22 grudnia 2016

Wesołych Świąt !!!

Powoli zbliżają się najbardziej oczekiwane w roku Święta, podczas których w sercach wszystkich ludzi budzi się nadzieja i radość, które kojarzą się z najpiękniejszymi wspomnieniami z dzieciństwa i całego życia.


Z tej okazji chciałabym  złożyć życzenia 
cudownych Świąt spędzonych w ciepłej, rodzinnej atmosferze, 
aby radość i pokój tych Świąt nie przeminęły przez cały rok.

 
Życzę też na ten nadchodzący Nowy Rok spełnienia zamierzeń i dążeń zawodowych, 
aby marzenia zamieniły się w cele do których będzie się dążyć, 
aby nigdy nie zabrakło miłości i wsparcia najbliższych,
bo dzięki temu nawet najtrudniejsze chwile w życiu są łatwiejsze do przetrwania.

 Dorota
Czytaj dalej »

15 grudnia 2016

Ulubieńcy ostatnich miesięcy: Too Faced, L'Oreal, Catrice, Clarena, Gehwol

Ostatni post z ulubieńcami miesiąca jaki pojawił się u mnie na blogu dotyczył jeszcze maja i czerwca. Potem nie zabierałam się za ulubieńców, ponieważ nie miałam ich zbyt wielu. Nie widziałam sensu, aby pisać post z jednym produktem. Dlatego, gdy zebrałam ich więcej, to teraz chciałabym wspomnieć o moich ulubieńcach kosmetycznych z kilku ostatnich miesięcy.



Too Faced
Natural Matte
paleta cieni do powiek
---------------------------------

Paletka z cieniami znajduje się w solidnie wykonanym, metalowym opakowaniu. Dodatkowo prezentuje się ono niezwykle ślicznie. Ta brązowa koronka z kwiatowym motywem bardzo mi się podoba. Paletka jest nieduża, więc mogę ją ze sobą zabrać, gdy gdzieś jadę, ale również nie zajmuje dużo miejsca w kosmetyczce. Jednak nie za to trafiła do ulubieńców.


Zawiera ona fajnie skomponowane ze sobą matowe cienie. Występują w bardzo neutralnych kolorach. Producent podpowiada (w dołączonej ulotce) jak je ze sobą łączyć, ale można je dowolnie zestawiać. Cienie bazowe są większe, bo ich najwięcej się używa. Jak widać mam tu kilku swoich ulubieńców, które zaczynają powoli dobijać dna. Cienie są bardzo dobrej jakości. Dobrze się je blenduje ze sobą, tak że nie tracą na tym swoich odcieni - nie zlewają się w jedną plamę. Jest to świetna paletka do makijaży na co dzień. Ale jak się ją zestawi i z innymi cieniami, to można wykonać też jakiś mocniejszy, wieczorowym makijaż.



L'Oreal
Color Infaillible
cień do powiek
-----------------------

W moim codziennym  makijażu nie może zabraknąć jasno różowego, lekko błyszczącego cienia do powiek. Wszystko to zapewnia mi odcień 004 Forever Pink marki L'Oreal. Często nakładam go na całą ruchomą powiekę, a do jej załamania używam ciemniejszych cieni z paletki Too Faced.


Cień ten znajduje się w eleganckim, plastikowym słoiczku. W dotyku sprawia wrażenie lekko kremowego, ale jest to cień prasowany. Jest bardzo mocno napigmentowany. Dzięki temu wytrzymuje na powiekach 8 godzin (czyli tyle czasu ile przeważnie mam nałożony makijaż) i nie blaknie w między czasie. Dla osiągnięcia najmocniejszego koloru najlepiej aplikować go palcem. Wklepać i lekko docisnąć do skóry. Gdy mam ochotę, aby dawał delikatniejszy kolor, wtedy aplikuję go pędzlem.



Catrice
Camouflage Cream
------------------------------

Korektor marki Catrice miałam wcześniej w wersji płynnej - Liquid Camouflage. Gdy go zużyłam, to chciałam jeszcze wypróbować ten kremowy. W sumie, to oba bardzo polubiłam. Camouflage Cream znajduje się w małym, plastikowym słoiczku. Mimo że trzymam go cały czas w domu w pudełku z moimi kosmetykami, gdzie nie dzieje się mu żadna krzywda, to wieczko mi pękło (widać to na zdjęciu). No szkoda, że opakowanie nie jest solidniejsze, bo teraz nie dokręca się do końca i martwię się czy korektor nie zacznie za szybko zasychać.


Mam go w odcieniu 010 Ivory i jest dobrze dobrany do odcienia mojej skóry. Korektor jest bardzo kremowy i świetnie palikuje się go pędzelkiem z syntetycznego włosia. Lubię go też za jego mocne krycie. Idealnie ukrywa wszelkie zaczerwienienia czy niedoskonałości. Zdarza mi się też stosować go pod oczy, bo fajnie kryje tamtejsze zasinienia. Jest bardzo trwały. A do tego niedrogi.



Clarena
Oxy Matrix
Dotleniający krem pod oczy
------------------------------------------

Kupiłam go przypadkiem, po rozmowie ze znajomą kosmetyczką, która powiedziała mi: "jak nie wiesz jaki krem wybrać, bierz dotleniający". I to się sprawdziło. Jest on gęsty, treściwy, ma bogatą i intensywnie odżywczą konsystencje. Czyli ma to, czego spodziewam się po dobrym kremie pod oczy. Dostępny jest w kilku wersjach opakowania: zakręcanym słoiczku, buteleczce z pompką i tym, który mam ja - czyli w tubce. Dobrze mi się go używa w takiej formie opakowania.


Używam go już około dwa miesiące i dość szybko zauważyłam, że dobrze mi służy. Daje przyjemne uczucie komfortu na skórze pod oczami, co doceniam zwłaszcza w miesiącach zimowych. Skóra jest gładka, miękka i odpowiednio nawilżona. Mimo gęstej konsystencji, wchłania się dość szybko. Jednak używam go tylko na wieczór, bo jakoś nie jestem przekonana do używania kremów pod oczy rano pod makijaż. Nie jest tani, ponieważ opakowanie pojemności 30ml kosztuje ok 60 zł. Ale jest wart tej ceny, ponieważ już dawno nie miałam tak dobrego kremu pod oczy.


Gehwol med.
Maść na spękane stopy
--------------------------------

Jak widać już niewiele mi jej pozostało. Co nie znaczy, że zaraz mi się skończy. Ta maść jest bardzo wydajna, ponieważ wystarczy użyć jej niewielką ilość. Stosuję ją już kilka miesięcy. Nie mogła nie trafić do moich ulubieńców.


Lubię ją za skuteczność w działaniu. Chociaż nigdy nie miałam problemów z popękanymi stopami, to postanowiłam kupić właśnie tą maść. Skóra stóp jest bardzo sucha. Zwłaszcza zimą miałam z tym problem, dlatego postawiłam na "ostrą artylerię" w postaci tej maści. Dobrze nawilża i szybko regeneruje skórę. A do tego nie jest droga. Opakowanie pojemności 75 ml kosztuje ok. 25 zł.

A jak tam Wasi ulubieńcy ???
A może mieliście któryś z tych kosmetyków ??
Czytaj dalej »

6 grudnia 2016

Zakupy listopad 2016

Dziś będzie krótko, ponieważ zakupy kosmetyczne mam nieduże. W listopadzie skorzystałam ze zniżki na hairstore.pl i kupiłam kilka produktów do włosów:
- Matrix Total Results Color Obsessed spraw ochronny 12 korzyści (33,50 zł)
- Matrix Oil Wonders Egyptian Hibiscus olejek dodający blasku włosom farbowanym (31,40 zł)


Chcę także wypróbować ampułki z Kerastase:
- koncentrat odbudowujący (23,90 zł)
- koncentrat odżywczy (23,90 zł)


Wracam też do kuracji odżywką BodetkoLash. Kupiłam ją ze zniżą 20%.


A jak tam Wasze zakupy kosmetyczne w listopadzie ?
Czytaj dalej »

2 grudnia 2016

Zużycia w listopadzie 2016 r.


LIRENE pianka oczyszczająca pory do mycia twarzy o działaniu antybakteryjnym - pianki do mycia twarzy lubię stosować rano do odświeżenia i umycia skóry z sebum nagromadzonego przez noc. Pianka ta była bardzo bardzo delikatna i dobrze się sprawdziła.

LIRENE BIO NAWILŻENIE nawilżający żel micelarny z witamina E - dostałam go, więc go wypróbowałam. A co o nim sądzę napisałam TUTAJ.


Przez ten zimowy czas staram się jak najbardziej przykładać do nawilżania i regeneracji skóry. W tym celu sięgam po maseczki. W listopadzie były to:

- EFEKTIMA Mineral SPA peeling + maska + krem myjący - w moich zbiorach maseczkowych wygrzebałam takie 3 w 1. Zawartość saszetki nanosimy na wilgotną skórę, pozostawiamy na ok. 5 minut. Potem okrężnymi ruchami chwile masujemy i zmywamy letnią wodą. Maseczka ta zawiera m.in. zielone błoto mineralne i glinkę białą. Wystarczyła mi na 2 użycia.

- LIRENE Dermal Therapy zabieg oczyszczający, glinkowa maska mineralna - jest to maseczka zawarta w 2 saszetkach. Ich zawartość jest tak odmierzona, że wystarczyły mi na te dwa użycia. Aplikujemy ją  na twarz na 10 minut, następnie chwile delikatnie masujemy, a potem zmywamy wodą. Maseczka zawiera glinkę kaolinową oraz wyciąg z guarany. 

- BIELENDA PROFESSIONAL rozjaśniająca maseczka do twarzy - ja miałam akurat próbkę. Ale ta maseczka jest dostępna też w pełnowymiarowym opakowaniu o pojemności 175 ml. Przeznaczona jest do cery pozbawionej blasku, z oznakami zmęczenia.


Avon Treselle woda perfumowana - spośród zapachów dostępnych w Avonie Treselle najbardziej mi się podoba. Nie przepadam za ich kosmetykami pielęgnacyjnymi. Jednak na ten zapach raz na jakiś czas się skuszę.

EVELINE Big Volume Lash Mascara - kolejny tusz do rzęs tej marki, który wypróbowałam. Kolejny raz jestem zadowolona. Nie będę się tu o nim rozpisywać, ponieważ szczegółową recenzję ze zdjęciami pokazującymi efekty na rzęsach napisałam już wcześniej TUTAJ.


PLANETA ORGANICA szampon na bazie olejku z rokitnika arktycznego  - przeznaczony jest on do włosów suchych i zniszczonych. Na wizażu znalazłam wiele dobrych opinii na jego temat. Niestety ja się pod nimi nie podpisuję. Na moich włosach się on nie sprawdził. Powodował, że stawały się bardzo twarde i szorstkie. Nawet jeśli rozczesałam je dobrze przed umyciem, a potem bardzo delikatnie myłam, to efekt końcowy był okropny. Nie mogłam rozczesać włosów. Nawet jak zastosowałam po umyciu odżywkę, taką która dobrze wpływała na moje włosy. Nie polecam go. Dobrze, że już się skończył.

BANIA AGAFII serwetkowy szampon pielęgnacja i ochrona koloru oraz maska do włosów "siedem sił" - te kosmetyki w saszetkach Bani Agafii bardzo dobrze się u mnie sprawdzają. Jakiś czas temu kupiłam sobie ich większy zapas, a teraz powoli je zużywam. Taka jedna saszetka wystarcza mi na ok. 10 użyć, wiec są bardzo wydajne. Już nieduża ilość potrafi dobrze zadziałać na moich włosach.

MATRIX Total Results Color Obsessed - z tej linii miałam akurat próbkę szamponu i odżywki. Moje włosy fajnie po ich użyciu wyglądały. Mimo że te saszetki wystarczyły tylko na jedno użycie, to zaciekawiła mnie ta seria i może kiedyś skuszę się na pełnowymiarowe opakowania.


DOVE  Purely Pampering żel pod prysznic - oczyszczał skórę - czyli robił to co powinien. Nie ma się co tu więcej rozpisywać.

ALTERRA  krem do rak Bio rumianek i jojoba - najczęściej sięgam po kremy do rąk z Evree. Jednak czasem lubię wypróbować też jakiś inny. Dlatego skusiłam się na krem marki Alterra. Dodatkowo był akurat na promocji. Zapłaciłam za niego 3,39 zł za 75 ml - nie mogłam nie skorzystać z takiej okazji. To była trafna inwestycja, bo krem okazał się bardzo dobry. Fajnie nawilżał skórę, nie zostawiał tłustej warstwy, efekt nawilżenia długo się utrzymywał, no i był wydajny.

 A jak tam Wasze zużycia w listopadzie?
Czytaj dalej »

29 listopada 2016

YOPE - Figowe mydło w płynie

Witajcie po krótkiej przerwie. Dopadła mnie grypa żołądkowa i trochę osłabiła. A potem jeszcze laptop mi się zepsuł. Jednak mam nadzieję, że to już koniec tej złej passy i mogę powrócić do blogowania. W międzyczasie poużywałam trochę produktów marki YOPE. Na blogach oraz YT pojawia się wiele opinii i zachwytów nad nimi. Trochę im uległam, bo szukam dobrych, w miarę naturalnych produktów, a jeszcze jak są polskiej marki, to świetnie. Nie szalałam z zakupami. Na początek kupiłam tylko mydło w płynie i płyn do czyszczenia łazienek. Chciałam się przekonać czy spodoba mi się ich używanie i czy skuszę się na więcej.


Na pierwszy rzut oka oceniamy wygląd. A produkty tej marki mają charakterystyczny design etykiet. Ja skusiłam się na mydło w płynie w wersji Figa. Ma ona takiego jakby ręcznie malowanego ptaka w kapeluszu i z muszką, do tego minimalistyczne logo. Wszystko prezentuje się bardzo ładnie. Dodatkowo etykieta nie jest papierowa. Dzięki temu nie uszkodziła się wcale przy kontakcie z wodą. Opakowanie plastikowe z pompką. Podoba mi się ono na tyle, że pewnie jak zużyję to mydło, to coś innego do niego przeleję.


Gdy robiłam zamówienie, to te mydła w płynie występowały w czterech wariantach zapachowych: Wanilia i cynamon, Werbena, Figowe, a także Herbata i mięta. W listopadzie dołączyły do nich jeszcze dwa: Imbir i drzewo sandałowe oraz Szałwia i zielony kawior. Ciekawiła mnie wersja Wanilia i cynamon, ale obawiałam się, że będzie za słodkie. Ja chciałam coś delikatnego. Dlatego zainteresowało mnie mydło Figowe, bo jego opis brzmiał: owocowy, śródziemnomorski, słodko-świeży. No coś w tym jest. Zapach jest przyjemny, taki naturalny i roślinny. Ale szkoda, że nie utrzymuje się na skórze. 


Mydło jest delikatne dla skóry. Jego skład INCI jest następujący:
Aqua, Cocamidopropyl Betaine, Glycerin, Sodium Lauroyl Sarcosinate, Ficus Carica Extract, Cetyl Betaine, Decyl Glucoside, Coco - Glucoside, Glycereth-2 Cocoate, Sodium Benzoate, Potasium Sorbate, Parfum, Lactic Acid,  Allantoin, Panthenol.


Producent wspomina, że ma mieć ono też właściwości nawilżające. Faktycznie coś w tym jest, ponieważ po umyciu rąk skóra nie jest sucha. Nie ma tego uczucia, że trzeba się od razu posmarować kremem. Ale w związku z tym mydło ma trochę dziwną konsystencję. Dodany jest do niego ekstrakt z owoców figowca oraz gliceryna. Gdy wydobędziemy je na dłonie, to jest śliskie, jakby olejowe. Używając go czułam się jakbym myła ręce silikonowym serum. Jest to dosyć dziwne uczucie. 


Podsumowując: Jest to dobre mydło, któremu nie mam nic wielkiego do zarzucenia. Jest delikatne, dobrze oczyszcza skórę, nie przesuszając jej przy tym. Dodatkowo ma w miarę naturalny skład. Mieści się w dużym opakowaniu - ma pojemność 500 ml. Standardowa centa to ok. 22 zł (moje kupiłam korzystając z promocji za 14,90 zł). Mydło w gruncie rzeczy spełniło moje oczekiwania. Jednak brakuje mi tu tego czegoś, co by skłoniło mnie do przyłączenia się do zachwytów nad nim. Może to kwestia, że na początek nie trafiłam z wyborem wersji zapachowej? Może inne zachwyciły by mnie bardziej?

A Wy używaliście mydeł w płynie marki YOPE?
Co o nich sądzicie?
Czytaj dalej »

13 listopada 2016

Pomoc dla bladziochów, czyli Makeup Revolution The One Foundation odcień numer 1

Dziś chciałabym podzielić się z Wami moimi spostrzeżeniami z używania podkładu Makeup Revolution The One Foundation. Występuje on w 16 wersjach kolorystycznych. Mnie jednak interesował tylko jeden z nich. A mianowicie odcień numer 1, czyli biały. Na wstępie chciałabym zaznaczyć, że trudno oceniać mi go jako podkład, bo go tak nie używam. Nie aplikuję go samego bezpośrednio na twarz, tylko mieszam z innymi podkładami.


Zainteresowałam się nim, ponieważ zawsze trudno mi było znaleźć podkład odpowiednio dobrany do mojej cery. Nawet kosmetyki polskich marek, produkujących na nasz rynek i dla potrzeb kobiet o występującym tu typie urody nie spełniały moich oczekiwań. Ja należę do tych bladolicych, dla których nawet najjaśniejsze odcienie podkładów dostępnych w drogeriach są za ciemne. Nie mam skóry w różowym tonie, ale całkiem w żółty też nie wpadam. Potrzeba mi podkładu o lekko beżowym zabarwieniu. 


Jak to dobrze, że dowiedziałam się o The One Foundation. Za to właśnie lubię blogi. Przeglądając posty nieraz coś ciekawego zaobserwuję, co mogę potem u siebie wprowadzić. Od kiedy kupiłam ten biały podkład często jest bardzo przydatny. Dzięki mieszaniu go z moimi nieco za ciemnymi podkładami, mogę uzyskać odcień jaki mi pasuje. Trzeba tylko wziąć pod uwagę, że nie rozjaśnia on podkładów aż o kilka tonów. Do tego się nie nada. Jest przydatny w sytuacji, gdy podkład jest dla mnie dopasowany latem, gdy się nieco opalę, a potem zimą ten podkład staje się już nieco za ciemny. Wtedy rozjaśniam go troszkę białym MUR.


Kwestią, nad którą zastanawia się wiele osób, jest to czy The One zmienia właściwości podkładów, z którymi go łączymy. Moja odpowiedź brzmi: to zależy od proporcji w jakich go użyjemy. MUR ma bardzo wodnistą konsystencje. Wygląda jak woda o białym zabarwieniu. Dlatego ja używam go bardzo niewiele. Na jedną wyciśniętą pompkę podkładu daję tylko kropelkę tego białego. Wtedy uzyskuje efekt, o który mi chodziło - podkład jest jaśniejszy, nie tracąc przy tym swoich właściwości. Zmienia jedynie konsystencje podkładu na nieco lżejszą, ale nie traci na tym krycie. 


Parę razy jednak zdarzyło mi się wydobyć go za dużo (to w związku z tą jego wodnistą konsystencją). Wtedy po zmieszaniu otrzymałam bardzo rozrzedzony podkład, który tracił na kryciu i na innych właściwościach, np. matujących. Nie wyglądał tak jak chciałam. W tym wypadku mniej znaczy więcej. Najlepiej używać go w małych ilościach, a dzięki temu dodatkowo będzie bardzo wydajny. 
Bardzo chciałam pokazać to na zdjęciach. Niestety mój aparat nie był w stanie uchwycić tej subtelnej różnicy między lekko rozjaśnionym podkładem, a tym standardowym. Na zdjęciach obie wersje wyglądały tak samo. Dopiero jak bardzo mocno rozjaśniłam podkład, to widać jest różnicę. Na zdjęciu poniżej można zaobserwować jak bardzo biały MUR jest w stanie rozjaśnić podkład. Ja do codziennego makijażu nie potrzebuję aż takiego efektu. Ale tylko w ten sposób mogłam to pokazać.


Z tego co czytałam pozostałe wersje kolorystyczne też są tak rzadkie. Dlatego nie kupiłam ich więcej - nie wyobrażam sobie aplikować na twarz tak rzadki podkład. Więcej go pewnie spłynie niż zostanie na skórze. Pewnie nie będzie miał też dobrego krycia. Dlatego właśnie moja recenzja nie zajmuje się tym odcieniem numer 1 jako takim typowym podkładem. Ja używam go tylko do rozjaśniania za ciemnych podkładów. W ten sposób uratował mi nie jeden podkład przed wyrzuceniem, bo mogę lepiej dopasować jego odcień. Myślę, że warto go mieć w swojej kosmetyczce. Dodatkowo nie jest on drogi. Standardowa cena to ok. 20 zł. Mi udało się go kupić na promocji za 9,99 zł.


A Wam przydałby się taki biały podkład?
Co o nim sądzicie?
Czytaj dalej »

7 listopada 2016

TOP 4 gadżetów, które ułatwiają mi życie

Ostatnio napisałam post o 4 kosmetykach, które ułatwiają mi codzienny makijaż. Spodobał się on Wam, dlatego pomyślałam, aby napisać jeszcze o gadżetach, które ułatwiają mi życie. Będą one oczywiście związane z tematyką kosmetyczną.


LAKIERY HYBRYDOWE

Chociaż lakiery hybrydowe gadżetem nie są, to nie pasowały, aby je umieścić w kategorii kosmetyków do makijażu. Dlatego wpasowałam je tutaj. 


Ze zwykłymi lakierami zawsze miałam problem. Przede wszystkim dlatego, że bardzo szybko odpryskiwały z moich paznokci. Najczęściej już na 2-3 dzień po pomalowaniu. Miałam też trudności z czekaniem, aż lakier całkowicie wyschnie. W związku z czym często chodziłam z odciśnięciami zaschniętymi na lakierze. Dlatego na bardzo długi czas porzuciłam malowanie paznokci. Używałam tylko bezbarwne odżywki, aby paznokcie ładnie się błyszczały.


Lakiery hybrydowe zrewolucjonizowały moje podejście po malowania paznokci. Teraz mogę cieszyć się pięknie pomalowanymi paznokciami przez dwa tygodnie. Potem odrosty mam już za duże i trzeba zrobić paznokcie na nowo. Lakiery, które głównie używam są marki Semilac. Wiem, że wiele osób narzeka, że ich uczulają. Ale ja używam je od ponad roku i wszystko jest w porządku. Moje koleżanki kosmetyczki też na nich pracują i nie narzekają. Dodatkowo mam też kilka lakierów marki NeoNail.


PĘDZLE

Pamiętam początki mojego makijażu i aplikowanie podkładu palcami, a cieni - pacynkami dołączonymi do nich. A potem się zastanawiałam, dlaczego mój makijaż wygląda tak nijak. Jest taki niedopracowany. Na szczęście był już wtedy internet oraz YT. Zaczęły się też pojawiać pierwsze filmiki o pędzlach, ich rodzajach, jak ich używać i jak skompletować swój pierwszy zestaw. 


Bardzo mi się przydały te filmy. Oglądnęłam ich sporo, co ułatwiło mi to skompletowanie mojego pierwszego zestawu pędzli. Nie był on duży, ale do tej pory mi służy (he he tak mi się zrymowało). Jak na moje możliwości finansowe, którymi wtedy dysponowałam, to był bardzo drogi zakup, bo na te pędzle wydałam ok. 300 zł. Ale bardzo się z nich ucieszyłam. Mój makijaż znacznie na tym skorzystał.


Ten mój pierwszy zestaw pędzli pochodzi z firmy Maestro i jakbyście byli ciekawi, to prezentowałam go w tym poście. Wszystkie te pędzle mam do tej pory. Nic się w nich nie zepsuło, nie zgubiły włosia. Jedynie napisy się z nich pościerały. Cały czas dobrze mi służą, a mam je już około 6 lat.


Potem z czasem dokupiłam jeszcze inne. Głównie te z Zoevy, ale mam też kilka pojedynczych pędzli innych marek, takich jak Sigma, Ecotools czy Sephora. Na zdjęciach w tym poście nie są pokazane wszystkie moje pędzle. Nie chciałam brać tu tych, które aktualnie używam, bo są brudne. Parę pędzli, gdy robiłam zdjęcia akurat się suszyło. Jednak w innych postach prezentowałam już posiadane przeze mnie pędzle:



ZALOTKA

Ja używam zalotki od kiedy tylko zaczęłam się malować. Używam jej za każdym razem, gdy wykonuję makijaż i nie wyobrażam sobie, aby miało być inaczej. Moje rzęsy są z natury proste. A ja lubię, gdy są ładnie podkręcone. Próbowałam stosować tusze podkręcające rzęsy, ze specjalną formulą i ze specjalną szczoteczką. Ale nie sprawdziły się u mnie. Moje rzęsy z uporem maniaka cały czas były proste. Dlatego używam zalotkę.


Nie zniszczyłam sobie nią rzęs. Nie wiem czemu wiele osób tym straszy. Czasem w trakcie podkręcania kilka rzęs mi wypadnie, ale i tak by wypadły. A dzięki temu, że zbiorę je zalotką nie lądują potem na policzku. Miałam wiele zalotek - takich zwykłych drogeryjnych. Ale potem zainwestowałam w lepszą, polecaną zalotkę z Inglota - tą czarną. Jest dobra i tak zrobiona, że podkręca rzęsy, ale zarazem za mocno ich nie ściska.



SILIKONOWA MYJKA DO PĘDZLI

Jest to mój najnowszy gadżet, bo kupiony w październiku. Ale od kiedy go pierwszy raz użyłam, to zastanawiam się czemu nie kupiłam tej myjki wcześniej. Bardzo chciałam kupić tą marki For Your Beauty z Rossmanna, ale ciągle ich nie było. Dlatego zamówiłam inną - Brush Cleaning Egg.


O pędzle trzeba dbać i je regularnie myć. Właściwie pielęgnowane długo nam posłużą, a jednocześnie unikniemy niepotrzebnych problemów ze skórą. Do tej pory myłam pędzle pocierając je w dłoniach. Kończyłam z przesuszoną i pomarszczoną skórą. Dlatego ta myjka do pędzli okazała mi się bardzo przydatna. Dodatkowo kupiłam jeszcze olejek z Isany, który jest przeznaczony do mycia ciała. Jednak już wiele razy okazywało się, że kosmetyki można stosować też na inne sposoby. A ten olejek wiele osób poleca jako dobry środek do mycia pędzli. 


Myjkę zakłada się na dwa palce, nanosi niewielką ilość środka myjącego na powierzchnię z wypustkami, a potem pociera zwilżonym pędzlem, aż do momentu, gdy pędzel będzie czysty. Następnie wystarczy spłukać wodą. Jest prosta w utrzymaniu czystości (łatwo ją umyć, a potem pozostaje spryskać płynem do dezynfekcji, albo sparzyć w gorącej wodzie).


Przedstawione tutaj gadżety nie są może jakoś bardzo odkrywcze. Zapewne słyszał o nich każdy i wiele osób je używa. Jednak są to rzeczy, które znacznie ułatwiły mi życie. Cieszę się, że na nie natrafiłam i wypróbowałam.


A Wy macie takie gadżety, które ułatwiają wam życie?
Jak wyglądałby Wasz ranking?
Czytaj dalej »

4 listopada 2016

Odżywka do rzęs Bodetko Lash - kupon rabatowy dla Was

Dziś mam dla Was tylko taki krótki post. A właściwie chciałabym przekazać informacje o zniżce w wysokości 20% na wszystkie zakupy w sklepie internetowym Bodetko Lash.
Miałam ich odżywkę do rzęs. O efektach jakie zaobserwowałam w trakcie jej stosowania napisałam już jakiś czas temu recenzję. Zużyłam ją dopiero niedawno, bo we wrześniu. Na razie robię sobie przerwę w jej stosowaniu. Ale chętnie bym do niej powróciła, bo moje rzęsy zaczynają już coraz bardziej wyglądać jak przed kuracją. W międzyczasie dostałam informację od marki Bodetko Lash o tej promocji.


Warto skorzystać, bo ta odżywka jest dosyć droga (kosztuje 149 zł za 3 ml, 89 za 1,5 ml). Sama się zastanawiam nad jej zakupem. Pierwszą odżywkę dostałam w ramach współpracy z tą marką. Jakbym chciała następną, to trzeba kupić, a taka zniżka zawsze trochę obniży cenę. Przeważnie jest też tak, że jak blogerki dają zniżki, to potem coś z tego mają, np. jakiś procent od sprzedaży, itp. Z tą zniżką tak nie jest. Ja nic nie mam od zakupów, które zostaną na nią zrobione. Wspominam o tym, bo niedawno odkryłam blog Ania Maluje. Blog prowadzi od dawna, tylko ja wcześniej do niej nie trafiłam. Podoba mi się to, że informuje ona swoich czytelników co z tego ma, jeśli ktoś skorzysta z jej kuponów rabatowych. 

Z kodem rabatowym: PureMorning 
20% zniżki 
do 30.11.2016 r.
Czytaj dalej »

31 października 2016

Bilans kosmetyczny październik - czyli zużycia i zakupy

W tym miesiącu mam bardzo malutkie zużycia, zakupy też nie większe. Dlatego pomyślałam, że najlepiej będzie je połączyć w jednym poście.


Udało mi się zużyć coś z kolorówki. To w sumie dwie rzeczy. Ale kolorówkę długo się zużywa.

Pierwszy produkt to Fluid Lirene z serii My Color Code do typu urody zima. Z 4 dostępnych kolorów ten odcień do mnie najbardziej pasował. Więcej pisałam na ich temat TUTAJ.

Zużyłam też jedną szminkę - Avon Extra Lasting w odcieniu Sunkissed Ginger. To był taki bardzo jasny, delikatny róż. Lubię takie kolory na co dzień.


Reszta zużyć już jest z kategorii pielęgnacja. Wypróbowałam maskę do włosów marki Planeta Organica - tą toskańską. Była ona często polecana na wielu blogach. Nie zawiodłam się na niej. Włosy po jej użyciu były sypkie, odpowiednio nawilżone i dociążone, nie puszyły się. Warto ją wypróbować. Do tego jest bardzo wydajna.

The Secret Soap Store z serii Pastel Love, czyli mus pielęgnacyjny pod prysznic. Miał świetny zapach, który potem jeszcze bardzo długo utrzymywał się na skórze. Ale więcej na jego temat można dowiedzieć się z recenzji.

Jesienią postanowiłam bardziej przyłożyć się do wykonywania zabiegów nawilżających na twarz. Cały mój plan opisałam TUTAJ. Na początek zrobiłam przegląd nagromadzonych masek do twarzy i teraz je zużywam. W październiku zabrałam się za Yasumi maskę z kwasem hialuronowym przeznaczoną dla każdego rodzaju cery. To było mini opakowanie (30 ml), które miałam jeszcze z jakiegoś boxa. Była to dobra maseczka. Skóra po niej była długo nawilżona, dzięki czemu mniej się przetłuszczała w strefie T.


Przejdźmy teraz do zakupów. Zamarzyła mi się silikonowa myjka do pędzli. Bardzo chciałam kupić tą z Rossmanna, ale trudno było ją dorwać. Dlatego kupiłam inną. Nie pamiętam już ile za nią zapłaciłam, ale była na promocji. Bo jej cena regularna jest dość wysoka. Kupiłam do niej olejek pod prysznic z Isany, ponieważ wiele osób go poleca jako skuteczny preparat do mycia pędzli. Używam ich już przez październik, ale na razie nie będę mówić jak się sprawdzają. Będzie o tym mowa w innym poście.


Kończy mi się krem do rąk, który noszę ze sobą w torebce, a także żel do mycia twarzy. Myślałam, że dobiją dna w październiku, ale okazuje się, że jeszcze wystarczą mi na około półtora tygodnia. Kosmetyki, którymi je zastąpię już czekają. A są to Isana Intensywny krem do rąk z mocznikiem (5,99 zł) oraz żel do mycia twarzy, który od dawna chciałam wypróbować, czyli Sylveco ten tymiankowy (17,99 zł).

A jak tam Wasze zużycia i zakupy w tym miesiącu?
Czytaj dalej »

24 października 2016

4 kosmetyki, które ułatwiają mi codzienny makijaż

Nie lubię wcześnie wstawać, ale z drugiej strony do pracy chcę wyjść umalowana. Dlatego makijaż skracam do minimum. Dodatkowo lubię, gdy kosmetyk może okazać się uniwersalny, abym mogła stosować go np. gdy mam skórę bardziej bladą lub opaloną, albo jeden zamiast dwóch. Wszystko po to, aby potrzeba było mi ich mniej. A dzięki blogowi odkryłam wiele kosmetyków, które bardzo mi w tym pomagają.



BIAŁY PODKŁAD

Jako bladolica miałam zawsze problem z doborem podkładu. Te najjaśniejsze z oferty przeważnie były dla mnie za ciemne. Od kiedy jednak wypróbowałam biały podkład, wszystko się zmieniło. Mieszam go z podkładem, który zamierzam akurat użyć, dzięki czemu jest on jaśniejszy, nie tracąc przy tym swoich właściwości.


Tym białym podkładem, który mam jest Makeup Revolution The One Foundation w odcieniu 1. Jest on biały, więc idealnie nadaje się do rozjaśnienia podkładów. Ma bardzo lekką formułę - jest wręcz wodnisty. Najczęściej wyciskam w zagłębieniu dłoni pompkę podkładu, który chcę użyć i dokładam do niego kropelkę lub dwie białego MUR. Mieszam je palcem i rozkładam punktowo na twarz. Potem równomiernie rozprowadzam pędzlem. W takich proporcjach użyty podkład nie traci swoich właściwości (krycia, wykończenia, ani trwałości), jest tylko odpowiednio jaśniejszy.


SYPKI PUDER TRANSPARENTNY

Niby taki biały proszek, a jak dużo u mnie zmienił. Kiedyś używałam pudry prasowane, które trzeba było dobierać odpowiednio kolorystycznie. Ja zawsze miałam z tym problem. Latem powinien być nieco ciemniejszy, bo jestem trochę opalona, zimą jaśniejszy. W związku z tym, że jestem bladziochem i miałam problem ze znalezieniem jasnego podkładu, to jeszcze znaleźć do tego odpowiedni puder, to było wyzwanie.


Aż w końcu natrafiłam na sypki puder transparentny marki Vipera. To była wielka rewolucja, ponieważ znalazłam puder, który dopasowuje się do podkładu. Taki który można używać cały rok. Taki, który jest wydajny, a do tego niedrogi. Od tej pory wypróbowałam już kilka pudrów transparentnych innych marek i chętnie do nich powracam. Obecnie mam puder bambusowy z Biochemii Urody, przesypany do opakowania po podkładzie mineralnym z LilyLolo (bo jest ono lepsze w codziennym użytkowaniu). Na zdjęciu puder jest lekko brązowy, ponieważ zmieszałam go z próbką podkładu mineralnego, który był dla mnie za ciemny.


Sypkie transparentne pudry, które używałam:

BAZA POD CIENIE

Moja przygoda z makijażem zaczęła się jeszcze w szkole średniej. Wiedzę o tym jak się malować czerpałam z gazet (nie było jeszcze wtedy Internetu). Do makijażu zraziłam się po tym, jak miałam problem, aby cienie się nie rolowały. Nie słyszałam jeszcze wtedy o czymś takim jak baza pod cienie. Nie były one nawet za bardzo dostępne. O bazie dowiedziałam się dużo później, gdy zaczęłam czytać pierwsze powstające blogi.


Teraz bez bazy nawet nie zabieram się za wykonywanie makijażu. Jest mi ona potrzebna, ponieważ mam dość głęboko osadzone oczy i cienie zbierają mi się mocno w załamaniach. Ale z dobrą bazą pod cienie, to już nie jest żaden problem. Moja ulubiona baza, którą używałam przez wiele lat, to ta z Artdeco. Ale lubię też bazę Lumene. Obecnie używam bazę z NYX i Catrice, albo aplikuję korektor - niektóre też się dobrze sprawdzają jako bazy pod cienie.

Bazy pod cienie, które używałam:

POMADKA W FORMIE KREDKI

Nigdy nie lubiłam używać konturówek do ust. Do tej pory nie mogę się do nich przekonać. Za to lubię używać szminki. Kiedyś bardziej wolałam błyszczyki, ale to się zmieniło. Przy aplikacji szminek lubię, gdy krawędzie są równe, ale nie lubię używać do tego pędzla. No cóż jestem takim dziwakiem pod tym względem. Dlatego szminki w kredce rozwiązały moje problemy. 


To jest moje niedawne odkrycie, które pojawiło się wraz z wypróbowaniem kultowych pomadek w kredce z Golden Rose. Łatwo jest nimi obrysować kontur i wypełnić usta kolorem. Po zastruganiu mają dalej stożkową końcówkę. Szkoda, że podczas temperowania trochę produktu się marnuje, ale coś za coś. Do ich używania przekonuje mnie wygoda ich aplikacji, a także ogrom dostępnych i pięknych kolorów do wyboru.


A Wy macie takie kosmetyki, które ułatwiają Wam codzienny makijaż?
Czytaj dalej »