30 listopada 2012

Zakupy popełnione w listopadzie + paczka

Październik był miesiącem, w którym moja kosmetyczka zasiliła się w ogromną ilość nowych kosmetyków. Większości z nich nie zaczęłam nawet jeszcze używać. Dlatego w tym miesiącu kupiłam tylko to, co było mi niezbędne. Kusiła mnie promocja w Rossmannie, ale nie nie uległam jej. Kupiłam tylko dwa produkty:


Czytaj dalej »

28 listopada 2012

Zużycia odsłona listopadowa

Nie wszystkie z tych kosmetyków zużyłam tylko w przeciągu listopada. Niektóre miałam już od dłuższego czasu. Myślę, że nie jest tak źle i taką średnią ilość kosmetyków udało się zdenerwować. Zużycia prezentują się następująco:


Czytaj dalej »

26 listopada 2012

Porządki w moich kosmetykach

Uporządkować cienie chciałam już od dawna, tylko nie mogłam się za to zabrać. Denerwowało mnie to, że długo muszę szukać tego, którego akurat chcę użyć. Głównym powodem takiego stanu rzeczy jest bałagan w pudelku, w którym przechowuję kolorówkę. Mam tam cienie, kredki, tusze, błyszczyki, itd. - wszystko to razem i często mieszały mi się ze sobą. Zaczęłam od tego, że wyrzuciłam wszystko, to co się w międzyczasie przeterminowało. Potem kredki, tusze i zalotkę umieściłam w kubeczku. Następnie poukładałam błyszczyki ze szminkami w jednym rogu pudełka, a w drugim róże, bronzery i podkłady. W trzecim rogu mam paletki, do których ostatnio dołączyła nowa - zrobiona przeze mnie z powyciąganych z opakowań cieni. Umieściłam je w paletce magnetycznej z Inglota - tej, którą niedawno kupiłam. 

Z pierwszym cieniem było ciężko, ale jak załapałam o co chodzi, to reszta poszła już szybko. Mam teraz w jednym miejscu cienie, które często używam i nie muszę już żadnego szukać pośród pozostałych kosmetyków. Większość z nich bez problemu przyczepiła się do paletki, tylko z dwoma jest problem: Cartice oraz Oriflame.


Czytaj dalej »

25 listopada 2012

Seria MAXSLIM od Lirene

Jakiś czas temu otrzymałam do wypróbowania kosmetyki z serii MAXSLIM firmy Lirene. Recenzje dwóch z nich ukazały się już na blogu, a mianowicie:

Dziś przyszła pora na opinię o pozostałych kosmetykach z tej serii.


Czytaj dalej »

23 listopada 2012

THE SECRET SOAP STORE - mydła cz. I

W poszukiwaniu jesiennych umilaczy kąpieli, postanowiłam wypróbować mydełka. Tak się akurat złożyło, że na spotkaniu lubelskich blogerek otrzymałam do wypróbowania kilka testerów mydełek firmy The Secret Soap Store. Na razie używam dwa z nich.

mydło luksusowe ARGAN&GOATS


Od producenta:
Mydło regenerująco-łagodzące na bazie roślinnej z dodatkiem olejku argonowego i protein mleka koziego. Ma właściwości silnie nawilżające, odżywcze i uelastyczniające skórę. Łagodzi podrażnienia, oczyszcza i rozświetla skórę. Polecane do każdego typu skóry.


Opakowanie: ja otrzymałam tester. Zapakowany był on w foliowy woreczek z naklejką, na której znajdują się takie informacje jak nazwa mydła, jego właściwości i producent.

Konsystencja: jest to mydło w kostce koloru białego. Nie wiem ile ma gramów, bo nie jest to podane na opakowaniu, ale kostka ma rozmiary 4 cm x 2,5 cm x 1cm.

Zapach: zwyczajny - pachnie tak jak wiele innych mydeł w kostce.

Działanie: na początek najbardziej zaciekawiło mnie mydełko z olejkiem arganowym. Wiele dobrego naczytałam się o tym olejku i pomyślałam sobie, że mydło to może mieć niezłe działanie. Stosuję go i jak na razie nie widzę opisywanych przez producenta efektów. Co prawda mydło to dobrze czyści skórę. Tu nie ma na co narzekać. Dość dobrze się również pieni. Najbardziej rozczarowana jestem tym, że nie ma obiecywanych przez producenta właściwości nawilżających. Po jego użyciu mam wręcz takie uczucie, że jak zaraz się jakimś mazidłem nie posmaruję to się "wścieknę" taką mam suchą skórę. Nie odżywia też, ani nie uelastycznia skóry

Cena / pojemność: 35 zł za 130g

Skład: Sodium Palmate, Sodium Palm Kernelate, Aqua, Glycerin, Palm Acid, Sodium Chloride, Palm Kernel Acid, Tetrasodium EDTA, Tetrasodium Etidronate, Argania Spinosa Kernel Oil, Butyrospermum Parkii (Shea ) Butter, Prunus Amygdalus Dulcis Oil, Olea Europaea Oil, Goat Milk, PPG-5 Ceteth-20, Avocado Oil, Macadamia Oil, Jojoba Oil, Parfum, Linalool, d-Limonene, Hydroxycitronellal.

Podsumowując: mydełko to nie zostało jesiennym umilaczem kąpieli.


mydło rewitalizujące - PIEPRZ CZARNY Z OLIWKAMI


Od producenta:
Pieprz czarny - popularna przyprawa pochodząca z Indii. Owoc pieprzu zawiera żywicę o ostrym smaku, olejek lotny , piperynę, która nie tylko odpowiada za pikantny smak, ale zwiększa wchłanianie do organizmu selenu, witaminy B i beta-karotenu. Olejki eteryczne są zaś pomocne w leczeniu przeziębienia, kaszlu i bólów mięśniowych.

Opakowanie: tester zapakowany w foliowy woreczek z naklejką, na której znajdują się takie informacje jak nazwa mydła, jego właściwości i producent. Ma taką samą wielość jak to pierwsze mydełko.

Konsystencja: jest to mydło w kostce koloru ciemno-brązowego. Zawiera trochę takich czarnych drobinek - zapewne to zmielony pieprz.

Zapach: bardzo delikatny i przyjemny. Ale nie jest to zapach pieprzu.

Działanie: z tego mydełka jestem dużo bardziej zadowolona niż z jego poprzednika, bo nie wysusza tak skóry. Powiedziałabym nawet, że lekko ją nawilża i odżywia. Po jego użyciu jest inne uczucie, gdy nie muszę od razu sięgać po balsam do ciała. Poza tym dobrze myje i oczyszcza skórę. Pieni się tak samo jak to poprzednie mydełko - czyli dość dobrze. Próbowałam myć nim skórę twarzy, ale trzeba z tym uważać, bo jeśli piana dostanie się do oka, to strasznie to piecze i pali. Nie wiem właściwie co mam o nim więcej napisać, ponieważ producent nie napisał nic o jego działaniu i nie mam do czego się odnieść.

Cena / pojemność: 12,99 zł za 110g

Skład: Sodium Palmate, Sodium Palm Kernelate, Aqua, Glycerin, Palm Acid, Sodium Chloride, Palm Kernel Acid, Tetrasodium EDTA, Tetrasodium Etidronate, Piper Nigrum, Butyrospermum Parkii Butter/Shea Butter, Olea Europaea Oil, Prunus Amygdalus Dulcis Oil, PPG-5 Ceteth-20, Avocado Oil, Macadamia Oil, Jojoba Oil, Parfum, Cl.77491, Cl. 77266.

Podsumowując: mydełko to mogę uznać za jesiennego umilacza kąpieli - nie za zapach, ale za działanie na skórę.
Czytaj dalej »

21 listopada 2012

freshMinerals™ - róż do policzków

Róż ten otrzymałam od Glamourki89 do przetestowania. Za co Ci bardzo dziękuję :)) Zobowiązałam się napisać jego recenzję i tak oto dziś pojawia się ona na blogu. Cieszę się, że mogłam go wypróbować, bo firma freshMinerals jest mi nie znana.


Znalazłam o niej troszkę informacji i okazuje się, że jest to firma z USA. Kosmetyki tej firmy:
  • nie zawierają wypełniaczy, chemicznych substancji, sztucznych barwników i konserwantów;
  • nie powodują reakcji uczuleniowych;
  • są bezzapachowe, beztłuszczowe, wodoodporne i nie zawierają talku;
Składniki freshMinerals™ mają również właściwości pielęgnacyjne i lecznicze np. witamina E zapobiega starzeniu się skóry, a tlenek boru działa antybakteryjnie. Dzięki minerałom i naturalnym pigmentom makijaż freshMinerals™ pozwala skórze oddychać, nie blokuje porów, działa łagodząco i stanowi doskonałą ochronę przeciwsłoneczną SPF20. Są szczególnie polecane przez dermatologów i kosmetyczki po inwazyjnych zabiegach, przy problemach alergicznych skóry, trądziku młodzieńczym i różowatym.


Opakowanie: wygląda przeuroczo. Jest nieduże i bardzo poręczne. Jego średnica to 5 cm. Składa się z kilku poziomów: na pierwszym mamy róż, a pod nim jest schowany aplikator oraz lusterko. Niestety opakowanie to jest kiepskiej jakości. Nie noszę go ze sobą w kosmetyczce, tylko trzymam w domu w pudełku z innymi kosmetykami, a mimo to porysowało już się. 


Konsystencja: jest to róż w kamieniu. 

Zapach: jest to produkt bezzapachowy.

Działanie: muszę przyznać, że róż ten mnie bardzo pozytywnie zaskoczył. Gdy tak na niego patrzyłam myślałam sobie, że będzie to taki róż o delikatnym odcieniu, którego pewnie będzie trzeba użyć kilku warstw, aby było go w ogóle wiać. Po pierwszej aplikacji okazało się jednak, że róż ten jest bardzo dobrze napigmentowany i trzeba uważać przy jego aplikacji. Gdy go się zabierze za dużo, może być zbyt mocny na twarzy. Jak już się z nim oswoiłam, to potrafię zaaplikować odpowiednią jego ilość. Posiadam odcień o nazwie Hong Kong. Ma on śliczny, ciepły kolor. Dobrze się w nim czuje na twarzy. Jest go niedużo, bo tylko 5g. Jednak jest ogromnie wydajny - jedno pociągniecie pędzla po różu i to wystarczy na aplikację na policzek. Przy okazji dodam, że nie używam tego aplikatora, który jest dołączony do produktu, ponieważ jest on mały i wątpliwej jakości. Używam pędzla do różu firmy Maestro numer 170 rozmiar 22. Róż jest bardzo trwały - jak nałożę go koło godziny 6.45 to do 16 jest jeszcze na swoim miejscu na twarzy i nadal jest tak samo intensywny. Potem - po powrocie do domu - zmywam makijaż. Jednak myślę, że jakbym go nie zmywała to róż i do wieczora by się trzymał. Kosmetyki tej firmy nie są u nas za bardzo dostępne. Trzeba szukać ich na stronie producenta. Ale jak na nią się klika, to pisze tam, że wersja polska coming soon. A to znaczy, że mogą być i u nas dostępne.

Cena: na stronie brytyjskiej cena tego różu wynosi £15.00

Skład: MICA, BISMUTH OXYCHLORIDE, MICRONIZED TITANIUM DIOXIDE, MICRINIZED ZINC OXIDE, ZINC STEARATE, DIMETHICONE, BORON NITRIDE, SILICA, VITAMINE E, MAY CONTAIN: IRON OXIDES, TITANIUM DIOXIDE, CARMINE.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

A tak przy okazji dla zainteresowanych podaje linka do recenzji, w której opisuję pozostałe używane przeze mnie róże do policzków: Moje róże do policzków.
Czytaj dalej »

20 listopada 2012

Akcja Maliny: Jesienne umilacze

Malina swoją kolejną akcją strzeliła i tym razem w 10-tkę :)) Po październikowej akcji maseczkowej dla twarzy przyszła pora na chwilę relaksu dla ciała. Jeszcze zanim Malina ogłosiła tę akcję, ja już zaczęłam szukać jesiennych umilaczy kąpieli. Malina trochę rozszerzyła zakres poszukiwań i w sumie postanowiłam przyłączyć się do niej. A teraz parę informacji o tej akcji:


Czytaj dalej »

19 listopada 2012

FARMONA Tutti Frutti Brzoskwinia i Mango cukrowy peeling do ciała

Poszukiwania umilacza jesiennych kąpieli trwają nadal. Dziś postanowiłam napisać moje przemyślenia dokonane po używaniu peelingu cukrowego z Farmony.


Od producenta:
Oszałamiająca radość życia! Tak pachnie szczęście! Cukrowy peeling do ciała Tutti Frutti zawiera fitoendorfiny z owoców noni - cząsteczki szczęścia, które wprowadzają w doskonały nastrój, stymulują pozytywną energię, radość i chęć do działania. Dzięki zawartości masła karite i czerwonych kapsułek z witaminą E głęboko nawilża, odżywia i ujędrnia, sprawiając że ciało staje się zachwycająco miękkie, delikatne i jedwabiście gładkie. Kryształki cukru usuwają martwy naskórek i idealnie wygładzają ciało, a owoce noni rosnące na bajecznych, przepełnionych słońcem wyspach Polinezji zwiększają wydzielanie endorfin, pozwalając cieszyć się wspaniałym nastrojem i pełnią szczęścia. Cukrowy peeling myje, delikatnie natłuszcza i odżywia skórę, dzięki czemu nie jest konieczne używanie balsamu.



Opakowanie: plastikowy zakręcany pojemnik utrzymany w kolorystyce czerwono-pomarańczowej. Pod spodem opakowania znajduje się data ważności peelingu. Produkt zabezpieczony jest folią na początku.

Konsystencja: bardzo gęsta papka koloru pomarańczowego. Jest to gruboziarnisty peeling.

Zapach: mocny, egzotyczny, orzeźwiający, owocowy zapach, który długo utrzymuje się w łazience, na skórze jednak niestety już nie. Zgodzę się z producentem, że stymuluje pozytywną energię i wprowadza w dobry nastrój. Fajnie się go używa w czasie kąpieli w te długie, ciemne, jesienne wieczory. Dodam jeszcze, że zapach tego peelingu cukrowego jest identyczny z zapachem soli do kąpieli brzoskwinia i mango tej firmy - jej recenzję pisałam TUTAJ.

Działanie: peeling ten ze złuszczaniem skóry radzi sobie dobrze. Posiada dość dużo drobinek cukru i dzięki temu można również wykonać przyjemny masaż skóry. Peeling nie podrażnia skóry, a to w sumie dlatego, że w trakcie mycia zaczyna rozpuszczać się w wodzie. Jeśli chodzi o obietnicę producenta, że nawilża skórę, to mogę się z tym zgodzić, ale nie do końca. Po jego użyciu skóra nie jest wysuszona i nie muszę od razu sięgać po balsam do ciała. Jednak pozostawia na skórze taką tłustą warstewkę. Jest to zapewne wspomniane przez producenta działanie nawilżające, ale nie czuję się dobrze z tą warstewką na skórze. Czuję się tak jakbym była dalej brudna i na dodatek jeszcze czymś oblepiona. No szkoda, że tak działa, bo ze względu na jego przepiękny zapach, chętnie bym używała go dłużej i może skusiła się na kolejne opakowanie. Na minus można jeszcze zaliczyć jego wydajność - trzeba go dużo użyć. Pod względem działania bardzo przypomina mi używany jakiś czas temu oliwkowy peeling solny pod prysznic tej firmy (jego recenzja - klik).

Pojemność: 300 g

Cena: 16,00 zł

Dostępność: drogerie, sklepy internetowe

Skład INCI: Sugar, Sodium Chloride, Isopropyl Myristate, Paraffinum Liquidum, Caprylic/Capric Triglyceride, Cera Alba, Glyceryl Dibehenate, Tribehenin, Glyceryl Behenate, Parfum, Butyrospermum Parkii, Phenoxyethanol, Methylparaben, Butylparaben, Ethylparaben, Propylparaben, PEG-4, Glycerin, Agar, Alginic Acid, Polysorbate-20, Tocopheryl Acetate, Isobutylparaben, CI 73360, Morinda Citrifolia Fruit Extract, PEG-40 Hydrogenated Castor Oil, CI 19140, CI 16255, BHA.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~ 

Dziękuję firmie Farmona za udostępnienie mi tego produktu do przetestowania. Pragnę zaznaczyć, że fakt otrzymania kosmetyku za darmo w żaden sposób nie wpłynął na obiektywność mojej recenzji.
Czytaj dalej »

17 listopada 2012

BIOCHEMIA URODY - hydrolat z róży damascena

Od producenta:
Stosowany zewnętrznie na skórę Hydrolat z róży damascena:
- Działa odświeżająco i aromatycznie.
-
Delikatnie nawilża.
- Działa gojąco, przeciwzapalnie i łagodząco.
- Posiada działanie antyseptyczne, antybakteryjne i lekko ściągające; polecany jest przy drobnych ranach i poparzeniach oraz w formie okładów na podrażnione i zmęczone powieki.
- Dzięki antocyjaninom i olejkowi eterycznemu obecnym w płatkach róży - reguluje krążenie i wykazuje działanie wzmacniające wobec naczynek krwionośnych.
- Wykazuje działanie antyoksydacyjne i przeciwzmarszczkowe, poprawia elastyczność i gładkość skóry.
Od strony aromaterapeutycznej, zapach różany wykazuje działanie uspokajające, stosowany przed snem łagodzi napięcia, stresy i jest źródłem 'słodkich snów'.
» Hydrolat z róży damascena polecany jest dla cery suchej, naczynkowej, dojrzałej, wiotkiej, podrażnionej, także tłustej i trądzikowej (w tym z trądzikiem różowatym).

 [Źródło: http://www.biochemiaurody.com/sklep/hydrolatrosedamascena.html]


Czytaj dalej »

15 listopada 2012

BIELENDA - olejek do kąpieli afrodyzjak piżmo i jaśmin

Jak ja nie cierpię jesieni. Dni robią się coraz krótsze i jest coraz zimniej. Zaczyna się ten okres roku, w którym wychodzę do pracy jak jest ciemno i wracam z pracy jak jest ciemno. Dodatkowo dziś rano był przymrozek. Lubię sobie ten czas umilać przyjemnymi kąpielami. Dlatego zaczęłam poszukiwać jesiennych umilaczy kąpieli. I tak ostatnio w łazience "wyczaiłam" ten olejek do kąpieli piżmo i jaśmin z Bielendy. Kupiła go moja mama. Byłam bardzo ciekawa jak będzie działał, zwłaszcza, że opis producenta brzmi bardzo kusząco.

Od producenta:
Zawiera naturalny afrodyzjak Johimbina.
Rozpieść ciało i uwolnij zmysły w niezwykłym olejku miłości. Pobudzający kolor i wyrafinowany zapach odpręża, rozluźnia napięcie nerwowe, likwiduje stres, pobudza mikro-krążenie krwi, dodaje energii, przywraca siły witalne, poprawia samopoczucie i dodaje entuzjazmu. Kąpiel w Olejku Afrodyzjak wprowadzi Cię w romantyczny nastój. Innowacyjna formuła olejku oraz bogactwo składników aktywnych delikatnie natłuszcza, nawilża i wygładza skórę, przywraca jej niezwykłą miękkość i jedwabistość - ciało emanuje świeżością, namiętnością i erotyzmem. Zapach długo utrzymuje się na skórze.
Stosowanie: wlać pod strumień bieżącej wody lub bezpośrednio na gąbkę podczas kąpieli pod prysznicem.


Opakowanie: zwykła, prosta plastikowa butelka. Plusem jej jest to, że jest przezroczysta i dzięki temu widać ile olejku jeszcze zostało. Za minus uznaje brak dozownika, bo im będzie zawartości mniej, tym będzie gorzej ją wydobyć. Nie da się jej też ustawić do góry dnem. Jeśli chodzi o walory wizualne, to kolorystyka opakowania bardzo mi się podoba.

Konsystencja: jest to żel o takiej średniej gęstości - to znaczy nie za gęsty, ale też nie za rzadki.

Zapach: ładny i przyjemny, ale mało wyczuwalny. Już nawet w butelce jest słaby, to jakim cudem ma być wyczuwalny w trakcie kąpieli  ??? A tym bardziej utrzymywać się potem jeszcze na skórze ??? Jakby był mocniejszy, to pewnie faktycznie by odprężał, wprawiał w dobry nastrój, tym samym likwidując nieco stres. Może by wprowadzał też w romantyczny nastrój. Jednak, aby było czuć jakiś zapach w trakcie kąpieli, to trzeba było by wlać chyba pół opakowania lub nawet może i całe jego opakowanie na raz.

Działanie: używałam go na dwa sposoby:
  • wlewałam pod strumień bieżącej wody do wanny - niestety producent nie napisał nic o tym ile olejku zaleca użyć, gdy się go używa w ten sposób. Ja go testowałam na nakrętki. Z moich obserwacji wynika, że już dwie jego nakrętki wystarczą, aby utworzyła się dość duża piana. Ale jest to za mało, aby dało się czuć jego zapach i, aby zaczął działać na skórę. Trzeba wlać go dużo więcej. Przez to jest mało wydajny, a i tak nie daje tych opisywanych przez producenta nawilżających efektów.
  • bezpośrednio na gąbkę podczas kąpieli - dobrze się pieni i myje skórę. W ten sposób używa się go bardziej wydajnie. Niestety nadal nie nawilża ani nie natłuszcza skóry. Moja skóra taka jak była przed kąpielą, taka jest i po. Wychodzi na to, że przynajmniej nie wysusza skóry. Nie podrażnił jej też, ani nie uczulił. Jest to jeden z tych kosmetyków, które mają piękny opis producenta, ale niestety nic z tego nie zaobserwowałam u siebie. A szkoda, bo byłam ciekawa jak to będzie, gdy po jego użyciu moje ciało będzie emanować namiętnością i romantyzmem ;))
Pojemność: 400 ml

Cena: 17,50 zł

Skład: Aqua, Sodium Laureth Sulfate, Cocamodopropyl Betaine, Coco Glucoside, Glycerin, Parfum, Corynanthe Yohimbe Bark Extract, Polysorbate - 20, Citric Acid, Dimethylhexyl Syringylidene Malonate, Caprylic/Capric Triglyceride, Potassium Sorbate, Sodium Benzoate, Limonene, Linalool, CI 17200 (Acid Red 33).
Czytaj dalej »

13 listopada 2012

ZIAJA - maseczka nawilżająca z glinką zieloną

Od producenta:
intensywnie nawilża naskórek: glinka zielona nawilżająca - naturalny surowiec z grupy minerałów ilastych, źródło mikroelementów: głównie krzemu (około 35%), glinu (około 13%), żelaza (około 4,5%), magnezu (około 3%) oraz wapnia ( około 19%).
przyspiesza regenerację skóry: ECO-certyfikowany olej Canola - bogaty w fitosterole, tokoferole oraz kwasy tłuszczowe. Doskonale odżywia i zmiękcza naskórek. ECO-certyfikowane glicerydy kokosowe - źródło NNKT bogatych w kwasy omega3 i omega6 niezbędnych do prawidłowego funkcjonowania skóry. Zapewniają wysoką efektywność ochrony warstwy lipidowej naskórka. Prowitamina B5 - aktywnie nawilża oraz skutecznie regeneruje podrażniony naskórek.  
Skutecznie wygładza naskórek: ekstrakt z owoców drzewa Tara - bogaty w oligosacharydy, zapewnia długotrwałe nawilżanie skóry. Tworzy naturalny film wzmacniający barierę hydrolipidową w efekcie doskonale wygładza naskórek. [źródło: opakowanie]


Opakowanie/pojemność: saszetka o pojemności 7 ml. Nie przepadam za wydobywaniem maseczek z tego typu opakowania, bo źle się je wyciska, a poza tym zostaje jej jeszcze trochę w opakowaniu. Z drugiej jednak strony jestem w stanie szybko ją zużyć, bo maseczki w tubce stoją u mnie, i stoją, i zużyć ich nie mogę.

Konsystencja: dość gęsta, ale dobrze się ją rozsmarowuje po skórze. Nie spływa z twarzy. Maseczka jest koloru lekko zielonego.

Zapach: przyjemny, delikatny.

Działanie: saszetka ta wystarczyła mi na jedno użycie - rozsmarowałam ją na twarzy i szyi. Jakby ktoś używał jej tylko na twarz, to mogłaby wystarczyć na dwa użycia. Następnie trzymałam ją 10 minut na skórze. Przez ten czas lekko przyschła na twarzy, ale nie zrobiła się z niej skorupa. Łatwo dało się ją spłukać. Nie pobrudziła przy tym umywalki. Nie było żadnego szczypania, ani pieczenia i spokojnie mogłam wytrzymać z nią na twarzy do końca wyznaczonego czasu. Jeśli chodzi o efekty jej działania, to jestem z nich całkiem zadowolona. Moja skóra była nawilżona i gładka. Efekt ten utrzymuje się jeszcze na następny dzień. Przy systematycznym stosowaniu pewnie poprawiłaby dużo lepiej nawilżenie skóry. Ja niestety stosuję ją raz na jakiś czas - jak nie zapomnę jej kupić. Producent zaleca jej stosowanie 2-3 razy w tygodniu. Maseczka ta nie podrażniła mnie, ani nie uczuliła. Dodatkowo firma Ziaja jest na wizażowej liście firm nie testujących kosmetyków i składników kosmetycznych na zwierzętach.

Cena: 1,50 zł 

Dostępność: apteki, drogerie, markety - jest łatwo dostępna

Skład: Aqua, Canola Oil, Cetearyl Ethylhexanoate, Illite, Octyldodecanol, Glyceryl Stearate, PEG-100 Stearate, Glycerin, Cetyl Alcohol, Hydrogenated Coco-Glycerides, Caesalpinia Spinosa Gum, Dimethicone, Polyacrylamide, C13-14 Isoparaffin, Laureth-7, Titanium Dioxide, Panthenol, Phenoxyethanol, Methylparaben, Propylparaben, 2-Bromo-2-Nitropropane-1, 3-Diol, Diazolidinyl Urea, Parfum, Citric Acid, Cl 42090.
Czytaj dalej »

11 listopada 2012

Mydło Aleppo

Od producenta:
Bywa nazywane „MYDŁEM DOSKONAŁYM”, biorąc pod uwagę walory pielęgnacyjne jest to fakt niepodważalny. Mydło zrobione jest z trzech składników: oleju laurowego, oliwy z oliwek i dokładnie 0,01 % sody uzyskanej z wody morskiej.

Olej laurowy – Naturalny antybiotyk! Ma silne działanie antyseptyczne i mocno nawilża. Skutecznie łagodzi dolegliwości i problemy skórne, takie jak trądzik, łuszczyca, atopowe zapalenia skóry, łojotok. Miliony ludzi na świecie przekonały się o jego leczniczym działaniu.
Oliwa z oliwek skarbnica witaminy E, oprócz nawilżenia zapewnia odpowiedni poziom natłuszczenia i ochrony, ważny szczególnie dla skóry suchej. Regeneruje ją i opóźnia procesy starzenia.

W naszej ofercie występują mydła o różnej zawartości procentowej oleju laurowego: 20 %, 35 %, 50 % oraz 70 %. Im większe problemy dermatologiczne, tym mydło powinno zawierać więcej oleju laurowego - naturalnego antybiotyku. Jeśli skóra nie wykazuje żadnych zmian, stanów zapalnych zwracamy uwagę na zawartość oliwy z oliwek, ponieważ skóra sucha oprócz nawilżenia wymaga również natłuszczenia.

Mydło polecane do każdego rodzaju skóry, a  szczególnie do mieszanej, normalnej lub z problemami dermatologicznymi takim jak łuszczyca, egzema, trądzik, AZS, łojotok, o łagodnym przebiegu.

Receptura i sposób wytwarzania
nie zmieniły się od ponad 2000 lat.


 
Opakowanie: mydło sprzedawane jest w kartoniku. Potem należy trzymać je w mydelniczce.

Konsystencja: jest to mydło w kostce. Mimo że mam jej połowę, to i tak jest dosyć spora i przez to trochę niewygodna i toporna w użyciu. Ale za to mydło dobrze się pieni i szybko daje się spłukać z twarzy. Dobrze się go też używa jako szampon - łatwo się pieni, dobrze rozprowadza po włosach i nie ma problemu ze zmyciem.

Zapach: niezbyt przyjemny, ale przyzwyczaiłam się już do niego i nie zwracam na niego uwagi.

Działanie: Używałam go:
  • do codziennego mycia twarzy - na początku używałam go dwa razy dziennie - myłam nim twarz rano i wieczorem. Jednak po kilku takich myciach za bardzo zaczęła przesuszać mi się skóra. Dlatego do mycia twarzy używam go obecnie raz dziennie - wieczorem. Potem przecieram twarz hydrolatem lawendowym i nakładam krem. Bardzo dobrze oczyszcza skórę - chociaż jest to na początku jego używania dość dziwne uczucie. Ciężko jest mi je opisać. To jest coś takiego jak dobrze umyte naczynia, że jak przejedzie się po nich palcem, to aż "piszczą". Przy spłukiwania mydła ręce z oporem przesuwają się po skórze. Aktualnie przyzwyczaiłam się do tego uczucia, ale na początku było to dla mnie bardzo dziwne. Mydło idealnie zmywa całe sebum, które w ciągu dnia naprodukowała moja tłusta strefa T. Moje mydło ma 30% oleju laurowego - może trochę za dużo wybrałam na początek i stąd takie odczucia. Jednak jest to moje pierwsze mydło Aleppo jakiego używam. Na początku ciężko jest się zdecydować jaką zawartość procentową oleju laurowego wybrać.  Jak to mydło zużyję to myślę kupić następne, ale tym razem inny %.
  • do mycia całego ciała - tak stosuję go raz na jakiś czas. Dobrze się sprawdza w tej roli. Ale trochę przeszkadza mi to uczucie "tępej" skóry, które opisywałam powyżej.
  • jako naturalny szampon do włosów - ale tylko kilka razy, bo włosy po jego użyciu są za bardzo tępe i szorstkie w dotyku. Przez to stają się suche i plączą się. Trzeba też pamiętać o tym, że mydło to ma zasadowe pH i należy potem zakwasić włosy. Na koniec jeszcze nakładałam odżywkę. Po wyschnięciu włosy nie były takie złe, ale żebym częściej je myła tym mydłem musiałabym wypróbować mydło o innym składzie procentowym - trochę mniejszą zawartością oleju laurowego.
  • jako maseczkę oczyszczająco-odżywczą na twarz - robi się ją następująco: trzeba zrobić pianę i zostawić na kilka minut na buzi. Mydło nie sprawdziło się tutaj, bo piana spływa z twarzy, pęka i zaczyna znikać.
  • Producent podaje, że można go jeszcze stosować jako środek piorący do delikatnych tkanin, ale tego zastosowania jeszcze nie próbowałam.

Moja opinia: tak do końca to nie wiem jak je mam ocenić. Jestem zadowolona z jego działania, bo uspokoiło moją skórę i doprowadziło ją do większej równowagi. Nie uczula skóry, ani jej też nie podrażnia. Jednak kupiłam nieodpowiedni % i myślę, że jest trochę za mocne - gdy użyję go za często, to przesusza skórę. Dodatkowo jeszcze to dziwne uczucie jakie jest na skórze po jego użyciu - usuwa tłuszcz, ale myślę, że trochę za bardzo. Czy wpływa na zmniejszenie trądziku jeszcze będę obserwować. Na chwilę obecną tyle ile mi pryszczyków wyskakiwało, tyle cały czas wyskakuje. Ale mydło przyśpiesza trochę ich gojenie. Jestem pod ogromnym wrażeniem jego wydajności - jest ona ogromna, aż ciężko mi uwierzyć, że jest tak wydajne. Myję nim twarz, używam do kąpieli i do mycia włosów, a go wciąż jeszcze sporo zostało. Używam go od połowy września.

Waga: 220 g +/- 10 % - ja mam pół z tego.

Cena: 25 zł

Dostępność: moje mydło pochodzi z Mydlarni u Franciszka, ale można je kupić również w wielu innych sklepach stacjonarnych i internetowych.

Skład INCI: Olea Europea Oil, Sodium Hydroxyde, Aqua.
Czytaj dalej »

9 listopada 2012

BANDI - krem odżywczo-nawilżający


Od producenta:
Krem przeznaczony dla cery suchej i bardzo suchej. Zawiera silnie nawilżające mukopolisacharydy, które poprawiają jędrność i elastyczność skóry, wykazując równocześnie działanie kojące i łagodzące. W skład kremu wchodzi:
- kwas hialuronowy – zapobiega nadmiernemu parowaniu wody z naskórka,
- olej migdałowy – natłuszcza, zmiękcza i wygładza skórę,
- witaminy A i E – wygładzają i opóźniają proces starzenia oraz przywracają skórze ładny koloryt.
Krem opóźnia procesy starzenia, skutecznie i długotrwale nawilża, jednocześnie natłuszczając skórę, eliminuje szorstkość naskórka. Preparat skutecznie odbudowuje płaszcz hydro-lipidowy skóry, chroniąc ją przed czynnikami zewnętrznymi.
Składniki aktywne: Mukopolisacharydy, Kwas hialuronowy, D-panthenol, Witamina A, Witamina E, Olej migdałowy, Proteiny wełny kaszmirowej.



Opakowanie: krem znajduje się w białym opakowaniu typu air-less. Utrzymane jest ono w bardzo prostej kolorystyce (biało-niebieskiej), ale moim zdaniem wygląda ono ładnie. Mimo że opakowanie nie jest przezroczyste widać ile kosmetyku jeszcze zostało po przesuwającej się w górę po każdym użyciu pompce - trzeba tylko ustawić opakowanie pod światło.


Konsystencja: krem jest bardzo treściwy i ma dość gęstą konsystencję. W związku z tym trochę ciężko się go rozsmarowuje. Na szczęście nie roluje się i nie zostawia tłustej warstewki na skórze po wchłonięciu.

Zapach: delikatny i przyjemny. Po aplikacji na skórę już go nie czuć.

Działanie: cieszę się, że firma pozwoliła mi samej wybrać jaki kosmetyk chcę przetestować, a nie jak niektóre po prostu przysłała co im pasuje. Dzięki temu mogłam wybrać produkt, który wiedziałam, że będzie mi potrzebny. Ciężko było mi się zdecydować, ale z myślą o zbliżającej się jesieni postawiłam na krem z serii HYDRO CARE - jest to seria kremów intensywnie nawilżających.
Krem aplikuję rano i wieczorem na oczyszczoną skórę twarzy i szyi. Wchłania się dość długo. Dlatego jeśli używam go pod makijaż, to muszę odpowiednio wcześniej nałożyć go na twarz. Krem bardzo dobrze nawilża skórę. Staje się ona miękka, gładka i elastyczna. Dzięki niemu na mojej suchej na policzkach skórze nie ma żadnych przesuszonych skórek, które nieraz pojawiały się od jesieni wraz z początkiem sezonu grzewczego. Ciekawa jestem jakby sprawdził się przez zimę, ale do tego czasu raczej już go mieć nie będę, bo zostało mi tylko pół opakowania. Używam go od 1 października - myślę, że powinien mi wystarczyć do końca listopada. Pod tym względem wydaje mi się, że jest trochę mało wydajny. Krem ten nie podrażnił mnie, ani nie uczulił.

Pojemność: 50 ml

Cena: 46 zł

Dostępność: salony kosmetyczne,  sklep internetowy firmy (klik)

Skład: Aqua, Cyclomethicone, Octyl Stearate, Almond Oil, Sorbitan Olivate, Dimethicone, Glycerin, Hydrolyzed Glycosaminoglycans, Polyglyceryl-4-Isostearate, Cetyl PEG/PPG-10/1 Dimethicone, Hexyl Laureat, Octyl Methoxycinnamate, Magnesium Sulphate Heptahydrate, Panthenol, Retinyl Acetate, Retinyl Palmitate, Tocopheryl Acetate, Hydrogenated Soy, Lecithin, Hyaluronic Acid, Chondroidin Sulphate, Hydrolyzed Keratyn, Parfum, Phenoxyethanol, Methylparaben, Butylparaben, Ethylparaben, Proptlparaben, Isobutylparaben DMDM Hydratin, Iodopropynyl Butylcarbamate, Citral, Hexyl Cinnamal, Butylphenyl Methylpropional, Limonene, Linalool, Hydroxisohexyl 3-Cyclohexene Carboxaldehyde.


Razem z kremem otrzymałam do wypróbowania również 3 saszetki serum intensywnie nawilżającego z serii Hydro Care. Ciężko mi napisać o nim osobną recenzję, bo wystarczyło mi na 9 użyć. Używałam go tylko rano. Jednak wystarczyło mi to, aby poczynić pewne obserwacje. Serum ma konsystencję bardzo rzadkiego, bezbarwnego żelu. Już dwie jego kropelki wystarczyły na rozsmarowanie go na twarzy i szyi. Mimo że w saszetkach nie było go dużo, to jedna wystarczyła mi na 3 użycia. Serum szybko się wchłania w skórę. Producent zaleca, aby po nałożeniu serum wmasować w skórę jeszcze krem. W tym przypadku krem wchłania się dużo szybciej, niż jak używałam go samego. Dłużej też zajmuje zanim strefa T zacznie mi się przetłuszczać. Pełnowymiarowe opakowanie ma 30 ml pojemności i kosztuje 53 zł, ale jest bardzo wydajne i na pewno na długo by wystarczyło.

Skład: Aqua, Blosaccharide Gum-1, Glyceryl, Palmitoyl Tripeptyde-3, Alcohol denat., Lecithin, Disodium Rutinyl Disulfate, Hydroxyproline, Sorbitol, Magnesium Ascorbyl Phosphate, Tocopherol,Ascorbyl Palmitate, Glyceryl Stearate, Glyceryl Oleate, Citric Acid, Polyacrylamide/C 13-14 Isoparaffin, Laureth-7, Phenoxyethanol, Methylparaben, Butylparaben, Ethylparaben, Propylparaben, Isobutylparaben.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dziękuję firmie BANDI za udostępnienie mi tego produktu do przetestowania. Pragnę zaznaczyć, że fakt otrzymania kosmetyku za darmo w żaden sposób nie wpłynął na obiektywność mojej recenzji.

Czytaj dalej »

7 listopada 2012

TAG: moje włosy w pigułce

Do wzięcia udziału w tym TAGu zaprosiła mnie blizniaczka09, której bardzo dziękuję :)) 


ZASADY:
1. Odpowiedzieć na pytania.
2. Otagować 5 osób.
3. Podziekować osobie, która nominuje ;)

Czytaj dalej »

6 listopada 2012

Facelle kontra Babydream

W dzisiejszym poście starcie gigantów. Są to produkty tak od siebie różne, przeznaczone do pielęgnacji innej części ciała, a jednak okazuje się, że można używać je do pielęgnacji włosów. I to z powodzeniem. Jest to wpis dla wytrwałych, ponieważ chcąc dokładnie opisać te kosmetyki i zawrzeć wszystkie informacje, które uważam za najważniejsze, wyszedł post gigant. A bohaterami mojej opowieści są:
  • Babydream balsam do kąpieli dla matek
  • Facelle Fresh płyn do higieny intymnej
  • Facelle Sensitive płyn do higieny intymnej

Czytaj dalej »

4 listopada 2012

Nowy członek rodziny

Mamy już jednego kota i nie planowaliśmy powiększenia ich liczby. Stalo się jednak inaczej. W nocy z piątku (19.10.2012) na sobotę (20.10.2012) babcia usłyszała jak jakiś samochód zatrzymuje się na drodze koło domu. Pomyślała sobie, że to sąsiedzi mogli wrócić z imprezy lub po prostu ktoś nawracał. W sobotę koło godz. 10 mama zauważyła coś szarego siedzącego w krzakach. Okazało się, że to mały kot. Mama powiedziała, że do końca życia nie zapomni jakie miał smutne i przerażone oczy.


Czytaj dalej »

2 listopada 2012

O zakupach raz jeszcze

Tak się jakoś złożyło, że do tej pory pokazywałam Wam tylko moje zakupy kosmetyczne. W sumie jest to blog kosmetyczny i nie pasowały mi tu zakupy ubraniowe. Jednak dziś pomyślałam, że może chciałybyście zobaczyć jakie buty i torebka zasiliły moje zbiory garderobiane.

Zacznę może od torebki. Ostatnio parę ich wyrzuciłam, bo uznałam, że były już za bardzo zniszczone. Zaczęłam szukać jakiejś nowej torebki w kolorze czarnym. Jednak w pewnym momencie stwierdziłam - czemu zawsze muszę kupować tylko czarne torebki ??? Zaczęłam rozglądać się za torebką w innym kolorze - nie wiedziałam jeszcze dokładnie w jakim. To miało być tak, że zobaczę ją i będę wiedzieć, że to ta. I tak pewnego dnia przechadzając się po sklepach wstąpiłam do Orsay'a. Od razu w oczy rzuciła mi się ta torebka. Jest bardzo starannie wykonana i wszystko mi się w niej mieści. Kosztowała ok 119 zł.


Czytaj dalej »