionu. Kosztowała 8,90 zł.

SYLVECO lipowy płyn micelarny - bardzo go lubię. To jest moje drugie opakowanie. Kosztował 15zł.

KALLOS maska do włosów Silk - nie miałam jeszcze żadnej z tych masek. Najwyższy czas to zmienić. Na początek zdecydowałam się na mniejsze opakowanie (275 ml), które udało mi się kupić na promocji w Hebe za 1,99 zł.


KOBO cienie do powiek numer 207 Gold oraz 206 Copper - skorzystałam z promocji w Drogerii Natura kiedy te cienie były przecenione na ok. 11 zł za sztukę. Podobają mi się te kolory i ich mocne napigmentowanie.

MAX FACTOR tusz 2000 Calorie w odcieniu czarnym w promocji za 23,99 zł.

Byłam też w Inglocie, gdzie zaopatrzyłam się w dwa cienie: numer 330 (cielisty beżowy) oraz 142 (beżowy z lekkim różowym odcieniem). Kosztowały 13 zł za sztukę. Potrzebowałam też nowej zalotki (20 zł), a przy okazji kupiłam bibułki matujące (14 zł). Dostałam próbkę podkładu HD w odcieniu 71.


A na koniec jeszcze zamówienie z Biochemii Urody. Głównym powodem jego złożenia był olej marula (38,50 zł). A przy okazji chciałam wypróbować jeszcze kilka innych kosmetyków, czyli hydrolat z kwiatu lipy EKO (17,90 zł), olejek myjący drzewko herbaciane (11,80 zł), peeling enzymatyczny EKO (15,50 zł), puder jedwabny (12,80 zł).

A Wy co kupiłyście w tym miesiącu ???
Czytaj dalej »

29 stycznia 2015

Zużycia w styczniu

Myślałam, że w tym miesiącu będzie mało zdenkowanych kosmetyków. Zbierałam jak zwykle te zużyte. A jak przyszło do zrobienia zdjęć do posta, to okazuje się, że trochę tego się nazbierało.


1. IWOSTIN Sensitia nawilżający tonik kojąco-oczyszczający - lubię go za to, że oczyszcza skórę, delikatnie ją nawilża i jest łagodny. Jest to produkt bezzapachowy, co mi nie przeszkadza. Ma bardzo ciekawą pojemność, bo 240 ml. Jedynie uważam, że jego cena jest stanowczo za wysoka, bo kosztuje ok 29 zł. 

2. PROASTIQ krem dla zestresowanej skóry - dostałam go na spotkaniu blogerek, to go używałam. Ale nie czuję potrzeby kupować kolejnego. Jego recenzja pojawiła się TUTAJ.

3. SYLVECO krem brzozowy z betuliną - świetny krem, który dobrze spisuje się w okresie zimowym. Więcej pisałam o nim TUTAJ.

4. SKIN79 maska nawilżająca z ceramidami - bardzo fajnie nawilża i odżywia. Pomogła mojej skórze dojść do siebie po perypetiach z używania peelingu enzymatycznego z Ziaji.


5. NONI CARE krem do mycia twarzy - to było już kolejne opakowanie tego produktu, które zużyłam. Nie będę się tu o nim rozpisywać, bo jego recenzja dostępna jest TUTAJ.

6. FEMI śmietanka do demakijażu - fajny produkt do demakijażu. Miałam okazje go wypróbować, bo go dostałam. Jednak jest on dość drogi i na razie nie kupię kolejnego. Recenzja tej śmietanki do demakijażu pojawiła się TUTAJ.

7. SYLVECO lipowy płyn micelarny - bardzo polubiłam ten micel, dlatego kupiłam już kolejny. Dlaczego go lubię opisałam TUTAJ.


8. ORGANIQUE złoty peeling cukrowy - pochodzi on z linii Eternal Gold. Skóra po jego użyciu jest miękka, gładka, dobrze nawilżona i niepodrażniona. Ma bardzo fajną konsystencje i dobry skład. Chętnie kupiłabym kolejny, gdyby nie to, że jest mało wydajny i drogi. Opakowanie pojemności 200g kosztuje aż 68 zł. 

9. BANIA AGAFII balsam do włosów: aktywator wzrostu - balsam ten nakładam na całą długość włosów i trzymam 5-10 minut. Już od pierwszego użycia moje włosy zrobiły się niezwykle miękkie, gładkie i sypkie. Nie zaobserwowałam czy wpłynął na szybszy ich porost. Ale produkt ten im dobrze służył, dlatego zamierzam kupić jeszcze inne wersje. Zwłaszcza, że jest bardzo tani. Saszetka pojemności 100 ml, kosztuje ok. 6 zł. 


W zużyciach znalazło się też coś z kolorówki:

10. L'Oreal Volume Million Lashes - dwie wersje tej maskary: Excess Noir oraz So Couture. Były one dobre, ale ta we fioletowym opakowaniu była moim wielkim ulubieńcem.

11. LILY LOLO mineralny puder sypki Flawless Matte - bardzo dobry puder, ale nie kupowałam następnego, bo uważam, że jest stanowczo za drogi. Jego recenzja pojawiła się TUTAJ.

12. ARTDECO baza pod cienie - jedna z moich najbardziej ulubionych baz. To było moje już kolejne opakowanie. Aktualnie mam inne bazy, ale do tej oczywiście jeszcze powrócę. Więcej pisałam o niej TUTAJ.


A jak poszły Wasze zużycia w tym miesiącu ???
Czytaj dalej »

27 stycznia 2015

Ulubieńcy stycznia 2015r.

Lubię czytać na innych blogach posty o ulubieńcach - tych kosmetycznych i niekosmetycznych. U mnie nie pojawiały się dotąd takie posty. Nie wiem czemu się za to nie zabrałam. Jednak z początkiem nowego roku pomyślałam sobie, że postaram się zacząć pisać o ulubieńcach. W styczniu wytypowałam trzy kosmetyki, które z wielką przyjemnością używam. Rezultaty ich działania są bardzo zadowalające. 


 1. ORGANIQUE złoty peeling cukrowy - pochodzi on z linii Eternal Gold. Skóra po jego użyciu jest miękka, gładka, dobrze nawilżona i niepodrażniona. Ma bardzo fajną konsystencje i dobry skład. Chętnie kupiłabym kolejny, gdyby nie to, że jest mało wydajny i drogi. Opakowanie pojemności 200g kosztuje aż 68 zł.

2. BANIA AGAFII balsam do włosów: aktywator wzrostu - balsam ten nakładam na całą długość włosów i trzymam 5-10 minut. Już od pierwszego użycia moje włosy zrobiły się niezwykle miękkie, gładkie i sypkie. Na razie nie zaobserwowałam czy wpłynął na szybszy ich porost. Ale produkt ten im dobrze służy, dlatego zamierzam kupić jeszcze inne wersje. Zwłaszcza, że jest bardzo tani. Saszetka pojemności 100 ml, kosztuje ok. 6 zł. 

3. SYLVECO krem brzozowy z betuliną -  świetnie nawilża skórę. Sprawdził się w czasie dużych mrozów. Skóra nie jest przesuszona i nie mam problemu z suchymi skórkami. Ma bardzo gęstą i treściwą konsystencje. Do czasu wchłonięcia skóra dość mocno się świeci. Mi to jednak nie przeszkadza, ponieważ używam go na wieczór. Ma fajny, naturalny skład. Opakowanie pojemności 50ml, kosztuje ok. 26 zł.

A jacy są Wasi ulubieńcy ???
Czytaj dalej »

25 stycznia 2015

Ziaja - (nie)Ulga dla skóry - peeling enzymatyczny

Peeling ten pochodzi z linii Ulga. Przeznaczony jest dla skóry wrażliwej. Dodatkowo nie jest on drogi (ok. 9 zł). Te trzy powody spowodowały, że kupiłam właśnie go. Poprzednio miałam peeling enzymatyczny z Dermiki. Sprawdził się u mnie świetnie, byłam z niego zadowolona. Tylko niestety nie był akurat na promocji (on kosztuje ok. 30 zł). Dlatego teraz chciałam wypróbować jakiś inny. Niestety ten peeling z Ziaji to totalna masakra dla mojej skóry.



Od pewnego czasu moja skóra twarzy zmienia się. Staje się coraz bardziej wrażliwa na policzkach. Kiedyś mogłam bez problemu stosować peelingi ziarniste. Obecnie rozglądam się raczej za enzymatycznymi. Informacje zawarte na peelingu z Ziaji wpisują się w moje potrzeby: jest on enzymatyczny i jest przeznaczony dla skóry wrażliwej. Używałam go już trzy razy i na tym pewnie moje użycie się zakończy. Za każdym razem efekty, które uzyskiwałam nie określiłabym mianem ulgi. Należy go stosować 1-2 razy w tygodniu. Po naniesieniu na skórę wykonywać delikatny masaż, a potem peeling zmyć po około 5-10 minutach. Ja już po około 3 minutach trzymania go na twarzy odczuwałam dyskomfort. Skóra zaczynała mnie coraz bardziej piec. Zmywałam więc go szybko. Potem musiałam stosować kosmetyki łagodzące, bo skóra była czerwona i podrażniona. Poza tym nie zauważyłam, aby złuszczył zrogowaciałe komórki naskórka. Nie wygładza skóry, a tym bardziej nie nawilża jej (wspominam o nawilżeniu skóry, bo taka informacja znajduje się na opakowaniu). W moim przypadku wysusza skórę, dając po zmyciu uczucie okropnego "ściągnięcia skóry". Na twarzy natomiast wyskakuje mi teraz ogrom pryszczy. Przypuszczam, że jest to spowodowane stosowaniem tego peelingu, ponieważ szukając o nim informacji znalazłam opinie kilku dziewczyn, które miały dokładnie identyczne przejścia z tym produktem jak ja. 



Pojemność: 60 ml

Cena: ok. 9 zł

Skład: Aqua (Water), Glycerin, Polysorbate 20, Carbomer/Papain Crosspolymer, 1,2-Hexanediol, Caprylyl Glycol, Algin, Ricinus Communis (Castor) Seed Oil, Allantoin, Panthenol, Laminaria Ochroleuca Extract, Caprylic/Capric Triglyceride, Propylene Glycol, Glycyrrhiza Glabra (Licorice) Root Extract, Carbomer, Glyceryl Caprylate, Methylparaben, Diazolidinyl Urea, Ethylparaben, Sodium Hydroxide.

A Wy używałyście ten peeling enzymatyczny ??
Co o nim sądzicie ???
Czytaj dalej »

20 stycznia 2015

ShinyBox listopad 2014 - opinia

Wiem, że aktualnie jest już dostępny styczniowy ShinyBox. Ja jednak chciałabym powrócić na chwilkę do listopadowego. Nie napisałam do tej pory opinii na jego temat, a znalazły się tam dwa genialne produkty. W listopadowym pudełku było 5 pełnowymiarowych kosmetyków. Powstało we współpracy z marką Pewex. Nosi ono hasło: "Towar pierwsza klasa".

ORGANIQUE - złoty peeling cukrowy


Jest to jeden z dwóch produktów z tego pudełka, które mi się najbardziej spodobały. Peeling ten pochodzi z linii Eternal Gold. Ucieszyłam się z niego, ponieważ jakiś czas temu miałam peeling solny tej marki. Fajnie teraz było wypróbować cukrowy. Znajduje się on w ślicznym opakowaniu. Ma bardzo piękny zapach. Pachnie słodko, z lekką nutą wanilii, ale nie jest ten zapach zbyt mdły. Skóra po jego użyciu jest miękka, gładka, dobrze nawilżona i niepodrażniona. Ma bardzo fajną konsystencje. Jest ona lekka, coś jakby mus. Znajdują się w nim malutkie złote drobinki. Trochę się ich na początku obawiałam, że oblepią skórę, ale dobrze się je spłukuje. Peeling ten ma dobry skład. Wszystko w nim byłoby piękne i zachwycające, gdyby nie dwa małe szczególiki. Chętnie kupiłabym kolejny, gdyby nie to, że po pierwsze jest mało wydajny. Wystarczył mi na dłużej, bo starałam się nie używać go zbyt często i zbyt dużo na raz. Po drugie jego cena - opakowanie pojemności 200 g kosztuje aż 68 zł.


BANIA AGAFII - balsam do włosów: aktywator wzrostu


Na temat tych kosmetyków w saszetkach czytałam już kilka recenzji. Były one pozytywne, ale mimo to nie kwapiłam się jakoś, aby je wypróbować. Dobrze, że taka saszetka dołączona była do ShinyBoxa, bo dzięki temu odkryłam bardzo dobry produkt. Balsam ten nakładam na całą długość włosów. Producent zaleca na 2-3 minuty. Ja trzymam 5-10 minut. Już od pierwszego użycia moje włosy zrobiły się niezwykle miękkie, gładkie i sypkie. Na razie nie zaobserwowałam czy wpłynął na szybszy ich porost. Ale produkt ten im dobrze służy, dlatego zamierzam kupić jeszcze inne wersje. Zwłaszcza, że jest bardzo tani. Saszetka pojemności 100 ml kosztuje ok. 6 zł.


MARIZA - peeling do ust


Z peelingu tego w sumie też jestem zadowolona. Ma odpowiednią konsystencje. Nie jest zbyt zbity, a jednocześnie podczas nakładania na skórę nie osypuje się. Cukrowe kryształki masują skórę i wygładzają ją. Zaobserwowałam też właściwości nawilżające. Ma ładny pomarańczowy zapach. Jego pojemność to 10 ml, kosztuje ok. 10 zł.


JOKO - baza pod cienie


Baza ta w takim zwykłym codziennym makijażu sprawuje się nieźle. Cienie na niej ładnie wyglądają i dobrze się trzymają. Nie rolują się w załamaniach powieki. Ma kremową konsystencje, bez problemu się ją aplikuje. Niestety nie sprawdziła się u mnie w makijażu mocniejszym, wieczorowym. Nie przedłużyła trwałości cieni, które się dość szybko zrolowały. Dlatego używam ją tylko przy okazji dziennego makijażu. Baza ta ma pojemność 5 g i kosztuje 23 zł.


APC - cienie do powiek w kulkach (5 sztuk)


Cienie te mają neutralne i ładne kolory. Szkoda tylko, że są bardzo słabo napigmentowane. Na powiece dają tylko takie leciutkie muśnięcie. Są też aż nazbyt błyszczące. Dlatego ciężko jest je używać, bo do makijażu dziennego, bo są zbyt połyskujące, a do wieczorowego - zbyt słabe. Czasem używam je jako rozświetlacz na kości policzkowe. Trudno jest też je aplikować na pędzel, bo kuleczki uciekają i odsuwają się od pędzla. Opakowania połączone są ze sobą tworząc piramidkę. Niby jest to fajne rozwiązanie, bo wszystkie cienie są razem zebrane. Ja jednak mam problem z ich odkręcaniem, bo robią to dość opornie. Przeważnie nie da mi się odkręcić akurat tego koloru, którego bym chciała. W dodatku przeżyłam szok, że te 5 sztuk cieni kosztuje aż 65 zł.


NU - pielęgnujący zmywacz do paznokci w chusteczkach


Chusteczki te radzą sobie ze zmywaniem lakieru. Stanowią taki fajny gadżet. Ale ja nadal pozostaję zwolenniczką standardowych zmywaczy. Taki kartonik kosztuje 19 zł i zawiera 10 chusteczek.

********************

Było to moje ostatnie pudełko zakupione w ramach subskrypcji. Grudniowego boxa już nie mam i się z tego powodu cieszę, bo poza kremem do twarzy nie było w nim nic, co by mi się podobało. Dzięki tym pudełkom, poznałam wiele fajnych i ciekawych kosmetyków. Ale pozostało mi po nich też sporo takich, których nie używałam. Dodatkowo radość z otrzymanego pudełka psuł mi kurier, który mimo że byłam w domu, uważał, że mnie nie ma i zostawiał paczki w sklepie lub u sąsiadów.
Czytaj dalej »

17 stycznia 2015

PROASTIQ - krem dla zestresowanej skóry

Poznałam tę markę dzięki spotkaniu blogerek, które było organizowane jeszcze w lipcu 2014r. Pojawili się na nim również dwaj panowie, który opowiedzieli nam o swojej firmie i kosmetykach, które produkują. Jest to firma, która ma swoją siedzibę na Podkarpaciu (miło jest wiedzieć, że w moim województwie powstają nowe firmy, a zwłaszcza kosmetyczne). Dokładniej uściślając to w Sokołowie Małopolskim. Na razie w sprzedaży są dwa kremy: na dzień i na noc. Panowie mówili, że pracują też nad kremem pod oczy. 


Główny składnik aktywny, na którym oparte są te kosmetyki to ASTAKSANTYNA. Jest to substancja wytwarzana przez algi z gatunku Haematococcus pluvialis. Zaliczamy ją do karotenoidów, podobnie jak karoten występujący w marchewce. Stąd bierze się pomarańczowe zabarwienie tego kremu. Ale też na przykład mięso łososia ma taki kolor, ponieważ żywi się on tymi algami. Na stronie producenta znalazłam informację, że astaksantyna jest:
- 1000 razy silniejsza niż witamina C, 
- 500 razy niż witamina E
- i 10 razy niż beta-karoten

Producenci kremu Proastiq wykorzystali ją, aby chronić skórę przed skutkami stresu antyoksydacyjnego. Nie będę się tutaj o tym rozpisywać, ponieważ na stronie internetowej jest wszystko szczegółowo i w prosty sposób przedstawione. Nie widzę sensu, aby wszystko to tutaj kopiować. Znajduje się tam też test, który ma pomóc zbadać poziom zestresowania naszej skóry. Ja skupię się raczej na moich odczuciach ze stosowania tego kremu. 


Krem znajduje się w plastikowym opakowaniu typu airless, które jest bardzo higieniczne w użytkowaniu. Zaopatrzone jest ono w wygodną w użyciu pompkę. Opakowanie to ma prostą szatę graficzną, ale prezentuje się estetycznie i ładnie. Krem posiada bardzo niespotykany i ciekawy kolor - wpadający w pomarańcz. Można go też określić jako łososiowy. Kolor ten nie jest nadany za pomocą sztucznych barwników, tylko jednej z substancji aktywnych, a mianowicie astaksantyny. Po rozsmarowaniu pozostaje na skórze trochę tego koloru, dlatego przybiera ona nieco marchwiany odcień. Są osoby, którym to nie przeszkadza. Jeśli jednak chodzi o mnie, to nie lubię tego efektu, bo jako typowy bladzich wyglądam zbyt pomarańczowo. Na szczęście po pewnym czasie wchłania się to całkowicie i skóra nie ma już tego zabarwienia.


Krem ma bardzo lekką konsystencje. Trochę nieco jakby żelową. Łatwo i bez problemu się go rozsmarowuje. Zapach ma bardzo delikatny, a zarazem przyjemny. Do posmarowania nim twarzy i szyi potrzebuję dwie pompki. Co czyni go niestety mniej wydajnym. Rozsmarowywać trzeba go sprawnie, ponieważ szybko się wchłania. Nie pozostawia tłustej, ani błyszczącej warstwy. Tylko przez pewien czas barwi skórę na pomarańczowo. Stosuję go rano, ponieważ mam wersję kremu na dzień. Dostępna jest jeszcze wersja na noc, ale jej nie posiadam. Nie podrażnił mnie, ani nie uczulił. 

Trochę ciężko było mi się zabrać do napisania tej recenzji. O ile opisać konsystencje, zapach czy opakowanie nie jest problemem. To jednak ciężej jest mi opisać działanie tego kremu. Stres antyoksydacyjny powoduje, że cera jest zmęczona, bez blasku, ziemista i podatna na pojawianie się przedwczesnych oznak starzenia. Astaksantyna ma być silnym antyoksydantem, który ma "wyłapać" wolne rodniki. Trudno jest to zaobserwować tak "na oko". Raczej powinnam poddać moją skórę jakimś badaniom pod mikroskopem. To co udało mi się zaobserwować przez dwa miesiące jego używania to, że faktycznie skóra ma nieco ładniejszy kolor, nabrała trochę blasku i tak zdrowo wygląda. Krem ten nie wpłynął na pogorszenie stanu mojej skóry. Jednak jego działanie nie jest aż tak spektakularne, abym miała co jeszcze o nim pisać. Mogę za to wspomnieć, że główne składniki w nim zawarte to: naturalna astaksantyna, kwas hialuronowy oraz witamina E. Jest on przeznaczony do każdego rodzaju cery. Trudno jest mi podpisać się pod zdaniem, że polecam go wszystkim, zwłaszcza, że jest to krem należący do tych droższych. Producent oferuje próbki, które można kupić po 5 zł i wypróbować go samemu. Ja nie mówię, że krem jest zły, tylko po prostu są nieraz kosmetyki, których działanie można bardziej ewidentnie zauważyć.

Pojemność: 50 g

Cena: 74 zł

Dostępność: krem dostępny jest na stronie producenta. Nie widziałam tych produktów na razie nigdzie stacjonarnie.

Skład: Aqua, Caprylic/Capric Trigliceryde, Sodium Polyacrylate (and) Ethylhexyl Cocoate (and) PPG-3 Benzyl Ether Myristate (and) Polysorbate 20, Glycerin, Glycerin (and) Hydrolyzed Glycosaminoglycans (and) Hyaluronic Acid, Tocopheryl Acetate, Phenoxyethanol (and) Ethylhexylglycerin, Caprylic/Capric Trigliceryde (and) Astaxantin (and) Tocopherol, Parfum.

Słyszałyście już o tej firmie ???
A o kosmetykach z astaksantyną???
Czytaj dalej »

12 stycznia 2015

TRZY RAZY NIE #4, czyli kosmetyki, które się u mnie nie sprawdziły

Na temat tych kosmetyków znalazłam też liczne pozytywne opinie. Mi one jednak pod pewnymi względami nie pasują, dlatego znalazły się w tym poście.


GARNIER 
dezodorant antyperspiracyjny w suchym kremie 
Soft Cotton

Jest to antyperspirant, który nakładamy jak krem. Pomysł jest ciekawy. To w sumie pierwszy antyperspirant tego typu, który miałam okazje używać. Na początek musiałam wyczuć ile go dozować - mniej czy więcej. W zwykły, spokojny dzień, w trakcie którego nic się nie dzieje, to nawet działa. Ale takich dni jest bardzo mało. Wystarczy, że będę mieć jakieś stresujące sytuacje, czy muszę gdzieś szybciej podejść, to nagle okazuje się, że czuję się bardzo nieświeżo, bo antyperspirant nie sprostał.

EUCERIN 
olejek pod prysznic pH5

Zimą moja skóra robi się bardziej sucha, dodatkowo lubię używać różne olejki pod prysznic, dlatego skusiłam się na ten produkt. Oczywiście kupiłam go na dość sporej promocji w SuperPharm, bo jest on dość drogi. Olejek ten delikatnie się pieni, dobrze myje skórę, nie wysusza jej. Ogólnie jego działanie jest dobre. Jednak przeszkadza mi jego zapach. Wiele osób określa go jako zapach zmokłego psa czy też dętki od roweru. Mi jest go ciężko jest opisać, ale w każdym bądź razie jest na tyle nieprzyjemny, że nie kupię ponownie tego produktu. 

MAYBELLINE 
Mega Plush Volum Express

Producent klasyfikuje ten produkt jako maskarę pogrubiającą. Ja niestety tego nie zauważyłam. Efekt jaki daje jest bardzo słabiutki, nawet po nałożeniu dwóch warstw tego tuszu. Ja lubię mocniej podkreślone rzęsy. Bardzo szybko zasycha na rzęsach, przez co nakładanie drugiej warstwy jest bardzo trudne. Tusz ma dużą szczoteczkę, którą niewygodnie mi się używa. Często zdarza mi się pobrudzić sobie nim wykonany już makijaż. Ładnie rozczesuje górne rzęsy, ale dla dolnych jest zbyt nieprecyzyjna ta szczoteczka. W ciągu dnia osypuje się. Po prostu jestem nim mega rozczarowana. Może spodobać się osobom, które lubią delikatnie podkreślone rzęsy.


Miałyście któryś z tych kosmetyków ???
Jak się u Was sprawdziły ???
Czytaj dalej »

6 stycznia 2015

SYLVECO krem brzozowy z betuliną

Witam Wszystkich w Nowym Roku :)) Na razie nie będę pisać postów podsumowujących poprzedni rok. Chciałabym raczej wspomnieć o kremie do twarzy, który świetnie się spisuje w zimowej pielęgnacji skóry. U mnie w tamtym tygodniu był mróz -15 stopni. Dziś jest -6. Moja skóra źle znosi przebywanie w ogrzewanych pomieszczeniach, a potem wychodzenie na zewnątrz. Od razu się przesusza i pojawiają się suche skórki. Potrzebowałam gęstego, treściwego kremu, który będzie dobrze nawilżał. Zainteresował mnie krem brzozowy z betuliną marki Sylveco.


Jak zapewne zauważyłyście większość kosmetyków marki Sylveco oparta jest na betulinie. Ale co to właściwie jest za składnik ?? Tutaj z pomocą przychodzi nam opakowanie tego kremu, bo firma opisuje na nim użyte składniki. Betulina nie jest żadnym współczesnym odkryciem. Uzyskiwana jest z kory brzozy. Ze względu na swoje właściwości jest cennym składnikiem kosmetycznym. Łagodzi podrażnienia i regeneruje skórę w przypadku oparzeń, odmrożeń i uczuleń. Wykazuje działanie przeciwzapalne, antyseptyczne, ściągające i dezynfekujące. Dlatego polecana jest do pielęgnacji skóry wrażliwej, atopowej, przesuszonej.

Krem ten używam już dwa miesiące i jeszcze trochę mi go zostało. Jest bardzo wydajny. Należy pamiętać, aby zużyć go w przeciągu 3 miesięcy (tyle wynosi jego termin do zużycia od otwarcia). Ja się w tym przedziale czasowym wyrobię, bo jak widać na zdjęciach kremu zostało mi już niewiele. Powinno wystarczyć do końca miesiąca. Jeśli chodzi o jego opakowanie, to znajduje się on w plastikowym zakręcanym słoiczku, z dodatkową nakładką zabezpieczającą w środku. Krem jest koloru białego, choć w opakowaniu wygląda na nieco żółtawy. Jest on bezzapachowy.


Ma on treściwą i dość zbitą konsystencje. Mimo to nie zapycha skóry. Pod wpływem ciepła palców zaczyna się nieco topić, dzięki czemu dobrze się rozsmarowuje. Jest on bardzo tłusty, co wpływa na to, że skóra do czasu jego wchłonięcia mocno się świeci. Mi to jednak nie przeszkadza, bo stosuję go głównie na noc. Gdy były większe mrozy, to używałam go też na dzień pod makijaż. Ale wtedy trzeba tego kremu użyć bardzo niewielką ilość. Wystarczy to na posmarowanie całej twarzy, a nawet i szyi, a dzięki małej ilości nie jest on taki tłusty pod makijaż.


Świetnie działa na skórę w okresie chłodniejszych temperatur i mrozów. Dzięki niemu moja skóra nie jest przesuszona, nie mam też problemu z suchymi skórkami. Gdy mam katar i przez częste wycieranie nosa, skóra wokół robi się podrażniona i bardzo sucha, to ten krem mi pomaga. Rano wstaję z nawilżoną i rozpromienioną skórą. Wszelkie podrażnione miejsca szybciej się goją. Krem ten ma bardzo krótki i prosty skład. Jest tam wiele naturalnych składników: woda, olej sojowy, olej z pestek winogron, wosk pszczeli niebielony, betulina, stearynian sodu, kwas cytrynowy.

INCI: Aqua, Glycine Soja (Soybean) Oil, Simmondsia Chinensis (Jojoba) Seed Oil, Grapeseed Oil, Cera Flava, Betulin, Sodium Stearate, Citric Acid.

Podsumowując: Jest do dobry krem, który nie jest zbyt drogi. Opakowanie o pojemności 50 ml kosztuje ok. 26 zł. Jakiś czas temu trudno było mi dostać kosmetyki tej firmy. Od pewnego czasu zauważyłam, że stały się lepiej dostępne. Ja je kupuję w aptece. W mojej okolicy większość aptek ma je w sprzedaży. Gdy przyjdą cieplejsze dni pewnie zamienię go na jego lżejszą wersję. Jest to kolejny kosmetyk firmy Sylveco, który polubiłam używać. 

A Wy używałyście ten krem ???
A może inne wersje tych treściwych kremów:
brzozowo-rokitnikowy z betuliną
lub
brzozowo-nagietkowy z betuliną ???
Czytaj dalej »