Natrafiam na mało kosmetyków, które mnie rozczarowują. Większość tych, które używam działa dobrze i jestem z nich zadowolona. W ciągu ostatnich miesięcy jednak uzbierało mi się kilka takich produktów, na które muszę ponarzekać, a przed jednym to was nawet ostrzec. Nie przedłużając - zapraszam na post z trzema kosmetykami, które się u mnie nie sprawdziły.
EVELINE FACEMED+ oczyszczająca maseczka peel-off do twarzy ze spiruliną 3 w 1
Nie pamiętam już skąd ją mam. Raczej jej nie kupiłam. Pewnie dostałam. Jednak jak już się u mnie znalazła, to postanowiłam ją wypróbować. Maseczka ta zawiera spirulinę, dlatego ma kolor ciemno zielony. Producent podaje, że ma ona za zadanie dogłębnie oczyszczać skórę, a zarazem regulować wydzielanie sebum. Musze przyznać, że nie wiem czy tak działa, ponieważ użyłam ją tylko raz - i to było o ten jeden raz za dużo.
Problemem jest jej gęsta konsystencja. Aplikacja tej maski na skórę jest problematyczna, bo ciężko ją równomiernie rozłożyć, a do tego jeszcze cienko. Jednak to nic w porównaniu ze zmywaniem. Niby jest to maska typu peel-off, więc powinna zastygnąć i dać się ściągnąć. Tak jednak się nie stało. Nie chciała też spłukać się wodą. Musiałam ścierać ją po kawałku płatkami kosmetycznymi. To była męczarnia. Skończyłam z podrażnioną i zaczerwienioną skórą.
Nie zamierzam jej więcej używać. Opakowanie trzymałam tylko po to, aby zrobić zdjęcia do posta, a zaraz potem ląduje do kosza. Miałam już maseczki peel-off innych firm i jak dotąd nie miałam z nimi takich problemów. Nie polecam Wam jej. A jak zerkniecie na jej recenzje na wizaz.pl, to zobaczycie, że więcej osób miało z nią podobne problemy. Dodatkowo martwi mnie Alcohol Denat. już na drugim miejscu w składzie. Zresztą sami zobaczcie:
SKŁAD INCI: Aqua, Alcohol Denat., Polyvinyl Alcohol, Glycerin, Sucrose, Propylene Glycol, Arctium Lappa Root Extract (korzeń łopianu większego), Calendula Officinalis Flower Extract (wyciąg z kwiatów nagietka lekarskiego), Citrus Limon Fruit Extract (wyciąg z cytryny), Humulus Lupulus Cone Extract (wyciąg z chmielu zwyczajnego), Hypericum Perforatum Flower/Leaf/Stem Extract (ekstrakt z dziurawca), Salvia Officinalis Leaf Extract (ekstrakt z szałwii), Saponaria Officinalis Root Extract (ekstrakt z mydlnicy lekarskiej), Spirulina Maxima Extract (ekstrakt ze spiruliny), Panthenol, Menthol, Charcoal Powder, Sodium Acetate, Parfum, Phenoxyethanol, Ethylhexylglycerin, Citric Acid, Sodium Benzoate, Potassium Sorbate, Mica, CI 77891, CI 19140, CI 74160.
Problemem jest jej gęsta konsystencja. Aplikacja tej maski na skórę jest problematyczna, bo ciężko ją równomiernie rozłożyć, a do tego jeszcze cienko. Jednak to nic w porównaniu ze zmywaniem. Niby jest to maska typu peel-off, więc powinna zastygnąć i dać się ściągnąć. Tak jednak się nie stało. Nie chciała też spłukać się wodą. Musiałam ścierać ją po kawałku płatkami kosmetycznymi. To była męczarnia. Skończyłam z podrażnioną i zaczerwienioną skórą.
Nie zamierzam jej więcej używać. Opakowanie trzymałam tylko po to, aby zrobić zdjęcia do posta, a zaraz potem ląduje do kosza. Miałam już maseczki peel-off innych firm i jak dotąd nie miałam z nimi takich problemów. Nie polecam Wam jej. A jak zerkniecie na jej recenzje na wizaz.pl, to zobaczycie, że więcej osób miało z nią podobne problemy. Dodatkowo martwi mnie Alcohol Denat. już na drugim miejscu w składzie. Zresztą sami zobaczcie:
SKŁAD INCI: Aqua, Alcohol Denat., Polyvinyl Alcohol, Glycerin, Sucrose, Propylene Glycol, Arctium Lappa Root Extract (korzeń łopianu większego), Calendula Officinalis Flower Extract (wyciąg z kwiatów nagietka lekarskiego), Citrus Limon Fruit Extract (wyciąg z cytryny), Humulus Lupulus Cone Extract (wyciąg z chmielu zwyczajnego), Hypericum Perforatum Flower/Leaf/Stem Extract (ekstrakt z dziurawca), Salvia Officinalis Leaf Extract (ekstrakt z szałwii), Saponaria Officinalis Root Extract (ekstrakt z mydlnicy lekarskiej), Spirulina Maxima Extract (ekstrakt ze spiruliny), Panthenol, Menthol, Charcoal Powder, Sodium Acetate, Parfum, Phenoxyethanol, Ethylhexylglycerin, Citric Acid, Sodium Benzoate, Potassium Sorbate, Mica, CI 77891, CI 19140, CI 74160.
BELL Multi Mineral Anti-Age Concealer
Korektor ten kupiłam będąc kiedyś w Biedronce. Przyglądnęłam się kosmetykom marki Bell, ponieważ wiele osób na YT chwaliło, że poprawiły swoją jakość i wiele z nich warto kopić. Ja akurat skusiłam się na ten korektor. Ma fajny, jasny kolor i nie ciemnieje - to tyle z jego zalet. Poza tym, to same wady.
Ma bardzo słabe krycie. Nie jestem w stanie zamaskować nim niedoskonałości, które przebijają jeszcze przez podkład. Nie nadaje się też pod oczy, ponieważ mocno zbiera się w załamaniach skóry. Opakowanie też jest kiepskie, gdyż w trakcie wyjmowania aplikatora wypada kółeczko (nie wiem jak się to fachowo nazywa), które ma zbierać jego nadmiar. Dlatego przeważnie wyjmuje mi się go za dużo. Mimo wszystko postanowiłam go zużyć, jednak nie jako korektor. Dzięki temu, że jest bardzo jasny, to mieszam go z nieco za ciemnymi podkładami. Nie zmienia ich konsystencji, ani właściwości. Fajnie spisuje się jako rozjaśniacz.
SLEEK SHINE gąbka do makijażu blender ścięty
Już od około roku nie używam pędzli do aplikacji podkładu, tylko gąbki. Moje ulubione to te z Blend it. Jednak lubię też testować inne. Gdy robiłam zamówienie w jednym ze sklepów internetowych, to brakowało mi kilku złotych do darmowej przesyłki. Dorzuciłam więc do zamówienia tą gąbeczkę. Kosztowała 5,99 zł, więc pomyślałam, że jak będzie dobra, to fajnie mieć taką tanią alternatywę. Dodatkowo zaciekawił mnie jej kształt, ponieważ jest ścięta z jednej strony.
Przez pierwsze dni używało mi się jej fajnie. Jednak bardzo szybko to się zmieniło. Zepsuła się w przeciągu miesiąca. Wiem, że takie gąbeczki należy często wymieniać ze względów higienicznych, jednak te, które miałam do tej pory spokojnie wystarczały mi na 3 miesiące codziennego używania.
Ta gąbeczka ma nieco inną powierzchnię - jest bardzo gładka. Gąbki przeważnie są porowate i lekko chropowate. Sleek Shine szybko zaczęła robić smugi z podkładu w trakcie aplikacji. Po koło trzech tygodniach nie dawała się już domyć z podkładu. Widać to na zdjęciach - nie da się jej bardziej domyć, chociaż próbowałam robić to na kilka sposobów. Ostatecznie w czwartym tygodniu mocno popękała. Nie używam jej już i nie zamierzam więcej gąbek tej marki kupować.
Ma bardzo słabe krycie. Nie jestem w stanie zamaskować nim niedoskonałości, które przebijają jeszcze przez podkład. Nie nadaje się też pod oczy, ponieważ mocno zbiera się w załamaniach skóry. Opakowanie też jest kiepskie, gdyż w trakcie wyjmowania aplikatora wypada kółeczko (nie wiem jak się to fachowo nazywa), które ma zbierać jego nadmiar. Dlatego przeważnie wyjmuje mi się go za dużo. Mimo wszystko postanowiłam go zużyć, jednak nie jako korektor. Dzięki temu, że jest bardzo jasny, to mieszam go z nieco za ciemnymi podkładami. Nie zmienia ich konsystencji, ani właściwości. Fajnie spisuje się jako rozjaśniacz.
SLEEK SHINE gąbka do makijażu blender ścięty
Już od około roku nie używam pędzli do aplikacji podkładu, tylko gąbki. Moje ulubione to te z Blend it. Jednak lubię też testować inne. Gdy robiłam zamówienie w jednym ze sklepów internetowych, to brakowało mi kilku złotych do darmowej przesyłki. Dorzuciłam więc do zamówienia tą gąbeczkę. Kosztowała 5,99 zł, więc pomyślałam, że jak będzie dobra, to fajnie mieć taką tanią alternatywę. Dodatkowo zaciekawił mnie jej kształt, ponieważ jest ścięta z jednej strony.
Przez pierwsze dni używało mi się jej fajnie. Jednak bardzo szybko to się zmieniło. Zepsuła się w przeciągu miesiąca. Wiem, że takie gąbeczki należy często wymieniać ze względów higienicznych, jednak te, które miałam do tej pory spokojnie wystarczały mi na 3 miesiące codziennego używania.
Ta gąbeczka ma nieco inną powierzchnię - jest bardzo gładka. Gąbki przeważnie są porowate i lekko chropowate. Sleek Shine szybko zaczęła robić smugi z podkładu w trakcie aplikacji. Po koło trzech tygodniach nie dawała się już domyć z podkładu. Widać to na zdjęciach - nie da się jej bardziej domyć, chociaż próbowałam robić to na kilka sposobów. Ostatecznie w czwartym tygodniu mocno popękała. Nie używam jej już i nie zamierzam więcej gąbek tej marki kupować.
A Wy mieliście któryś z tych kosmetyków?
Co się u Was ostatnio nie sprawdziło?
Znam jedynie korektor Bell i... jest moim ulubieńcem ;) Używam go już cztery lata i nigdy nie wypadł mi z niego ogranicznik zbierający nadmiar korektora ;) Poza tym korektory zazwyczaj niesamowicie zbierają mi się w zmarszczkach pod oczami, a ten tego nie robi :D
OdpowiedzUsuńFajnie, że się u Ciebie sprawdza. Ja jednak go nie lubię.
UsuńNie miałam przyjemności ( wątpliwej z pewnością ) i nie znam żadnego z tych kosmetyków.
OdpowiedzUsuńAle wiem też, że każda z nas jest inna i to co zachwyca jedną, innej może kompletnie nie pasować.
Dokładnie - inne osoby mogą lubić te kosmetyki.
UsuńTak to już niestety jest, że nie u każdego wszystko się sprawdza. Dla mnie bublami okazały się zachwalany żółty tusz Lovely czy Wibo Fixing Powder.
OdpowiedzUsuńTak bywa. Dobrze, że jesteśmy różni i dzięki temu, że jest tak duży wybór kosmetyków, to każdy znajdzie coś dla siebie.
UsuńŻadnego z nich nie testowałam i szczerze mówiąc nawet sie jakos nie przymierzałam i raczej juz nie bede ;p
OdpowiedzUsuńCzasem można i takie kosmetyki wypróbować, bo pojawiły się komentarze osób, które lubią których z tych kosmetyków.
UsuńW Twoich bublach jest mój ulubiony korektor, który przebija jakością marki wysokopółkowe;).
OdpowiedzUsuńŻeby uzyskać mocne krycie, zostawiam go na chwilę po oczami i zajmuję się np. nakładaniem różu. Po tej czynności dopiero rozprowadzam korektor:). U mnie nie wchodzi w załamania.
To fajnie, że się u Ciebie sprawdził. Ja próbowałam używać go na wiele sposobów i nigdy mi się nie podobał efekt jaki uzyskiwałam.
UsuńW przypadku maseczek typu peel-off alkohol to jest standard w składzie. Zapamiętam sobie, żeby nie kupować tej maseczki.
OdpowiedzUsuńMoże i standard. Ale maseczka jest tragiczna do zmywania.
UsuńNiestety nie znam zadnego :(
OdpowiedzUsuńTak bywa.
UsuńNa szczęście żaden z tych kosmetyków/akcesoriów nie wpadł w moje kosmetyczne łapki. I o dziwo, jakoś tak i bubli brak...
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy :)
To fajnie jak nie trefiły Ci się żadne buble.
UsuńNie miałam żadnego z nich, więc chyba i dobrze:D Buziaczki:**
OdpowiedzUsuń:)
UsuńSwego czasu lubiłam korektory Bell, ale potem coś pozmieniali i już mi nie pasują ;/
OdpowiedzUsuńJa do tej pory mało kosmetyków tej marki kupowałam. Mimo że ten korektor mnie zawiódł, to chyba spróbuję coś jeszcze ich przetestować.
UsuńNa szczęście żadnego z ich nie miałam :)
OdpowiedzUsuńAle może u Ciebie by się lepiej sprawdziły.
UsuńTen korektor też mnie zawiódł 😒
OdpowiedzUsuńAle są też osoby, które go lubią.
UsuńZnam tylko korektor Bell i u mnie jedynym problemem było to,że dziwnie mnie piekł nakładany pod oczy, więc skończył jako baza dla cieni na powiece i był ok, ale nie skusiłam się więcej na niego i w sumie nie żałuję. Pozostałej dwójki nie znam i zapewne się nie poznamy jednak 😉
OdpowiedzUsuńJa go używam do rozjaśniania nieco za ciemnych podkładów.
UsuńNie znam ich i lepiej niech tak zostanie ;) lubię takie przestrzegające teksty
OdpowiedzUsuńPojawiły się tu też komentarze osób, u których coś z tych produktów się sprawdziło.
Usuń