Czy zdarzyło Wam się mieć ropne zmiany na policzkach, podczas gdy reszta cary była w dobrym stanie? Ja doświadczałam takiej sytuacji. Dopiero po jakimś czasie dowiedziałam się, że jest to związane z reakcją skóry na barwniki (a szczególnie czerwony) zawarte w różach do policzków. Mogą one powodować wysypki i podrażnienia. A występują w miejscu, gdzie aplikujemy róż. Niestety te zmiany na skórze długo się potem goją. Przypuszczam, że wiele osób może o tym nie wiedzieć.
Nie chcę rezygnować z używania róży do policzków, ponieważ lubię efekt jaki dają. Dlatego postanowiłam zacząć używać te z naturalnym składem, bo chciałabym mniej szkodzić mojej skórze i nie pogarszać jej stanu. Z tego powodu do moich kosmetyków dołączył prasowany róż marki Lily Lolo.
Lily Lolo ma jeszcze w ofercie róże sypkie. Jednak ja wolałam ten prasowany. Jest to fajne rozwiązanie dla osób lubiących minerały, ale niemogących opanować ich sypkiej formuły. Róż znajduje się w małym, eleganckim opakowaniu z lusterkiem mieszczącym 4g produktu. Jest to fajne rozwiązanie, bo nie zajmuje dużo miejsca w kosmetyczce.
Róż kosztuje 60,20 zł i można go kupić TUTAJ. Nie jest to mało, ale jest bardzo wydajny, ma świetny skład, a dodatkowo warto wypatrywać różnych promocji w sklepie.
Spodobał mi się odcień Coming up Roses. Jest to brudny, chłodny róż o matowym wykończeniu. W okresie jesieni i zimy lubię sięgać po takie kolory. W opakowaniu wygląda na bardzo ciemny kolor. Jednak dopiero po aplikacji na skórze ukazuje się całe jego piękno. Jest on bardzo mocno napigmentowany. Wystarczy leciutko musnąć po nim pędzlem, a już nabiera się go wystarczająco. Dlatego używam go około dwa tygodnie, a nie widać żadnego zużycia.
Odkąd go używam ten róż, to nie pojawiają mi się nowe zmiany ropne na policzkach. Tylko te, które już miałam goją się. Wszystko to dzięki temu, że ma on bardzo fajny skład. Gdybym nie wiedziała, że to róż, to wzięłabym go za kosmetyk pielęgnacyjny. W składzie zawiera m.in.: olej jojoba, olej arganowy, olej z pestek granatu, olej manuka. No spójrzcie sami na ten skład:
MICA, SIMMONDSIA CHINENSIS (JOJOBA) SEED OIL, ARGANIA SPINOSA (ARGAN) KERNEL OIL, PUNICA GRANATUM (POMEGRANATE) SEED OIL, TOCOPHEROL, HELIANTUS ANNUUS (SUNFLOWER) SEED OIL, LEPTOSPERMUM SCOPARIUM (MANUKA) OIL, SODIUM HYALURONATE, ERYNGIUM MARTIMUM CALLUS CULTURE FILTRATE, [+/- CI 77891 (TITANIUM DIOXIDE), CI 77742 (MANGANESE VIOLET), CI 77491 (IRON OXIDE), CI 77499 (IRON OXIDE)]
Jeśli chodzi o trwałość, to jest ona dobra. Aplikowałam go zarówno na podkład mineralny jak i tradycyjny. Za każdym razem nie miałam mu nic do zarzucenia. Podoba mi się w nim też to, że intensywność koloru na skórze zależy od ilości nakładanych warstw. A dodatkowo jest to kosmetyk wegański. Lubię go używać i bardzo chętnie po niego sięgam. Jak na razie nie mam mu nic do zarzucenia.
Mieliście róże do policzków marki Lily Lolo?
Co o nich sądzicie?
na pierwszy rzut oka dość ciemny...fajnie, że kosmetyki mineralne mogą równiezbyć trwałe
OdpowiedzUsuńPo aplikacji na skórze nie jest taki ciemny.
UsuńNie miałam nic z tej firmy, mój ulubiony róż jest z Sephory :-)
OdpowiedzUsuńMiałam kiedyś róż z Sephory. Miał śliczny cukierkowy kolor.
UsuńCały sekret opanowania sypkich różów mineralnych tkwi w odpowiednim pędzlu :) Bardzo mnie kuszą prasowane produkty Lily Lolo, nie tylko róże, ale z uwagi na naturalny skład i różne oleje, szybko się psują. Gdybym była minimalistką i posiadała jeden róż, jeden puder itd. to by było ok, ale z uwagi na ilość posiadanych kosmetyków perspektywa szybkiego zepsucia się jest dość nierozsądna, nie zdążyłabym poużywać ;) Sypkie z kolei mają bardzo długą trwałość, nawet dłuższą niż jest napisane na opakowaniu, pod warunkiem zachowania higieny użycia :)
OdpowiedzUsuńJa mam obecnie dwa róże. Ten z Lily Lolo oraz z drugi z FreshMinerals. Raczej je zużyję zanim się zepsują.
Usuńnie wiedziałam, że mają prasowane produkty - super!! ja właśnie nie przepadam za sypkimi produktami :P toleruję tylko pigmenty i fixery :)
OdpowiedzUsuńOd pewnego czasu wprowadzili i prasowane wersje róży, bronzerów i cieni do powiek.
UsuńTen kolorek jest prześliczny ;) Normalnie zakochałam się ;)
OdpowiedzUsuńMi też się bardzo spodobał.
Usuńmam kilka kosmetyków Lily Lolo, ale prasowanego różu nie zdążyłam jeszcze poznać.
OdpowiedzUsuńJa też miałam już kilka produktów tej marki, ale nie miałam na przykład jeszcze ich bronzera.
UsuńNie znam marki ani produktu. Zaś produktu mineralnego nie miałam jeszcze w posiadaniu :-)
OdpowiedzUsuńTo dziwne, bo recenzji kosmetyków Lily Lolo przewinęło się już sporo na blogach i YT.
UsuńNa szczęście nie miałam nigdy takich problemów ze skórą. Czasami coś mnie uczuliło, ale wtedy to bardziej miałam czerwoną i piekącą skórę.
OdpowiedzUsuńFaktycznie róż w opakowaniu wyglądał na bardzo ciemny, ale na skórze wygląda ślicznie:) taki delikates! Lily Lolo bardzo lubię:)
To, że róż wygląda na ciemny jest trochę winy w moim aparacie, że go tak pokazuje. W rzeczywistości jest on znacznie jaśniejszy. Widać to gdy rozprowadziłam go na skórze.
Usuńkurcze mógłby być i jako bronzer dla mnie;D
OdpowiedzUsuńNo raczej nie nadaje się na bronzer.
UsuńRóż w takim wydaniu jest najlepszy, przynajmniej dla mnie :)
OdpowiedzUsuńDla mnie również.
UsuńTego nie znam, chodź widziałam już u dziewczyn innych. Ja uwielbiam róże od Annabelle Minerals, piękne kolorki mają a i wydajność podobnie jak tutaj mega!
OdpowiedzUsuńRozejrzę się jakie są te róże z Anabelle Minerals.
Usuńmyślałam, że to nie mój kolor ale na skórze wygląda ładnie. Bardzo lubię Lily Lolo.
OdpowiedzUsuńTak - na skórze jest o wiele jaśniejszy. Tylko na zdjęciach tak ciemno wyszedł.
Usuńnie znam tej firmy zupełnie, ale róż ma rewelacyjny kolor :)
OdpowiedzUsuńMi się też ten kolor bardzo spodobał.
UsuńSkład naprawdę super! Muszę się koniecznie przyjrzeć bliżej kosmetykom tej firmy :)
OdpowiedzUsuńWarto się im przyjrzeć :))
UsuńSłyszałam o tej firmie. Produkt wydaję się być ciekawy. :D
OdpowiedzUsuńLubię tą firmę. Wcześniej miałam głównie ich podkłady mineralne. Teraz chciałam wypróbować też i inne kosmetyki.
Usuńładnie sie prezentuje
OdpowiedzUsuńTak - to ładny kolor :))
UsuńMam coraz bardziej dość drogeryjnych róży, na ten mam wielką ochotę. Szkoda, że cena dość wysoka, ale za to bez porównania skład.
OdpowiedzUsuńNiestety te drogeryjne są w większości bardzo takie, bo mają znacznie gorszy skład.
Usuńodcień jest boski!
OdpowiedzUsuńdlatego go wybrałam :))
UsuńPrzepięknie wygląda ♥
OdpowiedzUsuń:))
UsuńWygląda bardzo ładnie :) Szkoda, że nie pokazałaś jak wygląda na twarzy :)
OdpowiedzUsuńNie wychodzą mi ładne zdjęcia twarzy.
UsuńMiałam prasowany róż z Lily Lolo w odcieniu In the pink, zużyłam go całkowicie (przepiękny odcień), co właściwie rzadko mi się zdarza w przypadku tego typu kolorówki :)
OdpowiedzUsuńTo musiał być piękny kolor. Mi też rzadko zdarza się jakiś róż zużyć do końca.
UsuńWprawdzie przestawiam się teraz na kosmetyki naturalne, ale zaczęłam od pielęgnacji. Kolorówka musi poczekać ;)
OdpowiedzUsuńJa mam trochę kolorówki i pielęgnacji. Ale nie wszystkie kosmetyki, które mam są naturalne.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńLubię kosmetyki Lily Lolo, ale tego różu jeszcze nie miałam.
OdpowiedzUsuń:*