14 czerwca 2020

Zużycia i czym je zastąpiłam - część I kosmetyki pielęgnacyjne

Już od dłuższego czasu nie publikuję postów ze zużytymi kosmetykami, ponieważ nie chce mi się zbierać tych opakowań. Jednak tak się złożyło, że mniej więcej w tym samym czasie skończyło mi się lub zaraz skończy sporo kosmetyków. Pomyślałam więc, że to dobry moment, aby podsumować zużycia, a zarazem pokazać czym je zastąpię, ponieważ zamierzam przetestować trochę nowych produktów.


Na początek krem do twarzy na noc. Bardzo polubiłam markę Shy Deer, dlatego kupiłam już kolejny ich produkt. Miałam Naturalny krem do skóry mieszanej i tłustej, teraz kupiłam inną wersję: Naturalny krem do skóry suchej i normalnej. Lubię oba te kremy, dlatego stosuję je zamiennie.


W wieczornej pielęgnacji skóry ważnym krokiem jest dla mnie użycie serum. Ostatnio sięgnęłam po Intensywnie regenerujące serum na noc marki Iossi. Buteleczka 10 ml wystarczyła mi na 4 miesiące regularnego stosowania. Skończyło mi się już ono końcem maja. Bardzo polubiłam tą markę, ale chciałam wypróbować często polecane Propolis Vitamin Synergy Serum marki Iunik. Używam je od początku czerwca, wiec to za wcześnie na pierwsze spostrzeżenia. Różnica w ich pojemności jest spora, bo to ma 50 ml, a do tego jest rzadsze. Powinno mi wystarczyć na długi czas.


Płynu micelarnego z Bielendy Botanic Formula zużyłam dwa opakowania pod rząd, dlatego teraz zaopatrzyłam się w inny. Kupowałam go stacjonarnie w Drogerii Natura - mieli mały wybór, a ten z Garniera był akurat na sporej promocji, więc się na niego zdecydowałam.


Dna dobija też bardzo lubiana przeze mnie Lekka emulsja 2 w 1 marki Shy Deer. Używam ją już od listopada zeszłego roku. To spory czas - okazała się być bardzo wydajna. Aplikuję jej tylko jedną pompkę na raz - tyle mi wystarczy na wykonanie demakijazu. Chętnie znów do niej powrócę, ale najpierw chciałam wypróbować jeszcze Miya MySuperSkin olejek do demakijażu i oczyszczania twarzy. Czytałam wiele pozytywnych recenzji na jego temat i zaciekawił mnie ten kosmetyk.


Kolejny kosmetyk do demakijażu, który mi się kończy to Oczyszczający koncentrat z olejem lnianym marki Polny Warkocz. Jego również bardzo lubię, ale ostatnio ciekawi mnie marka Resibo. Chciałam wypróbować kolejny kosmetyk z ich oferty - tym razem Naturalny żel myjący do twarzy.


A teraz coś do włosów. Nawet nie spodziewałam się od jak dawna używam sprayu wygładzającego i wzmacniającego włosy marki EcoLab. Okazuje się że od 2016 roku. Odkąd go wypróbowałam, to za kazdym razem jak mi się kończył, to kupowałam kolejne jego opakowanie. Moje włosy jednak się do niego za bardzo przyzwyczaiły i już potem nie widziałam fajnych efektów jego działania. Z pomocą przyszedł mi Instargam i konta włosowe, które obserwuję. Wypatrzyłam tam Detox oczyszczający spray octowy marki Cameleo. Używam go od początku miesiąca i bardzo podoba mi się efekt jaki dzięki niemu uzyskuję.


Z kosmetyków do włosów skończył mi się też olejek. Ostatnio miałam Schwarzkopf Gliss Kur Hair Repair Serum do codziennego stosowania. Od początku miesiąca stosuję BEAVER Marula Oil jedwab do włosów. Ten też jest dobry, ale z opinią na jego temat jeszcze poczekam. 


Bardzo lubię i cenię działanie jakie zapewnia ustom balsam marki Tisane. Jednak w ostatnim czasie zużyłam ich pięć opakowań pod rząd i trochę mi się znudził ten produkt. Kolejna marka, która mnie zainteresowała to Felicea. Słyszałam wiele dobrego o ich podkładzie do twarzy, ja jednak na razie skusiłam się na ich Naturalne masełko do ust.


Wyszedł z mi dość długi ten post, ale na szczęście to już koniec. Ostatni zużyty kosmetyk to krem do rąk marki Oriflame. Nie będę się o nim rozpisywać, ponieważ jego recenzja pojawiła się TUTAJ. Zastąpiłam go produktem wielofunkcyjnym jakim jest Egyptian Miracle marki Eveline. Świetnie nadaje się do smarowania rąk - kupiłam właśnie taki tłusty i treściwy krem, ponieważ od częstej dezynfekcji rąk ich skóra zaczynała mnie już piec. Ale sprawdza się też na inne przesuszone miejsca, np. łokcie.

Mieliście któryś z tych kosmetyków?
Co o nich sądzicie?
Czytaj dalej »

31 maja 2020

MYDLARNIA CZTERY SZPAKI - naturalny dezodorant w kremie bezzapachowy z ziemią okrzemkową

Jakbym miała w skrócie opisać co sądzę o Naturalnym dezodorancie w kremie marki Mydlarnia Cztery Szpaki, to użyłabym określenia: to coś czego szukałam od dawna. Używałam już wielu dezodorantów, jednak oczekiwania kontra rzeczywistość różnie się kończyły. Z niektórych byłam zadowolona, trafiłam też na totalne niewypały. Ja tylko szukam naturalnego dezodorantu, by nie blokować wydzielania potu (tak jak to robią antyperspiranty), ponieważ dzięki niemu nasze ciało funkcjonuje prawidłowo. Niestety z tym procesem wiąże się wydzielanie nieprzyjemnego zapachu. Do tego potrzebny jest skuteczny dezodorant. 


Chciałam wypróbować jak sprawdzi się ten z Mydlarni Cztery Szpaki. Znajduje się on w niedużym, szklanym słoiczku o pojemności 60 ml. Bez problemu się go odkręca. Dezodorant ma formę gęstego kremu. Stanowi to trochę problematyczne rozwiązanie, ponieważ aby zachować względy higieniczne powinno się wydobywać go szpatułką. Mi się tak nie chce i wybieram go palcem. Ma to też swoją zaletę - pod wpływem kontaktu ze skórą palców zaczyna się topić i łatwiej rozprowadza się. Dodatkowo nie podrażnia i nie powoduje świądu. Lubię go aplikować zaraz po depilacji, ponieważ nawilża i łagodzi skórę. 


Wybrałam dezodorant bezzapachowy. Ale dostępna jest też wersja cytrusowo-ziołowa. Ja nie lubię, aby zapach dezodorantu mieszał się z perfumami, ponieważ potrafiła się z tego tworzyć nieciekawa kompozycja. Ja stawiam na bezzapachowe. Ten pod tym względem się dobrze sprawdza. Oczywiście też skutecznie działa. Faktycznie neutralizuje zapach potu. Czuję się z nim komfortowo. Sprawdził się też w upały, ponieważ używam go od sierpnia zeszłego roku. Cały czas mam to samo opakowanie, a do tej pory zużyłam go pół. Jest bardzo wydajny. Wystarczy użyć jego niewielką ilość. Dlatego jego cena 39,90 zł, to nie jest tak dużo. Dodatkowo ma dobry skład. 


SKŁAD INCI: Sodium Bicarbonate [soda oczyszczona], Butyrospermum Parkii (Shea) Butter [masło shea], Potato Starch [skrobia ziemniaczana], Cocos Nucifera (Coconut) Oil [olej kokosowy], Oenothera Biennis (Evening Primrose) Seed Oil [olej z wiesiołka], Maranta Arundinacea Root Powder [maranta trzcinowa], Diatomaceous Earth [ziemia okrzemkowa], Glycerin [gliceryna], Kaolin [glinka biała], Tocopherol Acetate [witamina E].

Mieliście ten Naturalny dezodorant w kremie marki Mydlarnia Cztery Szpaki??
Co o nim sądzicie??
Czytaj dalej »

24 maja 2020

Moja wieczorna pielęgnacja twarzy - aktualizacja #2

Ostatnio zaktualizowałam wpis dotyczący porannej pielęgnacji twarzy. A teraz chciałabym wspomnieć o moich wieczornych rytuałach pielęgnacyjnych. Nadal stawiam na minimalizm - dlatego pojawi się tutaj niewiele kosmetyków. Staram się je dobierać tak, aby zapewnić skórze odpowiedni poziom nawilżenia, dać możliwość, aby się zregenerowała przez noc, a także dopasować pielęgnację do aktualnych potrzeb. Wieczorami mam na to więcej czasu niż rano.


KROK 1: mycie / oczyszczanie

Najpierw zwilżam twarz wodą. Na dłonie nabieram jedną pompkę Lekkiej emulsji 2 w 1 marki Shy Deer. Rozprowadzam i rozmasowuję ją po całej skórze, aż do momentu rozpuszczenia makijażu. Świetnie nadaje się też do demakijażu okolic oczu, ponieważ jest bardzo delikatna i nie powoduje szczypania. Zawiera w składzie sporo olejków, ale nie zostawia tłustej warstwy na skórze. Za to ją właśnie tak polubiłam. Jakby ktoś chciał poczytać więcej na jej temat, to jej recenzja znajduje się TUTAJ.


Następnie przemywam twarz wodą i domywam skórę Oczyszczającym koncentratem z olejem lnianym marki Polny Warkocz. Jest to kolejny fajny produkt polskiej firmy, który odkryłam. Skutecznie usuwa makijaż i zanieczyszczenia ze skóry, jednocześnie ją pielęgnując. Nie powoduje przesuszenia, a z drugiej strony nie pozostawia nieprzyjemnej tłustej warstwy na skórze. Ma tak lekką konsystencję, że ja traktuję ten olejek emulgujący jak żel do mycia twarzy, chociaż zawiera kilka olejów w swym składzie. Jego recenzja znajduje się TUTAJ.


Obydwa użyte wcześniej kosmetyki sprawiają, że właściwie większość makijażu jest już zmyta. Ale jeszcze na te pozostałe resztki stosuję płyn micelarny. Nasączam nim dwa waciki, przykładam je do oczu i tak trzymam przez chwilę, aby rozpuścić tusz do rzęs. Następnie przecieram resztę twarzy. Płyn micelarny spłukuję ze skóry.  Do tego etapu używam Botanic Formula - płyn micelarny: olej z konopi + szafran marki Bielenda. Przeznaczony jest do codziennego oczyszczania i demakijażu skóry wrażliwej, więc jest łagodny. Bardzo go lubię - jest to już moje drugie opakowanie tego płynu. Więcej na jego temat napisałam TUTAJ


KROK 2: serum 

Rano nie zawsze mam czas i chęć, aby używać serum. Wieczorem jednak jest to dla mnie punkt obowiązkowy.


Obecnie używam Intensywnie regenerujące serum na noc marki IOSSI. Należy je zużyć w przeciągu 4 miesięcy od otwarcia. Mi się to udało, ponieważ została mi tylko jego resztka, która wystarczy jeszcze na jedno użycie. Jest to bardzo dobry produkt, do którego jeszcze kiedyś powrócę. Na razie mam ochotę przetestować inne serum. A więcej na temat produktu marki IOSSI napisałam TUTAJ.

KROK 3: nawilżanie

Wieczorem lubię stosować bardziej treściwe i nawilżające kremy, aby dać się skórze na spokojnie zregenerować podczas snu.


Obecnie używam Naturalny krem do skóry mieszanej i tłustej marki Shy Deer. Odpowiednio nawilża skórę, a przy tym normalizuje procesy wydzielania sebum. Pozostawia efekt gładkiej i matowej skóry. Zimą stosowałam go rano i wieczorem. Odkąd zrobiło się ciepło, to używam go tylko wieczorem. Jest bardzo wydajny - mam go od lutego. Powoli zaczyna się kończyć, ale powinien wystarczyć mi do końca miesiąca.


Wieczorem aplikuję jeszcze na usta balsam. Bardzo lubię ten marki Tisane. Nakładam grubszą warstwę na noc tuż przed spaniem. Dzięki niemu skóra ust jest nawilżona i niepopękana. Nie tworzą się też suche skórki. 

A Wy jakie kosmetyki stosujecie w wieczornej pielęgnacji skóry twarzy?
Czytaj dalej »

18 maja 2020

POLNY WARKOCZ - Oczyszczający koncentrat z olejem lnianym (olejek emulgujący do mycia twarzy)

W ciągu ostatnich miesięcy staram się częściej sięgać po produkty polskich firm. Jedną z takich, które odkryłam jest Polny Warkocz. Sami o sobie piszą, że: "to linia naturalnych kosmetyków inspirowana wiedzą, kulturą oraz dziedzictwem naszych przodków. Radosne święta ognia, wody, słońca i księżyca, urodzaju i płodności tworzą pełen miłości i harmonii z naturą festiwal życia Słowian. Takie właśnie są produkty w serii Polny Warkocz. Proste i harmonijne receptury oparte na wiedzy o naturalnych składnikach, które odpowiednio zestawione wzmacniają swoje działanie, stanowią o ich wartości". Z asortymentu tej matki postanowiłam wypróbować Oczyszczający koncentrat z olejem lnianym. Jest to olejek emulgujący, czyli taki, który w kontakcie z wodą zmienia się w białą emulsję. Dzięki takiej formule jest bardzo łatwy do spłukania.


Koncentrat ten stosuję w drugiej fazie demakijażu. Najpierw przy pomocy Lekkiej Emulsji 2 w 1 marki Shy Deer rozpuszczam makijaż i zmywam jego sporą część. Następnie resztę domywam tym koncentratem. Jego niewielką ilość nanoszę na dłonie i rozprowadzam po skórze. Potem spłukuję. Produkt znajduje się w szklanym opakowaniu z pompką, co sprawia, że wygodnie się go używa. Ma on dość gęstą konsystencję, dlatego nie używam go tak jak zaleca producent, czyli na suchą skórę. Ja wolę go trochę rozmieszać z wodą. A że jest bardzo lekki, to nie pozostawia tłustej warstwy. Skutecznie usuwa makijaż, a przy okazji jest bardzo delikatny. Nie powoduje uczucia ściągnięcia, ani wysuszenia skóry. Producent poleca go do każdego rodzaju cery. Nie narusza warstwy hydrolipidowej skóry, dzięki czemu nie mam problemów z jej nadmiernym przesuszaniem. Jego zapach jest neutralny. Po demakijazu wykonanym opisanym tu duetem moja skóra jest dobrze oczyszczona, a zarazem miękka w dotyku. 


Do kupna tego produktu zachęcił mnie też jego skład. Jest on prosty, a zarazem fajnie skomponowane składniki zapewniają dobre działanie. Produkt ma pojemność 150 ml. Jego standardowa cena to ok. 50 zł. Ja kupiłam go za 44, 99 zł.

SKŁAD INCI: Prunus Amygdalus Dulcis Oil, Glycerin, Caprylic/Capric Triglyceride, Linum Usitatissimum Seed Oil, Aqua, Ricinus Communis Seed Oil, Sucrose Laurate, Rosmarinus Officinalis Leaf Water, Tocopheryl Acetate
SKŁADNIKIOlej ze słodkich migdałów, Gliceryna Roślinna, Trójglicerydy Kaprylowo – Kaprynowe, Olej lniany, Woda, Zimnotłoczony Olej Rycynowy, Laurynian Sacharozy, Hydrolat z Liści Rozmarynu Lekarskiego, Witamina E.

Używaliście kosmetyków marki Polny Warkocz?
Co o nich sądzicie?
Czytaj dalej »

27 kwietnia 2020

Moja poranna pielęgnacja twarzy - aktualizacja #2

Minęło już półtora roku od ostatniej aktualizacji na temat mojej porannej pielęgnacji twarzy. Od tego czasu niewiele się zmieniło. Nadal stawiam na minimalizm, który świetnie się u mnie sprawdza. Stawiam na kosmetyki o dobrych składach. A także staram się sięgać po te polskich marek. Przy okazji tego posta, chciałabym pokazać co używam obecnie, ponieważ odkryłam sporo fajnych kosmetyków.

KROK 1: mycie / oczyszczanie

Nadal bardzo dobrze sprawdza się u mnie mycie skóry samą wodą. Rano nie stosuję żadnych  żeli, pianek, ani mleczek. Dzięki takiej pielęgnacji moja mieszana skóra bardzo się uspokoiła. Zwłaszcza mocno przetłuszczająca się strefa T. Zbyt mocne oczyszczanie skóry doprowadzało tylko do coraz większej produkcji sebum. Obecnie moja skóra w znacznym stopniu z mieszanej stała się normalna. Po przebudzeniu rano, nie jest tłusta w strefie T. Przemycie ją wodą w zupełności wystarcza.

KROK 2: tonizowanie


Oczyszczoną skórę przecieram tonikiem lub hydrolatem. Obecnie mam hydrolat z czystka. Mój jest firmy Bioline. Znajduje się w wygodnym w użyciu opakowaniu z atomizerem. Jest on bardzo łagodny i przeznaczony do codziennej pielęgnacji każdego rodzaju skóry. Wspomaga likwidację plam i przebarwień, dzięki czemu wyrównuje koloryt skóry. Działa też ściągająco i oczyszczająco. Może być stosowany do okładów pod oczami, ponieważ zmniejsza obrzęk i opuchliznę. Ma on trochę "śmierdzioszkowy" zapach, ale idzie się do niego przyzwyczaić.

KROK 3: nawilżanie


W okresie zimowym stosowałam treściwe kremy marki ShyDeer, o których pisałam TUTAJ. Obecnie moja skóra potrzebuje czegoś lżejszego, dlatego sięgnęłam po polecany przez wiele osób krem marki Resibo - Your Light Moisturizer. Używam go rano. Mimo lekkiej konsystencji zapewnia odpowiednią dawkę nawilżenia skórze. Bardzo go polubiłam. Więcej na jego temat znajdziecie TUTAJ.

Tak wygląda moja poranna pielęgnacja twarzy. Jest prosto i szybko, ale skutecznie. A do tego bardzo minimalistycznie. Potem w zależności od dnia wykonuję makijaż lub nie nakładam już nic więcej na skórę i oczyszczam ją w wieczornej pielęgnacji.

A Wy jakie kosmetyki stosujecie w porannej pielęgnacji skóry twarzy?
Czytaj dalej »

19 kwietnia 2020

RESIBO - Your Light Moisturizer (Lekki krem nawilżający)

Przez całą zimę używałam treściwych kremów. Jednak, gdy robi się cieplej, moja skóra nie potrzebuje już aż tak silnego nawilżenia. Przestawiam się wtedy na lżejsze kremy. Bardzo dużo osób polecało Lekki krem nawilżający marki Resibo. A że nie miałam jeszcze nic z ich oferty, to postanowiłam spróbować. Dodatkowo jest to polski produkt, nie testowany na zwierzętach i wegański.


Krem znajduje się w tubce o pojemności 50 ml. Kosztuje 69 zł. Ja kupiłam go w promocji za 55,20 zł. Jest to bardzo higieniczne opakowanie, ponieważ krem wyciskamy poprzez taki długi dozownik. Tubka jest bardzo dobrze zrobiona - nie wydobywa się z niej za dużo produktu, tylko tyle ile potrzeba. Przeznaczony jest do każdego rodzaju cery. Używam go na dzień. Ma przyjemny zapach - taki świeży i cytrusowy.


Jeśli chodzi o działanie, to już sama jego nazwa wszystko mówi. Krem ma bardzo lekką konsystencję. Dzięki czemu szybko się wchłania i nie roluje się. Łatwo rozprowadza się po skórze, dlatego wystarczy używać go niedużo na raz. Niewiele większa ilość niż ta, którą widać na zdjęciu wystarcza mi na posmarowanie twarzy i szyi. Dlatego przypuszczam, że będzie bardzo wydajny. Jest wręcz idealny pod makijaż. A przy tym jest silnie nawilżający. Skóra po jego użyciu jest miękka, sprężysta i odpowiednio nawilżona. 


Sięgnęłam po ten krem również ze względu na dobry skład. Zawiera sporo składników nawilżających, które mają tworzyć na powierzchni skóry filtr chroniący przed odparowywaniem wody, takich jak np. masło cupuacu, wielkocząsteczkowy kwas hialuronowy, witamina E, olej z otrąb ryżowych, olej z pestek winogron. Gdy zaczęłam się wczytywać w opis producenta, to okazało się, że krem ten zawiera też składniki, które mają wspierać osoby z cerą ze skłonnością do rozszerzonych naczynek. Są to m.in. takie składniki jak: ekstrakt z rumianku, ekstrakt z pieprzu tasmańskiego, ekstrakt z oczaru wirginijskiego, ekstrakt z kasztanowca, ekstrakt z lipy. 

SKŁAD: Aqua, Propanediol, Glycerin, Coco-Caprylate/Caprate*, Caprylic/Capric Triglyceride*, Oryza Sativa Bran Oil, Vitis Vinifera Seed Oil, Squalane*, Polyglyceryl-2 Stearate*, Trehalose*, Theobroma Grandiflorum Seed Butter, Sodium Hyaluronate*, Tasmannia Lanceolata Fruit/Leaf Extract*, Hamamelis Virginiana Leaf Extract, Hypericum Perforatum Flower Extract, Calendula Officinalis Flower Extract, Chamomilla Recutita Flower Extract, Aesculus Hippocastanum Seed Extract, Malva Sylvestris Flower Extract, Tilia Platyphyllos Flower Extract, Mentha Piperita Leaf Extract, Achillea Millefolium Flower Extract, Tocopherol, Helianthus Annuus Seed Oil, Glyceryl Stearate*, Cetyl Alcohol, Stearyl Alcohol*, Acacia Senegal Gum*, Xanthan Gum*, Tetrasodium Glutamate Diacetate, Sodium Benzoate, Potassium Sorbate, Citric Acid, Parfum, Citral, Limonene, Geraniol, Linalool
*składniki certyfikowane

Mieliście ten kem?
Co o nim sądzicie?
Czytaj dalej »

7 kwietnia 2020

HERBATINT - trwała farba do włosów w żelu (Permanent Herbal Hair Color Gel)

Już od kilku lat nie farbowałam włosów w domu. Wolałam iść do fryzjera. Niestety moja wizyta została odwołana w związku z coronawirusem. Nie farbuję włosów zbyt często. Ostatnio byłam u fryzjera jeszcze w grudniu. Następną koloryzację zaplanowaną miałam na marzec. Skoro teraz muszę poradzić sobie sama, to pomyślałam, że to dobry moment, aby wypróbować ziołową farbę do włosów. Pierwsza jaka przyszła mi na myśl to produkt marki HERBATINT - trwała farba do włosów w żelu. Zapłaciłam za nią ok. 44 zł.


W opakowaniu znajdują się:
- 1 butelka żelu koloryzującego Herbatint 60 ml
- 1 butelka aktywatora 60 ml
- 1 saszetka Szamponu Normalizującego 15 ml
- 1 saszetka Królewskiej Odżywki w kremie 15 ml
- instrukcja
- rękawiczki

Zawartość obu buteleczek należy wymieszać w proporcji 1:1. Nie musi się zużywać całej farby na raz. Ja na początek zmieszałam jej ok. 1/3 na odrosty. Instrukcja zaleca odczekać 30 minut i potem nałożyć jeszcze farbę na całej długości włosów na 10 minut. Rozrobiłam więc jeszcze trochę, ponieważ niewykorzystaną ilość farby zmieszanej należy wyrzucić. Ostatecznie zostało mi jeszcze po 15 ml w każdej buteleczce. Tą pozostałą ilość niewykorzystanego produktu można przechowywać do następnego farbowania. Przyda mi się ona na odrosty za jakiś czas.


Żel koloryzujący i aktywator mają postać płynną. Po ich zmieszaniu otrzymujemy produkt o żelowej konsystencji. Przypomina on trochę kisiel. Łatwo się nabiera na pędzel i prosto aplikuje. Nie lubię sama nakładać farby na włosy, bo boję się, że opuszczę jakieś miejsca. Ale muszę przyznać, że jestem z siebie dumna, ponieważ poradziłam sobie z tym. Najgorsza była aplikacja farby na tył głowy, ale udało się nic nie opuścić.


Farba po zmieszaniu ma brązowy kolor, natomiast na włosach staje się ciemnozielona. Nie przestraszyłam się tego efektu, ponieważ czytałam relacje innych dziewczyn, które jej używały i opisywały, że tak się stanie. Po upływie 40 minut zabrałam się za zmywanie farby. Zastygła trochę na włosach, ale łatwo dała się spłukać. Jest to dobry pomysł, że do opakowania dołączona była saszetka z szamponem i odżywką. Chętnie je użyłam. Szampon bardzo mocno się pieni, jednak włosy już w trakcie mycia zrobiły się okropnie szorstkie i suche. Zaczęły się plątać i źle wypłukiwało się z nich ten szampon. Byłam trochę przerażona, bo nie lubię kiedy moje włosy stają się tak szorstkie. Na szczęście wszystko uratowała odżywka. Jak za dotknięciem magicznej różdżki włosy po jej użyciu zrobiły się miękkie, gładkie i rozplątały się. Działanie tej odżywki spodobało mi się tak bardzo, że zapisałam ją do mojej listy zakupów, ponieważ można ją kupić w opakowaniu pełnowymiarowym.


Wybrałam odcień 3N - ciemny kasztan z serii naturalnej. Zaraz po farbowaniu wygląda jak ciemna gorzka czekolada. Jest to kolor dla mnie zdecydowanie za ciemny. Jednak wiadomo, że farba trochę się jeszcze w trakcie kilku następnych myć z włosów wypłucze. Tak się też stało. Z czasem kolor stał się bardziej chłodny - czyli taki o jaki mi chodziło. Na zdjęciach tego za bardzo nie widać, bo kolor cały czas jest intensywny. Ale w rzeczywistości po kilku umyciach stał się nieco chłodniejszy. Farba ładnie i równomiernie kryje siwe włosy. Pojawiło mi się ich już kilka - wszystkie zostały zafarbowane. Jestem ciekawa jak ten kolor będzie się utrzymywał.

Używaliście farby do włosów w żelu marki Herbatint?
Co o niej sądzicie?
Czytaj dalej »

29 marca 2020

NABLA - wielofunkcyjna kredka Magic Pencil

Już od dawna szukałam dobrej kredki do rozświetlania wodnej linii oka. Bardzo trudno było mi znaleźć taką, która będzie odpowiednio miękka, a zarazem trwała. Mój problem z liniami wodnymi oczu jest taki, że są one bardzo trudne do pomalowania. Kredki, które do tej pory używałam nie chciały się ich czepić, albo znikały po kilku mrugnięciach okiem. Straciłam już nadzieję, że uda mi się znaleźć dobrą i trwałą kredkę. Wtedy zaczęły się pojawiać recenzje Magic Pencil marki NABLA. Postanowiłam wypróbować i okazało się, że natrafiłam na świetną perełkę. 


Jest to wielofunkcyjna, wodoodporna kredka. Może być wykorzystywana nie tylko do podkreślenia linii wodnej oka, ale również do rozświetlenia łuku brwiowego oraz kącika oka, zaznaczenia konturu ust, a także pełnić rolę eyelinera. Występuje w 3 kolorach. Jako, że mam bardzo jasną karnację wybrałam odcień najjaśniejszy, czyli LIGHT NUDE. Odkąd ją mam nie wyobrażam sobie makijażu oka bez cielistej kredki. Pomalowanie nią linii wodnej odświeża spojrzenie i powiększa oko. Ta kredka ma piękny kolor, który wygląda bardzo naturalnie, dobrze się nią maluje, a do tego jest bardzo trwała. 


Używam Light Nude już od prawie roku. Jednak dopiero niedawno wpadłam na pomysł, że może wypróbować też nieco ciemniejszy kolor z oferty Magic Pencil, czyli NUDE. Ten odcień jednak był wykupiony. Został tylko ten najciemniejszy DARK NUDE. Trochę się obawiałam czy nie będzie za ciemny, ale postanowiłam zaryzykować. O dziwo ten kolor również wygląda łądnie na linii wodnej oka. Nie do wszystkich makijaży pasuje ten najjaśniejszy odcień. Sięgam wtedy chętnie po ten ciemny. Wychodzi na to, że czasem trzeba poeksperymentować i dzięki temu odkryć nowy efekt w makijażu. 


Lubię te kredki za ich trwałość. Trzymają się dobrze na linii wodnej oka, ciężko było mi je też zmyć z dłoni po zrobieniu swatchy. Są bardzo miękkie, co jest zarazem ich plusem i minusem. Świetnie się rozprowadzają na skórze, ale ciężko jest je naostrzyć. Po zatemperowaniu są zaokrąglone, nie udało mi się uzyskać ostrego końca. Magic Pencil kosztuje 32,90 zł, jednak ja kupuję je jak są na promocji - ostatnio na przykład za 28,05 zł.  

Mieliście Magic Pencil od Nabli?
Jakie cieliste kredki Wy używacie?
Czytaj dalej »

22 marca 2020

HEAN - puder pod oczy Lightening Secret

Kosmetyk ten zbiera skrajne opinie - jedni go uwielbiają, inni za nim nie przepadają. Ja należę do osób, które wolą same przekonać się o danym kosmetyku i wyrobić sobie swoją opinię, dlatego z ciekawości kupiłam puder pod oczy Lightening Secret marki HEAN. Czy było warto? - o tym poniżej.


Jest to pierwszy puder dedykowany obszarowi pod oczy, który stosuję. Do tej pory używałam w te okolice tych samych produktów co i do reszty twarzy. Wiadomo jednak, że skóra pod oczami jest delikatniejsza, dlatego dobrze, że powstały pudry odpowiednio do niej przeznaczone. Leghtening Secret mieści się w opakowaniu pojemności 4,5 g. Jego cena (w zależności gdzie go kupujemy) waha się od 20 do 30 zł. Znajduje się w standardowym jak na pudry opakowaniu - z przekręcaną osłonką z dziurkami, przez które wysypuje się puder. 


Puder jest mocno zmielony, w dotyku gładki i aksamitny. W opakowaniu ma biały kolor, ale na skórze staje się transparentny. Dlatego nie ma się co obawiać - nie bieli skóry. Jego zaletą też jest to, że nie przyciemnia korektorów. Jedyne na początku martwiło mnie to, że zawiera bardzo dużo maleńkich, błyszczących drobinek. Trochę się przestraszyłam, że będą za bardzo się błyszczeć i sprawiać wrażenie, że ma się brokat pod oczami. Jednak nic z tego się nie dzieje. Po aplikacji na skórze delikatnie ją rozjaśnia i rozświetla. 


Nie dziwię się, że wiele osób go lubi - ja też do nich należę. W stosunkowo niskiej cenie otrzymujemy dobry produkt. Świetnie nadaje się do codziennego stosowania, ponieważ nie obciąża skóry pod oczami, ani jej nie przesusza. Nie podkreśla również nadmiernie zmarszczek. Na początku musiałam wyczuć jak go używać - jak każdy nowy produkt. Najbardziej lubię aplikować go za pomocą małego puchatego pędzla np. Kavai numer K60. Najlepiej w niewielkiej ilości i nie wklepywać, tylko lekko omieść skórę. Nie sprawdził się aplikowany gąbką - zbyt mocne dociskanie powoduje bielenie i ściągnięcie skóry. Może dlatego niektórzy go nie polubili, ponieważ próbowali go aplikować metodą bakingu. 


Zawiera w składzie krzemionkę (silica) i to już na drugim miejscu. Jest to bardzo ważna informacja, ponieważ puder ten będzie powodował efekt flashback, czyli na zdjęciach z lampą błyskową będzie mocno odbijał światło tworząc białe plamy pod oczami. Puder ten dobrze się sprawdzi na co dzień, ale gdy będziemy mieć robione zdjęcia trzeba pamiętać, aby go nie używać. 

Skład INCI: Talc, Silica, Dimethicone/Vinyl Dimethicone Crosspolymer, HDI/Trimethylol, Hexyllacetone Crosspolymer, Polymethyl Methacrylate, Dimethicone, Cyclopentasiloxane, Trimethylsiloxysilicate, Mica, Synthetic Fluorphlogopite, Phenoxyethanol, Sclerocarya Birrea (Marula) Oil, Tocopheryl Acetate, Ethylhexylglycerin, [+/- CI 77891]

Mieliście ten puder?
Co o nim sądzicie?
Czytaj dalej »

15 marca 2020

KLEPACH PRO - pigment do powiek z serii UltraKameleon

Ostatnio skupiłam się głównie na kosmetykach pielęgnacyjnych. Dziś natomiast chciałabym zaprezentować ciekawy pigment, który niedawno odkryłam. Z tego co słyszałam, to pigmenty te są bardzo popularne za naszą wschodnią granicą. U nas dopiero powoli stają się znane. Ja dowiedziałam się o nich z filmików na YT. A że jestem sroką i uwielbiam wszystko co się błyszczy, to postanowiłam wypróbować. 


Na początek kupiłam tylko jeden pigment z serii UltraKameleon. Po pierwsze dlatego, że jest jeszcze mało opinii o nich u nas. Jestem nimi zaciekawiona - może później dokupię ich więcej. A poza tym są dość drogie. Pigment pojemności 0,4 g kosztuje ok. 36 zł. Ja kupiłam mój na promocji za około 31 zł. Jednak nadal uważam, że to sporo, dlatego mam tylko jeden.


Ciężko było mi się zdecydować, który kolor wybrać, ponieważ występują w wielu pięknych odcieniach. Dlatego postawiłam na taki, który będzie neutralny i pasujący do różnych makijaży. Padło na odcień numer 719. W opakowaniu wygląda na brązowy. Jednak po aplikacji na powiekę ukazuje swoje prawdziwe oblicze. Jest to kolor różowy mieniący się na złoto. Ja bardzo lubię takie odcienie. Z oferty pigmentów podoba mi się też numer 710, 711 i 720.


Pigment ten charakteryzuje się dobrą pigmentacją i wysoką jakością. Daje piękny efekt, który można różnicować. Gdy chcę, aby był intensywny aplikuję go na bazę np. Glitter Primer z Nyx. Podbija to kolor pigmentu, a także jego trwałość. Tworzy się wtedy z niego piękna tafla. Jednak nie zawsze pasuje taki efekt. W makijażu na co dzień lubię czasem użyć po prostu sam pigment (bez bazy), tak delikatnie, aby uzyskać tylko taki mały błyszczący akcent. 


UltraKameleon znajduje się w plastikowym, zakręcanym słoiczku. Posiada sypką formułę. Wygodnie nabiera się go z tego małego słoiczka. Ja aplikuję go palcem - tak się jakoś nauczyłam używać pigmenty. Wtedy mam dobre wyczucie jak go rozłożyć na powiece. Jednak można też robić to za pomocą pędzla z syntetycznego włosia.

Słyszeliście o pigmentach Klepach Pro? 
A może je mieliście?
Co o nich sądzicie?
Czytaj dalej »

9 marca 2020

IOSSI - Intensywnie regenerujące serum na noc

Kosmetyki Iossi przewijały się na wielu blogach i filmach na YT. Niby wiedziałam o istnieniu tej marki, ale jakoś wcześniej nie zainteresowałam się nią. Od pewnego czasu staram się zmienić kosmetyki, które używam, stawiając na te naturalne. Fajnie też byłoby, gdyby firma była polska, ponieważ chcę wspierać nasze marki. Tym oto sposobem kupiłam swój pierwszy kosmetyk marki Iossi, czyli Intensywnie regenerujące serum na noc.


Występuje ono w dwóch pojemnościach: 10 i 30 ml. Pod względem ceny bardziej opłaca się brać większą, bo kosztuje 89 zł. Ja jednak nie wiedziałam jak się ten produkt sprawdzi i wolałam kupić tą mniejszą buteleczkę, której cena to 44 zł. Producent zaleca, aby używać je w niewielkiej ilości (2-3 krople). Ja użynam nieco więcej, bo 5-6 kropli (na twarz, szyję i dekolt). Mimo to jest ono wydajne. Jednak należy pamiętać, aby zużyć je w przeciągu 4 miesięcy. Ja moje serum stosuję już miesiąc, a zużycie mam niewielkie. Powinnam wyrobić się w zalecanym terminie, jednak z tą większą pojemnością miałabym już problem. 


Serum to używa się bardzo wygodnie, ponieważ mieści się w buteleczce z pipetką. Dzięki temu jestem w stanie odmierzyć odpowiednią ilość kropli. Nic się nie rozlewa, nie marnuje, ani nie wylewa za dużo. Buteleczka jest szklana i przyciemniana. Produkt stosuję w ten sposób, że aplikuję serum bezpośrednio na dłonie i delikatnie wmasowuję w oczyszczoną skórę twarzy, szyi i dekoltu. Serum ma intensywnie pomarańczowy kolor, który przez pewien czasu utrzymuje się na skórze. Nie trwa to długo - tylko do momentu wchłonięcia. Jeśli chodzi o jego zapach jest on przyjemny, taki nieco orientalny. Na serum aplikuję potem jeszcze krem nawilżający.


Marka Iossi ma kilka rodzajów serum w swojej ofercie, ja wybrałam to, ponieważ przeczytałam, że ma najlepsze właściwości nawilżające, regenerujące, odżywcze i przeciwzmarszczkowe. Po miesiącu regularnego używania mogę stwierdzić, że tak właśnie jest. Jedynie właściwości przeciwzmarszczkowe można ocenić dopiero w dłuższej perspektywie, ale pozostałe zaobserwowałam. Nie mogę wszystkich zalet przypisać tylko temu serum, ponieważ równolegle z nim stosuję również dobre kremy nawilżające (pisałam o nich tutaj). Ich współdziałanie daje fajne rezultaty. Moja mieszana skóra uspokaja się, miejsca suche są bardziej nawilżone, a tłusta strefa T nie przetłuszcza się tak jak kiedyś. Moja skóra wreszcie zmierza w kierunku, aby stać się jak najbardziej zbliżona do normalnej. 


Jego skład jest bardzo dobry. Główne składniki w nim zawarte to: jojoba, winogrona, wiesiołek, baobab, ogórecznik, zarodki pszenicy, dzika róża, rokitnik, naturalna witamina E, witamina C, paczuli, mirra, cedr, kadzidłowiec, cynamon, lawenda, kocanka, nagietek. Widać tu sporo olejków, ale są one bardzo dobrze wchłaniane. Jest to produkt przeznaczony do stosowania na noc, aby dać możliwość skórze się uspokoić i zregenerować.

SKŁAD INCI: Simmondsia Chinensis Seed Oil*, Vitis Vinifera Seed Oil, Oenothera Biennis Oil, Adansonia Digitata Seed Oil, Borago Officinalis Seed Oil*, Triticum Vulgare Germ Oil, Rosa Canina Fruit Oil*, Squalane, Helianthus Annuus Seed Oil & Beta-Carotene, Hippophae Rhamnoides Fruit Oil, Natural Mixed Tocopherols & Helianthus Annuus Seed Oil, Ascorbyl Palmitate, Pogostemon Cablin Oil, Commiphora Myrrha Oil, Cedrus Atlantica Bark Oil, Boswellia Carterii Oil, Cinnamomum Zeylanicum Leaf Oil, Lavandula Angustifolia Oil, Helichrysum Italicum Extract, Calendula Officinalis Flower Extract, Benzyl Benzoate**, Cinnamal**, Eugenol**, Limonene**, Linalool**.
*składniki pochodzące z certyfikowanych upraw organicznych
**naturalne składniki olejków eterycznych


Jestem bardzo zadowolona z Intensywnie regenerującego serum na noc. Jak go zużyję, to bardzo chętnie przetestuję inne serum tej marki: nawilżające lub rozświetlające - jeszcze się nie zdecydowałam które. Spodobał mi się również program ZeroWasteByIossi. Polega on na tym, że można zwracać opakowania po wszystkich produktach tej marki do partnerów, zwrócić podczas targów lub odesłać do producenta. Po odebraniu opakowań firma wysyła na adres e-mail specjalny kod na kolejne zamówninie. Po jego wpisaniu do zamówienia zostanie dodane małe serum do twarzy i torebka nasion do wysiania.

Mieliście to serum?
Co o nim sądzicie?
A może mieliście pozostałe sera z oferty tej marki?
Czytaj dalej »

1 marca 2020

SHY DEER - polska marka kosmetyków naturalnych. Czy warto wypróbować?


Sami o sobie piszą, że: "Shy deer to nieśmiały młody jeleń, który jest dla nas symbolem młodości, niewinności i  kontaktu z naturą, której bliskości niejednokrotnie nam w życiu codziennym brakuje. Naszym celem jest dostarczenie najlepszych właściwości płynących z dobrodziejstw pochodzenia roślinnego w formie produktów do pielęgnacji. Zależy nam, aby używając ich móc poczuć się bliżej natury i za ich sprawą wyglądać i czuć się młodziej i piękniej. Warto pamiętać, że jeleń jest zwierzęciem roślinożernym – chcemy tym podkreślić, że kosmetyki shy deer są odpowiednie dla wegan i wegetarian". Bardzo zaciekawiła mnie ta marka kosmetyczna, dlatego na początek kupiłam trzy kosmetyki spośród ich asortymentu.


LEKKA EMULSJA 2 w 1

Przeznaczona jest do oczyszczania i demakijażu do każdego rodzaju skóry. Ja mam cerę mieszaną i dobrze sprawdza się w jej oczyszczaniu, ponieważ nie przesusza miejsc gdzie skóra jest sucha, a zarazem nie potęguje nadmiernego wydzielania sebum w strefie T. Bardzo polubiłam stosować ją do mycia i odświeżania skóry. Lekka emulsja 2 w 1 ma lekką i płynną konsystencję. Po zmyciu nie zostawia tłustej warstwy na skórze - z czego jestem bardzo zadowolona. Jest  wydajna, ponieważ do demakijażu wystarczy jedna jej pompka. Używam jej od listopada zeszłego roku, czyli już 4 miesiące, a wciąż jeszcze ok. 1/4 opakowania mi zostało.


Stosuję ją w ten sposób, że najpierw zwilżam skórę wodą. Emulsję aplikuję na dłonie (nie na wacik), ponieważ zwiększa to jej wydajność. Rozprowadzam i rozmasowuję ją po całej skórze, aż do momentu rozpuszczenia makijażu. Świetnie nadaje się też do demakijażu okolic oczu, ponieważ jest bardzo delikatna i nie powoduje szczypania. Następnie przemywam twarz wodą. Potem używam jeszcze żelu do mycia, ale jest to produkt innej firmy - napisze o nim innym razem, ponieważ też jest wart uwagi.

Dodatkowo emulsja ta ma bardzo dobry skład. Zawiera m. in.: olej słonecznikowy, hydrolat z lawendy, olej z pestek malin, witaminę E. Opakowanie pojemności 200 ml kosztuje ok. 60 zł. Ja zapłaciłam za nie mniej, bo załapałam się na promocję, czyli 44,39 zł.

SKŁAD INCI: Aqua*, Helianthus Annuus (Sunflower) Seed Oil*, Lavandula Angustifolia (Lavender) Flower Water*, Pelargonium Graveolens (Geranium) Flower Water*, Propanediol**, Palm Kernel/Coco Glucoside*, Isoamyl Laurate (and) Isoamyl Cocoate*, Glycerin*, Linum Usitatissimum (Linseed) Seed Oil*, Sorbitan Laurate (and) Polyglyceryl-4 Laurate (and) Dilauryl Citrate**, Citrus Sinensis (Orange) Peel Oil*, Morinda Citrifolia Fruit Powder Extract*, Rubus Idaeus (Raspberry) Seed Oil*, Tocopherol*, Sodium Hyaluronate**, Parfum*, Benzyl Alcohol (and) Salicylic Acid (and) Glycerine (and) Sorbic Acid**, Xanthan Gum*, Lactic Acid*, Limonene***, Citral***
*Składnik pochodzenia naturalnego
**Składnik certyfikowany jako organiczny
*** Składnik naturalnego olejku eterycznego

NATURALNY KREM 
DO SKÓRY SUCHEJ I NORMALNEJ

Krem ten przeznaczony jest do skóry suchej. Właśnie takie kremy lubię stosować w okresie jesienno-zimowym do mojej skóry mieszanej, ponieważ intensywnie nawilżają skórę. Używałam go przez zimę, dzięki czemu nie odczuwałam nieprzyjemnego uczucia ściągnięcia skóry. Dodatkowo krem ten eliminował szorstkość i łuszczenie. Miał on konsystencję taką jakby piankową, ale dość treściwą.


Można go stosować zarówno na dzień jak i na noc. Ja tak właśnie robiłam. Rano używałam go w mniejszej ilości - gdyż wtedy szybciej się wchłaniał i stanowił świetne przygotowanie skóry pod makijaż. Wieczorem aplikowałam już standardową ilość kremu, dzięki temu skóra przez noc mogła się zregenerować. Pisze o nim w czasie przeszłym, ponieważ już go zużyłam. Wystarczył mi na 3 miesiące codziennego stosowania rano i wieczorem. Zostawiłam sobie tylko opakowanie do zrobienia zdjęć i napisania o nim na blogu. Krem ma pojemność 50 ml i standardowo kosztuje ok. 80 zł - ja kupowałam go na promocji za 59,19 zł.

SKŁAD INCI: Lavandula Angustifolia (Lavender) Flower Water*, Pelargonium Graveolens (Geranium) Flower Water*, Propanediol**, Cetearyl Olivate (and) Sorbitan Olivate**, Glycerin**, Butyrospermum Parkii (Shea) Butter*,  Aqua*, Helianthus Annuus (Sunflower) Seed Oil*, Caprylic/Capric Triglyceride (and) Aloe Barbadensis (Aloe Vera) Leaf Extract*, Isoamyl Laurate (and) Isoamyl Cocoate*, Leuconostoc/Radish Root Ferment Filtrate**,  Cetyl Alcohol**, Citrus Sinensis (Orange) Peel Oil*, Stearic Acid*, Squalane*,  Morinda Citrifolia Fruit Powder Extract*,  Acai Fruit Powder Extract*, Rubus Fruticosus (Blackberry) Fruit Powder Extract*, Saccharide Isomerate (and) Aqua (and) Citric Acid (and) Sodium Citrate**, Tocopherol*, Sodium Lactate***, Sodium Hyaluronate**, Benzyl Alcohol (and) Salicylic Acid (and) Glycerin (and) Sorbic Acid**, Xanthan Gum*, Parfum*, Limonene****, Citral****
*Składnik pochodzenia naturalnego
**Składnik certyfikowany jako organiczny
***Składnik akceptowany w kosmetykach naturalnych
****Składnik naturalnego olejku eterycznego

NATURALNY KREM 
DO SKÓRY MIESZANEJ I TŁUSTEJ

Od lutego używam Shy Deer w wersji do skóry mieszanej i tłustej. Chciałam wypróbować kolejny krem z oferty tej marki. Tym razem wybrałam ten dedykowany typowo do mojej skóry mieszanej. Jestem z niego równiez zadowolona jak z tego do skóry suchej.


Odpowiednio nawilża skórę, a przy tym normalizuje procesy wydzielania sebum. Pozostawia efekt gładkiej i matowej skóry. Stosuję go rano i wieczorem - tak samo jak powyżej opisywany krem. Dobrze nadaje się pod makijaż.


Jest bardzo wydajny. Zużyłam na razie 1/3 opakowania. Powinien mi jeszcze wystarczyć na mniej więcej 2 miesiące regularnego stosowania. Opakowanie pojemności 50 ml kosztuje ok. 80 zł - ja kupiłam go na promocji. Jest to dość drogo, ale biorąc pod uwagę jego wydajnośc i skład myslę, że warto wypróbować.

SKŁAD INCI: Pelargonium Graveolens (Geranium) Flower Water*, Lavandula Angustifolia (Lavender) Flower Water*, Propanediol**, Cetearyl Olivate (and) Sorbitan Olivate**, Helianthus Annuus (Sunflower) Seed Oil*, Caprylic/Capric Triglyceride (and) Aloe Barbadensis (Aloe Vera) Leaf Extract*, Isoamyl Laurate (and) Isoamyl Cocoate*, Glycerin**, Leuconostoc/Radish Root Ferment Filtrate**, Aqua*, Silica*, Cetyl Alcohol**, Butyrospermum Parkii (Shea) Butter*, Glycerin (and) Aqua (and) Echinacea Purpurea Extract*, Citrus Sinensis (Orange) Peel Oil*, Stearic Acid*, Punica Granatum (Pomegranate) Fruit Powder Extract*, Rubus Fruticosus (Blackberry) Fruit Powder Extract*, Tocopherol*, Squalane*, Sodium Hyaluronate**, Sodium Lactate***, Benzyl Alcohol (and) Salicylic Acid (and) Glycerin (and) Sorbic Acid**, Parfum*, Xanthan Gum*, Limonene****, Citral****
*Składnik pochodzenia naturalnego
**Składnik certyfikowany jako organiczny
***Składnik akceptowany w kosmetykach naturalnych
****Składnik naturalnego olejku eterycznego

PODSUMOWANIE

Jestem bardzo zadowolona z działania tych kosmetyków. Odpowiednio nawilżają, a także normalizują procesy wydzielania sebum. Mają przyjemny zapach cytrusów. Odkąd je stosuję zauważyłam, że moja skóra zmieniła się na lepsze. Zawsze miałam problemy z przetłuszczającą się strefą T. Teraz moja mieszana skóra, dzięki odpowiednio dobranej pielęgnacji już tak nie szaleje - z mieszanej staje się powoli typem normalnym. 

Używaliście kosmetyków marki Shy Deer?
Co o nich sądzicie?
Czytaj dalej »